Sąd w Vancouver (Kolumbia Brytyjska) przystąpił dziś do ustalania okoliczności zgonu Polaka, Roberta Dziekańskiego, który poniósł śmierć 14 października 2007 r. na międzynarodowym lotnisku w Vancouver, w rezultacie porażenia policyjnym paralizatorem (taserem).

W pierwszej fazie postępowania sąd zajmował się ogólnie sprawą stosowania paralizatorów przez policję. Wkrótce ma zostać opublikowany szczegółowy raport na ten temat.

Dziekański, z zawodu robotnik budowlany, który zdecydował się na emigrację do Kanady, feralnego dnia przyleciał do Vancouver, gdzie miał się spotkać ze swoją matką u której miał zamieszkać.

Po bezskutecznym oczekiwaniu przez 10 godzin, Dziekański, który nie mówił po angielsku, zaczął zachowywać się w sposób niezrównoważony, m.in. rzucając lotniskowym umeblowaniem.

Interweniujący funkcjonariusze Królewskiej Konnej Policji pięciokrotnie razili go paralizatorem. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez lotniskowe kamery i opublikowane przez liczne sieci telewizyjne. Umieszczono je także w internecie. W rezultacie interwencji Dziekański zmarł.

Do tragedii doszło w rezultacie nieporozumienia

Do tragedii doszło w rezultacie nieporozumienia, bowiem Dziekański oczekiwał na matkę w sektorze odbioru bagażu pasażerów lotów międzynarodowych, do którego osoby z zewnątrz nie mają wstępu. W tym czasie jego matka oczekiwała na niego w innej części lotniska.

Zdaniem niektórych świadków, Polak był w stanie przypominającym alkoholowe delirium.

Sprawa Dziekańskiego wywołała w Kanadzie publiczną dyskusję na temat brutalności policji, a zwłaszcza dopuszczalności stosowania paralizatorów.