Decyzja prezydenta Rosji Władimira Putina o niewydalaniu amerykańskich dyplomatów to "gest miłosiernego cara", nie zachwieje ona jego pozycją wewnętrzną - uważa ekspert PISM Anna Maria Dyner. Putin nie chce psuć relacji rosyjsko-amerykańskich w przededniu objęcia urzędu przez Donalda Trumpa - dodała.

Prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył w piątek, że podjął decyzję, by nie wydalać z kraju amerykańskich dyplomatów w odpowiedzi na ogłoszone dzień wcześniej sankcje władz USA, które poinformowały o uznaniu za osoby niepożądane 35 rosyjskich dyplomatów.

Putin powiedział, że Rosja nie będzie zniżać się do "poziomu kuchennej nieodpowiedzialnej dyplomacji", ale rezerwuje sobie prawo do odpowiedzi na amerykańskie sankcje. Dodał, że "dalsze kroki w sprawie odbudowy rosyjsko-amerykańskich stosunków będą podejmowane po wzięciu pod uwagę polityki, jaką będzie prowadzić administracja prezydenta Donalda Trumpa".

Ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, kierownik Programu Europa Wschodnia Anna Maria Dyner pytana przez PAP o decyzję Putina odparła, że prezydent Rosji podejmując tę decyzję już ją uzasadnił. "On powiedział, że wprawdzie prawo odpowiedzi zostaje po jego stronie, jednak nie chce psuć relacji amerykańsko-rosyjskich w przededniu objęcia urzędu przez Donalda Trumpa" - podkreśliła Dyner.

"Putin skomentował też, że nie był to zbyt ładny krok ze strony odchodzącej administracji prezydenta Baracka Obamy, choć stwierdził jednocześnie, że jest gotów do dalszych rozmów. I wydaje się, że decyzja ta temu miała służyć, tzn. żeby nie przeciągać tej sytuacji" - zaznaczyła ekspertka.

Jak zauważyła należy też pamiętać o tym, co powiedział Donald Trump, który "dość krytycznie odniósł się do informacji, że to rosyjscy hakerzy mieli wpływ na amerykańską kampanię". Według ekspertki wydalenie z Rosji amerykańskich dyplomatów mogłoby tak naprawdę świadczyć na niekorzyść Rosji.

"Rosja podtrzymuje, że nie jest winna, Rosja też wyraźnie słowami prezydenta Putina podtrzymuje stwierdzenie, że to Amerykanie wybrali prezydenta, a Rosjanie nie wpłynęli na ten wybór" - oceniła.

Dyner pytana, czy decyzja Putina nie zachwieje jego bardzo silną pozycją w Rosji odparła, że wręcz przeciwnie, może ją umocnić. "Prezydent Putin zaprosił dzieci amerykańskich dyplomatów na noworoczne przyjęcie na Kremlu, więc tutaj raczej będzie to postrzegane, ujmijmy to obrazowo, jako gest miłosiernego cara".

Jak dodała Putin chciał pokazać "dobrą twarz" oraz to, że nie zamierza się mścić w okresie Nowego Roku i nadchodzących w Rosji świąt. "Wydaje się, że paradoksalnie czasami pokazanie takiej dobrej twarzy i miękkiego podejścia może nawet zadziałać lepiej niż tylko i wyłącznie chodzenie na konfrontacje" - powiedziała.

Pytana, czy po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa stosunki amerykańsko-rosyjskie się poprawią odpowiedziała, że obecnie jest jeszcze za wcześnie, żeby oceniać, jak będą kształtowały się te relacje. "Bardzo dużo zależy od tego, jakie będą priorytety Donalda Trumpa, tzn. czy on się skupi na kwestiach wewnętrznych, czy będzie się skupiał na kwestiach międzynarodowych" - podkreśliła ekspertka.

"Jeżeli USA ciągle pozostaną aktywnym graczem w sferze międzynarodowej, to ważne będzie na ile nowy prezydent będzie chciał uzgadniać pewne kwestie z Rosją, na ile będzie widział w Rosji partnera na arenie międzynarodowej" - dodała.

Według Dyner w Moskwie jest obecnie bardzo duże oczekiwanie związane z nową administracją prezydencką Donalda Trumpa.