Prezydent Andrzej Duda odmówił patronatu nad obchodami ustanowionego w ubiegłym roku Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Obywateli Polskich na Kresach II RP, przypadającego 11 lipca, w rocznicę krwawej niedzieli, czyli kulminacji zbrodni wołyńskiej. I bardzo dobrze zrobił.



W moich słowach nie ma sprzeczności z tym, co pisałem przed rokiem. Sejmowa uchwała, przedstawiająca polskie stanowisko wobec Wołynia, przegłosowana w dużej mierze wspólnymi siłami partii rządzącej i opozycji, była dobrą podstawą do ujednoznacznienia polsko-ukraińskiej gry pozorów, w której także my udawaliśmy, że nie myślimy o Wołyniu tego, co rzeczywiście myślimy. Natomiast kierowany przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego społeczny komitet obchodów święta, który prosił o taki patronat, jest strukturą, od której polskie władze powinny trzymać się z daleka.
Jak wymienia strona osobista ks. Isakowicza-Zaleskiego, jest tam Bartosz Bekier, działacz prokremlowskiej, skrajnie prawicowej Falangi, który po wybuchu wojny o Zagłębie Donieckie pojechał na miejsce, by opiewać w panegirykach donieckich watażków walczących z wojskami rządowymi. Jest prof. Bogusław Paź z Wrocławia, który w 2015 r. drastyczny film przedstawiający torturowanie ukraińskich jeńców przez donieckich separatystów opatrzył komentarzem „banderowskie ścierwa dostają łomot aż miło”. Jest zakochany w Obozie Narodowo-Radykalnym „raper narodowy”, a nawet sam szef ONR Aleksander Krejckrant. Jest Grzegorz „kościół–szkoła–strzelnica” Braun. Są wreszcie ludzie, którzy utrzymywali kontakty ze środowiskiem podejrzewanego o szpiegostwo lidera prokremlowskiej partii Zmiana Mateusza Piskorskiego.
Nikomu z nich nie można postawić zarzutu agenturalności na rzecz Rosji, bo nie ma na to dowodów. Nie ulega jednak wątpliwości, że skrajnie prawicowe, antyukraińskie środowiska w Polsce są inwigilowane przez Moskwę, co wykazuje na co dzień Marcin Rey z facebookowego serwisu „Rosyjska V kolumna w Polsce”. Część – może większość z nich – działa i głosi swoje poglądy z pobudek ideowych, do czego w demokratycznym państwie mają prawo, o ile nie nawołują do nienawiści lub łamania prawa. Tyle że szczerość w działaniu wbrew polskiej racji stanu to wciąż niewystarczająca referencja, by prezydent Rzeczypospolitej obejmował patronatem organizowane przez nich imprezy. Nawet pod wzniosłymi i słusznymi hasłami upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu.
Niestety, nie cały obóz rządzący zachował podobną czujność, co urzędnicy Kancelarii Prezydenta. W skład komitetu wchodzi choćby wiceminister obrony Michał Dworczyk, a także inni posłowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości. Ponadpartyjność zapewnili politycy ruchu Kukiz’15, ale i marszałkowie Opolszczyzny Andrzej Buła (Platforma Obywatelska) i Mazowsza Adam Struzik (Polskie Stronnictwo Ludowe). A wydawałoby się, że trzy lata po Krymie i Donbasie, w warunkach wypowiedzianej Zachodowi przez Moskwę wojny informacyjnej, powinna dominować zasada ostrożności we współpracy ze środowiskami prorosyjskimi.