Protesty w 145 miastach Rosji, do których doszło w poniedziałek, to za mało, by odsunąć od władzy prezydenta Władimira Putina, ale są to podwaliny fundamentalnej zmiany na rosyjskiej scenie politycznej - ocenia w środę amerykański ośrodek Stratfor.

Niedawne protesty w Rosji są godne uwagi zarówno ze względu na ich skalę, jak i zasięg geograficzny; odbyły się w około 145 miastach; w samej Moskwie na ulice wyszło - według różnych ocen - od 25 do 100 tys. osób, choć według danych oficjalnych demonstrantów było tylko 5 tys. - podaje Stratfor.

Nowaja Gazieta napisała, że marsze przeszły przez ulice ponad 200 miast.

Oznaką tego, że Kreml nie ma zamiaru ustępować, było rozlokowanie w całym kraju znacznych kontyngentów sił bezpieczeństwa, zwłaszcza w Moskwie i Petersburgu - pisze Stratfor.

W Moskwie drogę przemarszu protestujących policja zablokowała barierami ustawionymi na ulicy Twerskiej - centralnej arterii miasta. Jak ocenia Stratfor, była to oczywista manifestacja siły, choć oficjalnie bariery ustawiono z okazji festiwalu kostiumów historycznych; w poniedziałek obchodzono święto państwowe - Dzień Rosji.

Podczas protestów zatrzymano około 1000 osób. Przed manifestacją w Moskwie zatrzymany został jej organizator, jeden z liderów opozycji w Rosji Aleksiej Nawalny.

Dziesiątki osób zatrzymano również w innych miastach Rosji, m.in. w Kaliningradzie, Tule, Władywostoku, Soczi, Kazaniu, Norylsku, Lipiecku, Nowogrodzie Wielkim i Machaczkale.

Według Stratforu manifestacje są oznaką, że w Rosji zachodzą poważne zmiany. "Protesty te wyrosły organicznie z całego mnóstwa krzywd i pretensji związanych z korupcją w sferach rządowych, brakiem demokracji i stagnacją w gospodarce" - pisze Stratfor.

"Poczucie krzywdy wynika z samej natury rosyjskiego systemu (politycznego), a tego nie da się łatwo zreformować" - ocenia dalej ośrodek.

Należy jednak obserwować dalsze oznaki zmian, które wprawdzie na razie "nie odsuną Putina od władzy, ale mogą prowadzić do małych zwycięstw wyborczych", a te z czasem mogą osłabić poparcie dla prezydenta. Warto obserwować, czy Nawalny i jego zwolennicy będą w stanie współpracować z innymi ośrodkami opozycji - pisze Stratfor.

"Tymczasem wzrost popularności odnotowuje ostatnio Partia Komunistyczna, a jedna z jej wchodzących gwiazd Andriej Kłyczkow to młoda krew w ugrupowaniu, które zazwyczaj opierało się na starszej grupie wiekowej. I Kłyczkow też wyraża poparcie dla Nawalnego" - podkreśla ośrodek, oceniając, że jakaś forma sojuszu tych ugrupowań "może się kiedyś stać potężną siłą wymierzoną w Putina i Kreml".