Rząd może wpompować pieniądze w branżę, usprawiedliwiając to pandemią.
Komisja Europejska podkreśla, że nierentownym kopalniom można pomóc. Ale tylko aby je w końcu zamknąć. Podpisane 25 września po kilkudniowych protestach górników PGG porozumienie z rządem wyznacza 2049 r. jako datę zamknięcia ostatnich kopalni w Polsce. Do tego czasu przewiduje subsydiowanie wydobycia – pod warunkiem zgody Komisji Europejskiej. Zdaniem wielu komentatorów zapis o subsydiowaniu w zasadzie przekreśla to porozumienie. Bruksela jest gotowa na rozmowy o granicach dopuszczalnej pomocy państwa, ale czeka na ruch Warszawy. W odpowiedzi dla DGP KE podkreśla, że to do państwa członkowskiego należy zawiadomienie jej o zamiarze wykorzystania pomocy publicznej. „Jak zwykle jesteśmy gotowi przedyskutować z państwem członkowskim zgodność planowanych środków z unijnymi zasadami pomocy publicznej” – wskazuje biuro rzecznika Komisji.
Wyjaśnia, że jeśli chodzi o nierentowne kopalnie, to decyzja Rady UE z 10 grudnia 2010 r. określa zasady, na jakich można zaakceptować pomoc publiczną na ich zamknięcie. „Decyzja Rady przewiduje dwa rodzaje pomocy: pomoc na zamknięcie kopalni oraz na pokrycie kosztów wyjątkowych. Podczas gdy przyznawanie pomocy państwa na zamykanie nierentownych kopalń nie jest już możliwe (taka możliwość wygasła 31 grudnia 2018 r.), to państwa członkowskie mogą nadal udzielić pomocy na pokrycie wyjątkowych kosztów, wynikających z zamykania nierentownych kopalń. Mogą to być m.in. odprawy, emerytury pomostowe i świadczenia z tytułu zabezpieczenia społecznego dla pracowników, którzy stracili pracę” – wymienia Komisja.
Bruksela może docenić fakt, że Polska po raz pierwszy podaje konkretną datę wyjścia z węgla, ale to raczej nie spowoduje, że zaakceptuje subsydiowanie górnictwa przez następne 29 lat. – Nawet jeśli ze względów politycznych Komisja będzie chciała iść polskiemu rządowi maksymalnie na rękę, będzie musiała zmieścić się w granicach prawnych tego, co jest w UE dopuszczalne. Inaczej taka decyzja, chociażby na skutek interwencji organizacji pozarządowych, zostanie unieważniona w unijnym sądzie – mówi DGP specjalizujący się w energetyce Wojciech Wrochna, partner w kancelarii Kochański & Partners.
Komisja Europejska może mieć trzy główne zastrzeżenia. Po pierwsze, trudno będzie znaleźć podstawę prawną dla dotowania nierentownych kopalń. – Decyzja Rady na temat pomocy państwa wobec niekonkurencyjnych kopalń węgla, która obowiązuje do 2027 r., dotyczy kopalń, które zostały zgłoszone do końca 2018 r. Podczepienie polskiego planu pod tę decyzję wymagałoby konsensusu w gronie wszystkich państw UE. A to może być trudne, bo wiele krajów domaga się szybkiego odchodzenia od węgla i realizowania celu neutralności klimatycznej – podkreśla Radosław Wasiak, adwokat w kancelarii Wardyński i Wspólnicy, zajmujący się sektorem energii.
Po drugie, Bruksela może mieć też problem z odległą datą polskiego coalexitu. – Odkłada się to, co nieuchronne. Nawet sam rząd w swoich prognozach przewiduje, że zapotrzebowanie na węgiel spadnie przynajmniej trzykrotnie do 2040 r. Wbrew ekonomicznym uzasadnieniom w tym czasie nadal ma być utrzymywana duża liczba kopalń – mówi Radosław Wasiak. W takiej sytuacji Komisja Europejska może stwierdzić, że pomoc publiczna nie ma na celu zamykania kopalń, lecz bieżące dotowanie ich nierentownej działalności. Na coś takiego KE może się nie zgodzić.
Po trzecie, porozumienie może prowadzić do zachwiania konkurencyjności na polskim rynku. Ekspert zwraca uwagę, że pominięto w nim kopalnie rentowne takie jak lubelska Bogdanka i skupiono się na pomocy dla tych przynoszących straty na Śląsku. Nawet jeśli mówimy o hipotetycznej konkurencyjności, bo wszystkie te podmioty są kontrolowane przez Skarb Państwa, to jednak niektóre z nich mają szanse na to, by być rentowne.
Szykują się więc trudne i długie negocjacje z Brukselą. Po przeanalizowaniu polskiego planu KE zapewne przedstawi własne warunki, ale one mogą być nie do przyjęcia przez związki zawodowe.
Rządowi sytuację może też ułatwić pandemia. W związku z nią reżim pomocy publicznej został w UE zawieszony i rządy krajów członkowskich pompują publiczne pieniądze w państwowe spółki bez oglądania się na europejskie prawo. To rozwiązanie ma jednak ograniczenia. – Zakładamy, że nadzwyczajna sytuacja związana z COVID-19 skończy się w perspektywie roku. Nawet jeśli w tym czasie znajdziemy jakieś rozwiązanie z powołaniem się na trudną sytuację epidemiologiczną, to te problemy szybko wrócą po pandemii, i to ze zdwojoną siłą – podkreśla Radosław Wasiak. Jak dodaje, trudno będzie też znaleźć w nadchodzących miesiącach tak duże środki w polskim budżecie, bo rośnie deficyt.