Sobota jest w Egipcie pierwszym dniem żałoby narodowej, ogłoszonej w związku z piątkowym zamachem na meczet na północy półwyspu Synaj, w którym zginęło 235 osób. Był to najkrwawszy atak w historii Egiptu. W sobotę mają odbyć się pierwsze pogrzeby ofiar.

Prezydent Abd el-Fatah es-Sisi zapowiedział, że powstanie pomnik w hołdzie ofiarom - podają państwowe media, nie precyzując, gdzie ma on stanąć.

W piątek grupa napastników zdetonowała ładunek wybuchowy przed wypełnionym wiernymi meczetem w Bir al-Abd koło miasta Al-Arisz na północy półwyspu Synaj i otworzyła ogień do uciekających w popłochu ludzi. Zamachowcy atakowali karetki pogotowia, które przyjechały na miejsce. Zginęło 235 osób, a 109 zostały rannych. Według świadków napastnicy mieli zasłonięte twarze i byli ubrani w mundury wojskowe.

Wciąż żadna organizacja nie przyznała się do ataku, ale wiele wskazuje, że stali za nim dżihadyści.

Sisi obiecał, że rząd odpowie na atak z "brutalną siłą". W odwecie armia przeprowadziła naloty na tereny w pobliżu miejsca zamachu, na wschodzie Synaju, gdzie siły bezpieczeństwa od dawna walczą z egipskim odłamem Państwa Islamskiego (IS).

Zamach, który zalicza się do najkrwawszych na świecie od ataków z 11 września 2001 roku w USA, zszokował Egipcjan, zwłaszcza że dotychczas zamachowcy rzadko atakowali meczety w kraju.

"Terroryzm w domu Allaha" - tytułują w sobotę swe artykuły niektóre gazety. Na znak żałoby pierwsze strony wielu gazet są czarne.

Media podają, że w sobotę modlitwy we wszystkich meczetach w kraju mają być poświęcone "męczennikom", czyli zabitym w zamachu.

Bliscy tych, którzy odnieśli obrażenia, udali się do miasta Ismailia w pobliżu Kanału Sueskiego, dokąd przetransportowano rannych. W sobotę mają odbyć się pogrzeby niektórych ofiar.

Telewizje pokazują zdjęcia ciał leżących przed meczetem, a także materiały ze szpitali, w których leczeni są ranni.

Zamach był wymierzony w meczet al-Rawda, do którego uczęszczają wyznawcy sufizmu, czyli muzułmańskiego nurtu mistycznego. Już wcześniej byli oni prześladowani przez islamistycznych bojowników w regionie. Dżihadyści uważają wyznawców sufizmu za heretyków.

Imam kairskiego uniwersytetu Al-Azhar, jednego z najważniejszych ośrodków teologicznych sunnizmu na świecie, Ahmed al-Tajeb, który sam jest przedstawicielem sufizmu, potępił "w najostrzejszych słowach barbarzyński atak terrorystyczny".

Wydaje się, że za zamachem stała organizacja Prowincja Synaj, której arabska nazwa brzmi Wilajat Sinai. Organizacja jest lojalna wobec IS i wzięła na siebie odpowiedzialność za najkrwawsze ataki w regionie z ostatnich lat.

Sytuacja na półwyspie Synaj pogorszyła się po obaleniu w 2013 roku przez ówczesnego dowódcę sił zbrojonych Sisiego wywodzącego się z Bractwa Muzułmańskiego szefa państwa Mohammeda Mursiego.

Konflikt w regionie pochłonął setki ofiar. Dżihadyści zabijali głównie policjantów i żołnierzy, ale ostatnio zaczęli koncentrować się również na celach cywilnych, atakując nie tylko chrześcijan i przedstawicieli sufizmu, ale też lokalne plemiona, które współpracują z siłami bezpieczeństwa. Islamiści uważają ich za zdrajców.

W lutym po serii ataków z Al-Arisz masowo uciekli chrześcijanie. Od grudnia ub.r. ponad 100 chrześcijan, głównie Koptów, zginęło w zamachach na kościoły i inne miejsca na Synaju i w całym kraju.

Dotychczas za najbardziej brutalny zamach w Egipcie uważano atak bombowy z 31 października 2015 roku na rosyjski samolot czarterowy. Lecąca do Petersburga maszyna rozbiła się 23 minuty po wylocie z Szarm el-Szejk z powodu eksplozji pozostawionej na pokładzie bomby o wadze 1,5 kg. Zginęło 224 pasażerów i członków załogi.