W przededniu ważnego szczytu liderów Sojuszu resort obrony zaprezentował wyniki Strategicznego Przeglądu Obronnego. I jest gotów zadeklarować, że bardziej zaangażuje się w walkę z Państwem Islamskim.
Zapowiedzi zakupu nowego i modernizacji obecnego sprzętu, a do tego zmiana podejścia do planowania strategicznego – takie założenia znalazły się w zaprezentowanej wczoraj przez wiceministra obrony Tomasza Szatkowskiego jawnej części Strategicznego Przeglądu Obronnego.
Postulowane są w nim m.in. zmiana podejścia do zakupów uzbrojenia (większe zwracanie uwagi na relację koszt – efekt) oraz uporządkowanie wszelkich aktów prawnych dotyczących obronności. Problem w tym, że sam SPO nie jest jak na razie w żaden sposób ujęty w ramach prawnych procesu planowania działań MON i pokazuje, jak powinny wyglądać siły zbrojne w stosunkowo odległej perspektywie roku 2032. Bazując na zaprezentowanej części jawnej, można mieć poważne wątpliwości, czy jest on realny, choćby z powodów finansowych.
Prezentacja SPO odbyła się w ważnym momencie. Jutro prezydent Andrzej Duda i minister obrony Antoni Macierewicz wezmą udział w spotkaniu przywódców państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli. Jak wynika z rozmów z przedstawicielami głowy państwa, jesteśmy gotowi zobowiązać się do większego udziału w wojnie przeciw tzw. Państwu Islamskiemu. Na przykład wysyłając na Bliski Wschód więcej polskich F-16. W zamian oczekujemy jednak jednoznacznego potwierdzenia decyzji szczytu warszawskiego o wzmocnieniu wschodniej flanki Paktu. I tego, by w nieodległej przyszłości nie uznano, że zagrożenie na Wschodzie zmalało i z tym można obniżyć poziom zaangażowania w Polsce, krajach bałtyckich czy Rumunii.
– To wydarzenie jest politycznie bardzo ważne, bo po raz pierwszy na spotkaniu przywódców pojawi się Donald Trump. Oczekiwania amerykańskiego prezydenta wobec Sojuszu są znane. Chodzi o zwiększenie wydatków, bardziej sprawiedliwy udział w ponoszeniu ciężarów kolektywnej obrony i większe zaangażowanie sojuszników w zwalczanie Państwa Islamskiego – tłumaczy Wojciech Lorentz, analityk ds. bezpieczeństwa z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Trudno prognozować, co powie amerykański polityk, ponieważ jego dotychczasowe wypowiedzi dotyczące Sojuszu są niespójne.
Jens Stoltenberg, sekretarz generalny Sojuszu, zapowiadał, że w pierwszej kolejności omawiane ma być właśnie „rozkładanie ciężaru” kolektywnej obrony oraz walka z terroryzmem. W kuluarach mówi się o tym, że administracja amerykańska będzie dążyć do tego, by luźne wytyczne Sojuszu, które mówią o tym, że państwa członkowskie powinny wydawać na obronność co najmniej 2 proc. swojego PKB, powinny być bardziej skonkretyzowane. W ubiegłym roku ten postulat spełniło zaledwie pięć z 28 krajów NATO i Amerykanie oczekują konkretnych zobowiązań od poszczególnych państw co do dat w kwestii zwiększenia wydatków w tym obszarze. To jednak budzi zrozumiały opór niektórych państw. W tym kontekście Polska wygląda nieźle i jeśli faktycznie od przyszłego roku zwiększymy nasz budżet obronny (projekt jest w konsultacjach międzyresortowych), to będziemy mogli pokazywać się jako państwo, które swoje zobowiązania sojusznicze traktuje poważnie. Wtedy łatwiej tego samego oczekiwać od innych.
Drugim ważnym punktem ma być walka z Państwem Islamskim, co po poniedziałkowym zamachu w Manchesterze może stać się jeszcze bardziej istotne. Amerykanie nieoficjalnie mówią, że warto, by NATO oficjalnie stało się częścią koalicji walczącej z ISIS. I tak państwa organizacji albo koalicję popierają, albo biorą czynny udział w walkach. Jednak oficjalne przystąpienie Sojuszu do koalicji mogłoby być kosztowne politycznie w krajach arabskich, gdzie organizacja i tak jest postrzegana jako narzędzie Ameryki i zbrojne ramię Zachodu. W ramach tej koalicji Polska wysłała cztery samoloty F-16 i około dwustu żołnierzy do ich obsługi do Kuwejtu oraz kilkudziesięciu żołnierzy sił specjalnych do Iraku. O tym, że zwiększymy nasze zaangażowanie w tym rejonie, mówi się już od jakiegoś czasu, ale dotychczas żadne decyzje jeszcze nie zapadły.
Polska wysłała już do Kuwejtu cztery F-16 i 200 żołnierzy
ROZMOWA
Paweł Soloch szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego
Jesteśmy gotowi do większego zaangażowania w wojnę przeciw terrorystom
Jakie mamy oczekiwania w związku z jutrzejszym spotkaniem liderów Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli?
Prezydent Andrzej Duda wielokrotnie podkreślał, że punktem wyjścia musi być utrzymanie sojuszniczej jedności. Przekaz NATO musi być spójny, co oczywiście często wiąże się z kompromisami. Wszystkim powinno także zależeć na utrzymaniu więzi transatlantyckich pod niewypowiedzianym, ale oczywistym przywództwem Stanów Zjednoczonych. Z kolei zza Atlantyku oczekujemy potwierdzenia zaangażowania w sam Sojusz i bezpieczeństwo w Europie. Traktujemy obecność USA w Europie jako podstawowy element bezpieczeństwa europejskiego.
Donald Trump jako jedyny prezydent USA jak na razie nie poparł wprost art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Krytyczne uwagi pod adresem NATO, przede wszystkim co do jego skuteczności, były elementem kampanii wyborczej. Zapewniam, że administracja amerykańska docenia znaczenie NATO w dziedzinie bezpieczeństwa i potwierdza swoje sojusznicze zobowiązania. Jeśli spojrzymy tylko na fakty, a nie retorykę, to polityka Stanów Zjednoczonych względem NATO jest kontynuowana, a decyzje ze szczytu w Warszawie i związane z nimi zobowiązania wojskowe są realizowane. Natomiast w perspektywie oczekiwań USA w Brukseli ważnymi tematami będzie również kwestia budżetów obronnych i większej partycypacji Europy we wspólnych kosztach, a także walka z terroryzmem. Polska wstępnie zgłosiła gotowość do zwiększenia naszego udziału w tej misji.
Czyli można się spodziewać, że wyślemy kolejne F-16 do Kuwejtu?
Wyrażamy gotowość i z takim też przesłaniem prezydent jedzie na szczyt, jednak o konkretach zdecydujemy po dyskusji wśród członków koalicji.