Daleko nam do generowania strat, ale z powodu epidemii na pewno nie zrealizujemy swoich celów na ten rok - mówi Piotr Korycki, prezes TVN Discovery.
Wścieka się pan, jak codziennie widzi dane o rekordowej widowni, którą trudno sprzedać reklamodawcom?
Nigdy nie wściekam się na dobre wyniki oglądalności. Teraz rzeczywiście są nadzwyczajne – i dla nas jako TVN, i całego rynku. Zawsze dobrze mieć dużą bazę widzów – to potwierdzenie, że nasze programy trafiają do ludzi. I z tego się cieszę. Oczywiście, jesteśmy telewizją komercyjną, więc moja radość byłaby podwójna, gdybyśmy przy takiej oglądalności mogli sprzedawać reklamy na zasadach sprzed epidemii. Ale i tak 8.15, gdy przychodzi wiadomość z wynikami za poprzedni dzień, to bardzo fajny początek dnia.
Bardzo obniżyliście ceny reklam?
Zacznijmy od tego, że ze względu na lockdown niektóre firmy przestały się reklamować. Do niedawna zamknięte były przecież galerie handlowe, ludzie stracili chęć kupowania nowych rzeczy, ograniczając się do tego, co najpotrzebniejsze. To samo dotyczy części usług – jeśli nie można ich świadczyć, nie wszyscy będą je teraz reklamowali. W ten sposób w reklamie przestały praktycznie istnieć np. podróże.
Jeszcze inne firmy silnie redukują budżety reklamowe – na wszelki wypadek, w ramach oszczędności. Dla międzynarodowych koncernów są to globalne decyzje podejmowane przez centrale. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia podczas kryzysu w 2009 r. i – jeszcze zanim dołączyłem do TVN – w 2001 r.
W marcu wypełnienie bloków reklamowych było całkiem przyzwoite. Kampanie były zaplanowane przed epidemią, a najostrzejsze ograniczenia przemieszczania się i kontaktów wprowadzono dopiero w połowie miesiąca. Kwiecień i maj były już słabsze, chociaż byli też pojedynczy klienci, którzy zwiększali nakłady.
W kwietniu sprzedaliście ok. 70 proc. zasobów czasu reklamowego?
Średnio dziennie między
70 a 80 proc.
O ile spadły przychody?
Nasze źródła przychodów są mocno zdywersyfikowane. Poza reklamą dużą rolę odgrywają wśród nich m.in. przychody cyfrowe czy z dystrybucji. Biorąc to pod uwagę, spadek przychodów ogółem był mniej dotkliwy niż samych tylko przychodów z reklamy telewizyjnej.
Po słabym kwietniu sytuacja poprawia się w maju?
Nie mam złudzeń, że w maju czy czerwcu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wrócimy do świata sprzed koronawirusa. Teraz wszystkie firmy pracują nad tym, jak wychodzić z epidemii, w jakim tempie, jak trafiać do klientów, które produkty przywracać na rynek, jak organizować pracę. To nie będzie prosty powrót. Wiele rzeczy trzeba będzie przedefiniować, bo od marca nasze potrzeby i priorytety uległy zmianie.
W internecie jest podobnie: więcej użytkowników, za którymi nie idą pieniądze reklamodawców.
Konsumpcja treści online – płatnych i bezpłatnych – skoczyła od razu w marcu. I ta tendencja się utrzymuje. W jesień ub.r. wchodziliśmy z 250 tys. abonentów Playera, teraz subskrypcję opłaca 370 tys. osób. Widzowie oglądają w internecie zarówno nowe, jak i starsze tytuły, do których chętnie wracają. Jesteśmy teraz w Polsce drugą po Netflixie platformą SVOD – a uwzględniając CDA, to trzecią.
Rośnie też popularność serwisu TVN24 GO, który nadal funkcjonuje w testowej wersji beta, ale zanotował widoczne przyrosty liczby płacących użytkowników. Jest duże zapotrzebowanie na informacje. Player, pod względem liczby abonentów, realizuje już plany, które przewidywaliśmy dla niego dopiero na kolejne lata.
Do tego dochodzi jeszcze TVOD (serwis, w którym płaci się za pojedyncze filmy – red.), gdzie również widzimy duże wzrosty. Dotychczas ten model przenoszenia kina do domu funkcjonował w tle głównego obiegu filmów, ale wobec zamknięcia kin to właśnie w internecie ogląda się najnowsze produkcje – jak „Hejter”, który debiutował tuż przed lockdownem, a tydzień później miał już u nas 64 tys. wykupień – czyli statystycznie co najmniej 100 tys. widzów. Duże powodzenie w sieci mają też inne głośne filmy, w tym „Boże Ciało”, „Parasite”, „Kraina Lodu 2”.
Organizujemy też akcje specjalne, łączące internet i telewizję – jak koncert charytatywny na środki ochrony dla pracowników medycznych. W sumie w telewizji i Playerze zgromadziliśmy 5 mln widzów i w kilka godzin zebraliśmy dla szpitali 5 mln zł.
Naszymi zasobami czasu reklamowego wspieramy małe i mikro firmy…
…oferując im reklamy za złotówkę.
Jedyne kryteria kwalifikacyjne to maksymalnie 3 mln zł rocznych obrotów i przysłanie 15-sekundowego filmu reklamowego, choćby nakręconego komórką. Odzew był niesamowity, wpłynęło parę tysięcy zgłoszeń. Pierwszych tysiąc spełniających warunki zaakceptowaliśmy do emisji online i w telewizji – w kanałach, do których najlepiej pasują.
W online subskrypcje to pewne przychody. A wpływy z reklam?
Baza realnych użytkowników Playera w lockdownie wzrosła o kilkadziesiąt procent, ale nie przekłada się to na równie duży wzrost przychodów z reklam.
Jak pracujecie w warunkach antywirusowych ograniczeń?
Utrzymanie produkcji w tej sytuacji jest wyzwaniem. My w pewnym sensie wyczuliśmy niebezpieczeństwo. Zwiększyliśmy czujność już po pierwszych przypadkach koronawirusa we Włoszech. Gdy kończyły się ferie zimowe, prosiliśmy wszystkich pracowników, by zgłaszali wszelkie wyjazdy w rejony uznane za ogniska choroby. Pracę zdalną wprowadziliśmy 6 marca, czyli kilka dni przed wejściem w życie ograniczeń.
Cały zespół newsowy TVN podzieliliśmy na trzy grupy: A, B, C. Nie mogą razem pracować, zarekomendowaliśmy również, by nie spotykali się prywatnie. W ramach grupy ludzie są rozsadzani w różnych częściach budynku, żeby w razie zachorowania czy podejrzenia – na szczęście żadnego zachorowania nie mieliśmy – na kwarantannę nie szli wszyscy. Początkowo do budynku przychodzili jeszcze goście programów. Teraz już nikogo spoza firmy nie wpuszczamy. Do tego duża część dziennikarzy – w tym prowadzący – pracuje w domach. Poza siedzibę telewizji przenieśliśmy też montaż.
W tej wymuszonej sytuacji otworzyły się przed nami nowe możliwości techniczne. Wprowadziliśmy np. do użycia vany przerobione na green roomy z komputerowo generowaną scenografią. Rozmówca wsiada do takiego vana i wygląda, jakby był w studiu. W tydzień–dwa dokonaliśmy transformacji, która normalnie zajęłaby wiele miesięcy. Na antenie widać zmianę: dzisiejsze rozmowy są inne niż kiedyś, gdy rozmówcy siedzieli obok siebie, jest pewne opóźnienie. Ale za to wszyscy nasi pracownicy są zdrowi. A oglądalność newsów w pierwszych tygodniach epidemii wzrosła trzykrotnie.
A programy rozrywkowe? Dużego show nie da się zrobić bez zgromadzenia niedozwolonej liczby osób.
Do kończącej się powoli ramówki wiosennej mieliśmy już nakręcone seriale i cykle reality. Cieszę się, że nie postawiliśmy tym razem na duże formaty studyjne na żywo, bo trzeba by je było zdjąć. Dowozimy wszystko do końca sezonu, z niewielkimi wyjątkami. „Kuchenne rewolucje” są wprawdzie gotowe, ale byłoby nie na miejscu emitować ten program, gdy restauracje są w tak trudnej sytuacji. Pokażemy go później. Parę seriali codziennych skończy się trochę wcześniej. Generalnie jednak jestem z ramówki zadowolony.
A kolejny sezon?
W krótkim terminie brak treści nam nie grozi. Rozmawiamy teraz w firmie o jesieni: kiedy zacząć zdjęcia, jak chronić ekipy. Wierzę, że produkcja wkrótce ruszy, już w czerwcu.
Trochę programów na jesień mamy: seriale, w tym „Szadź”, filmy polskie i amerykańskie, drugi sezon programu „Hotel Paradise”. Co do nowych produkcji, to przy wejściu na plan w czerwcu–lipcu – zdążymy z nimi na jesień.
To może być nieco inna ramówka, adekwatna do zmienionej rzeczywistości. Widzów znacznie bardziej interesują teraz prawdziwe historie, bardziej realni bohaterowie. Pandemia przyspieszyła pewne zmiany społeczne i naturalną zmianę telewizji. Wzrosło znaczenie zdrowia, bezpieczeństwa, nieco mniejszy niż przed epidemią nacisk kładziemy na konsumpcję, jak w każdym kryzysie.
Które zmiany wymuszone epidemią utrzymają się po niej?
Nauczyliśmy się innej kultury pracy – nie spotykamy się już na korytarzach, więc komunikacja zmieniła się na zdalną. Przestaliśmy działać silosowo, funkcjonujemy jako jeden zespół. W tydzień–dwa realizujemy projekty, które kiedyś ciągnęły się miesiącami. Stan zagrożenia i wyższej potrzeby wykrzesał z ludzi dodatkowe pokłady dobrej woli i chciałbym to utrzymać.
Ograniczeń jest coraz mniej. Widownia szybko stopnieje do stanu sprzed epidemii?
Najwyższy poziom widowni z marca i pierwszej połowy kwietnia obniżył się już w maju. Zresztą latem oglądalność zawsze spada. Myślę jednak, że w dłuższej perspektywie, np. jesienią–zimą, część tego efektu epidemii będzie trwać, widzowie z nami zostaną. Telewizja jest najbezpieczniejszą rozrywką.
Jaki będzie dla TVN bilans tego okresu?
Cały czas pozostajemy zyskowną firmą, daleko nam do generowania strat – ale z powodu epidemii na pewno nie zrealizujemy swoich celów na ten rok.
Na razie nie zwalniacie ani nie zmniejszacie wynagrodzeń.
Na tym etapie nie mamy takich planów.
A później?
Nie wiem, co przyniesie jesień, co będzie w przyszłym roku. Nikt nie wie, jak długo potrwa epidemia. Nie da się dziś używać słów „zawsze” i „nigdy”. Na pewno nadal chcemy rosnąć.
Jak głęboki będzie spadek rynku reklamy? I jak długo potrwa odpracowywanie strat?
Wiemy, co może nam grozić w drugim kwartale, ale nie chcę o tym mówić. Natomiast co do trzeciego i czwartego kwartału scenariuszy jest kilka. Od pewnego odbicia rynku – nie na plus, tylko na mniejsze minusy – do bardziej pesymistycznych. Przy tym prognozy dla całej gospodarki, jak słyszymy, są zdecydowanie negatywne.
Próbowaliśmy przełożyć na dzisiejsze realia wychodzenie z kryzysu 2009 r. Ale i telewizja, i sama reklama były wtedy w innym miejscu, na innym etapie rozwoju, więc trudno wróżyć z tamtych doświadczeń.
Wychodzenie z tegorocznych spadków to będzie raczej proces mierzony w latach. Mam nadzieję, że raczej dwóch niż pięciu.