Orbán po trzech latach odzyskał w Parlamencie większość konstytucyjną. Teraz będzie mógł zrealizować swoją polityczną idee fix, rozpocząć kampanię przeciwko organizacjom pozarządowym, lawirować w polityce europejskiej oraz zacieśnić relacje z Polską. Jednak z perspektywy węgierskiego Kowalskiego niewiele się zmieni.

W okolicach szóstej rano, Narodowe Biuro Wyborcze podało wyniki po przeliczeniu 98,85% głosów. Niekwestionowane zwycięstwo odniósł rządzący nieprzerwanie od 2010 roku Fidesz w koalicji z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową.

Co ważniejsze dla premiera Orbána, znowu będzie dysponował większością konstytucyjną. W powyborczym przemówieniu, Orbán pośród osób, którym dziękował wymienił i premiera Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego, jak mówił, dziękujemy za to, że tutaj przyjechali nas wsparli. Jakby zapomnieć, że przyjazd do Budapesztu motywowany był odsłonięciem pomnika smoleńskiego, a nie angażowaniem się w kampanię wyborczą szczególnie w jej newralgicznym okresie.

Sukces Viktora Orbána jest bezdyskusyjny, jest jednym z nielicznych polityków w Europie, którzy sprawują trzecią (a w ogóle czwartą) kadencję z rzędu. Tym bardziej, mogąc pochwalić się większością konstytucyjną (133 głosy). Orbán był zainteresowany jedynie 2/3. To była idea fix jego politycznej wizji, którą teraz będzie mógł bez problemu realizować.

Na drugim miejscu uplasował się prawicowy Jobbik, który uzyskał 26 miejsc. Na trzecim koalicja Węgierskiej Partii Socjalistycznej i partii Dialog (20 mandatów), następnie Koalicja Demokratyczna (9 mandatów), ugrupowanie Polityka Może Być Inna (8 mandatów). Po jednym mandacie otrzymali: poseł partii Razem (1), kandydat niezależny oraz – co zdarzyło się po raz pierwszy w historii – przedstawiciel krajowego samorządu mniejszości niemieckiej.

Fideszowi udało się przejąć część elektoratu Jobbiku na wsi, poszerzając bazę wyborczą o 295 000 głosów. Dotychczas nigdy nie udało się partii z pomarańczowym logiem wygrać wyborów przy tak wysokiej, przekraczającej 69% frekwencji. Kolejny raz Orbán świetnie wyczuł nastroje i pokazał polityczny kunszt i obycie. Można być jego krytykiem na płaszczyźnie politycznych decyzji, ale nie marketingu politycznego i kreacji, których jest mistrzem.

Główne pytania, które zadają sobie teraz wszyscy dotyczą tego, co jutro, pojutrze, za miesiąc. Oficjalnie niewiele wiadomo, bowiem, jak pisaliśmy, Fidesz nie przedstawił programu wyborczego. A zatem constans, ale jaki? Z pewnością uchwalony zostanie pakiet Stop Soros, który ma uderzyć w organizacje NGO, które wspierają masową migrację. Do tego niezbędna jest większość konstytucyjna, którą premier dysponuje, odzyskał ją po trzech latach, gdy uległ dwukrotnie opozycji w wyborach uzupełniających w 2015 roku.

W polityce zagranicznej nie należy spodziewać się znaczących korekt. W stosunkach z Unią Europejską, to obecnie najbliższy rok można spodziewać się dotychczasowych kierunków działania, a także próbę wejścia do głównego nurtu, pozostając jednocześnie poza nim. Największą niewiadomą będzie stosunek Węgier do relokacji uchodźców, z Budapesztu wciąż płyną komunikaty, wskazujące, że Węgry są gotowe na współpracę. Przyszłość relacji z Unią Europejską determinować będzie tak Brexit, jak i wybory do Parlamentu Europejskiego. W najbliższy czwartek z koeli komisja LIBE Parlamentu Europejskiego opublikuje raport dotyczący praworządności na Węgrzech, który nada ton tym relacjom.

A co w relacjach z Polską? Polityczne zacieśnienie więzi? Wydaje się, że przede wszystkim utrzymanie dobrych relacji politycznych, ale z węgierskiej perspektywy ̶ nie za wszelką, tutaj interes i racja Węgier pozostaną na pierwszym miejscu. Z perspektywy zwykłego Kowalskiego nie zmieni się praktycznie nic.