Lutkiewicz: Robimy wszystko, by uchronić się przed decyzją o zwolnieniach grupowych. Na razie jesteśmy na dobrej drodze

Członkowie zarządu LPP zrezygnowali z wynagrodzenia, by utrzymać pracowników w trudnym czasie. Czy to wystarczy?

Decyzja obowiązuje do odwołania. Na ten moment nie można powiedzieć, ile łącznie w ten sposób zaoszczędzimy. W ogóle epidemia wiąże się z trudnymi do oszacowania skutkami, nie wiemy, jak długo potrwa, ale naturalne było dla nas, by oszczędności zacząć od siebie. Jesteśmy zdeterminowani, żeby chronić etaty. W ten sposób również walczymy o płynność finansową firmy.

Czy firma zamierza korzystać z pomocy zaoferowanej w ramach tarczy antykryzysowej?

Ze względu na specyfikę naszego modelu biznesowego, stoimy teraz przed licznymi wyzwaniami. Wszystkie nasze sklepy są zamknięte. Wprowadzamy w życie wiele rozwiązań we własnym zakresie, aby zminimalizować negatywne skutki pandemii, ale bez wsparcia rządu mogą one okazać się niewystarczające. Mając tego świadomość powołaliśmy wraz z innymi polskimi firmami, stanowiącymi znaczną część polskiego sektora handlu detalicznego – Związek Polskich Producentów Handlu i Usług. W ramach działań podejmowanych przez Związek od początku postulowaliśmy przede wszystkim o wsparcie państwa we wspólnym ponoszeniu kosztów wynagrodzeń, wdrożenie rozwiązań w sferze podatkowej i bankowej, które wsparłyby branżę w walce o przetrwanie, a przede wszystkim o abolicję czynszową. Szczególnie cieszy nas, że właśnie ten ostatni postulat został spełniony. Czynsze za wynajęcie sklepów są jedną z kluczowych pozycji w strukturze kosztów, a obecnie przy niemal zerowych przychodach ze sprzedaży stacjonarnej, są też największym wyzwaniem. Pomimo to, nadal w opinii firm członkowskich potrzebne są rozwiązania, które pozwolą na solidarny podział ekonomicznych kosztów epidemii pomiędzy wszystkie podmioty na rynku. Według nas jest to m.in. ustalenie całkowitej opłaty dla wynajmujących powierzchnie handlowe na poziomie 8 proc. od obrotu, do czasu uzyskania 90 proc. przychodów z 2019 roku czy przedłużenie możliwości wsparcia wynagrodzeń do końca roku. Naszym zdaniem takie podejście pozwoli przetrwać większej liczbie przedsiębiorstw, a tym samym zabezpieczyć rynek pracy w kolejnych miesiącach.

Mówi się, że właśnie przyszły czasy wykorzystania poduszki finansowej. Czy jednak można mieć aż tak dużą, czy to realne, by zebrać oszczędności na przetrwanie takiego kryzysu?

Takiej sytuacji nikt nie był w stanie przewidzieć. W języku ekonomii to prawdziwy ”czarny łabędź”. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zapowiadany przez analityków kryzys ekonomiczny to kwestia czasu, ale tego, że będziemy zmuszeni mierzyć się ze skutkami pandemii, nikt nie mógł się spodziewać. O ile dojrzały przedsiębiorca troszczy się o poduszkę finansową, aby zabezpieczyć firmę na wypadek np. gorszej koniunktury, o tyle, nawet w najczarniejszych scenariuszach, nie przewiduje, że nagle jego przedsiębiorstwo zacznie odnotowywać praktycznie z dnia na dzień zerowe przychody. Nie zapominajmy, że tego typu oszczędności przedsiębiorcy tworzą na czasy, kiedy warunki zmieniają się w pewnym stopniu, a przychody są bardziej przewidywalne. Dziś zmagamy się z całkiem nową rzeczywistością – nieprzewidywalną. Wyzwaniem, jak nigdy dotąd, jest przetrwanie naszego biznesu.

Jakie straty w związku z koronawirusem ponosi obecnie firma?

Na ten moment zamkniętych jest 95 proc. sklepów stacjonarnych naszej sieci. Biorąc pod uwagę, że w 2019 roku ten kanał dystrybucji odpowiadał za ok. 90 proc. sprzedaży całej Grupy LPP, spadek obrotów firmy jest znaczący. To nietypowa sytuacja, ale kluczowe jest teraz utrzymanie procesów biznesowych i koncentracja na rozwoju e-handlu – który pozostaje w tej chwili jedynym źródłem przychodów. Szczególnie w obecnej sytuacji dywersyfikacja kanałów dotarcia do klienta pełni znaczącą rolę. Obecnie we wszystkich sklepach online naszych marek prowadzimy sprzedaż zgodnie z cyklem sezonowym, co oznacza, że klienci, jak dotychczas w kwietniu, mają szansę na zakup odzieży z kolekcji wiosenno-letniej. Zdecydowana większość zamówień trafiła do naszych magazynów jeszcze przed epidemią. Teraz ta kolekcja jest niezmiennie dostępna online, tak więc okazji dla zainteresowanych klientów na pewno nie zabraknie.

Czy istnieje możliwość przynajmniej częściowego odrobienia strat w internecie?

W trakcie pierwszych dni pandemii społeczeństwo odczuło pewien rodzaj „szoku”, który mógł skłaniać do gromadzenia gotówki. Widzieliśmy ruch na stronie, ale odwiedziny sklepów online nie kończyły się zakupami, co w obecnej sytuacji wydaje się naturalne. Niepewność rynku pracy skłania do zaciskania pasa, co automatycznie zmienia podejście do zakupów, które nie dotyczą artykułów pierwszej potrzeby. Dziś to się zmienia, bo obroty sklepu internetowego dynamicznie rosną. Nadal jednak nie widzimy możliwości, aby sprzedaż internetowa nadrobiła tę stacjonarną. Zakładamy również, że po zakończeniu epidemii i ponownym otwarciu salonów klienci będą bardzo ostrożni, jeśli chodzi o wizyty w galeriach handlowych i przez pewien czas spodziewamy się utrzymania preferencji klientów dla zakupów internetowych.

Jaką przyszłość widzi przed sobą firma? Czy rozważa różne scenariusze, także ten najgorszy, czyli koniec działalności?

Podejmujemy wszelkie działania, które mają nas od tego uchronić. Nie są to łatwe decyzje, ale w tej chwili liczy się utrzymanie na rynku, a co za tym idzie zapewnienie miejsc pracy tysiącom osób. Widmo upadłości nie tylko naszej, ale wielu innych polskich firm, to również widmo rosnącego bezrobocia, które w czasie kryzysu gospodarczego potęguje problemy ekonomiczne kraju. Bez wątpienia będziemy długo wychodzić z tego kryzysu, ale jako przedsiębiorcy zrobimy wszystko, aby nie dopuścić do najgorszego. Poza tym, warto również pamiętać o tym, że podstawową cechą rynku odzieżowego jest szybka adaptacja do nowych trendów. Dlatego głęboko wierzymy, że mimo odczuwalnych kosztów tej sytuacji przetrwamy, starając się jednocześnie przygotować do nowej rzeczywistości.

Firma co roku inwestowała setki mln zł w nowe przedsięwzięcia. Czy kryzys pokrzyżuje dalsze plany w tym zakresie?

Obecna wyjątkowa sytuacja wymaga od firmy szczególnych decyzji. Jednym z podstawowych działań było wdrożenie planu oszczędnościowego ograniczającego wszelkie inwestycje, które nie są krytyczne dla funkcjonowania firmy, a których wycofanie równolegle pozwala na zabezpieczenie gotówki. Przez ten pryzmat patrzymy również na podjęte już dotychczas działania, dlatego zdecydowaliśmy m.in. o wstrzymaniu wszystkich inwestycji infrastrukturalnych, w tym rozbudowy centrali LPP w Gdańsku, zredukowaniu zamówień na sezon jesień-zima, zrezygnowaliśmy też z otwierania nowych sklepów jesienią czy z wybranych projektów informatycznych. Utrzymanie gotówki to dla nas w tym momencie priorytet, dzięki któremu będziemy w stanie przetrwać ciężkie miesiące.

Co czeka branżę odzieżową? Czy kryzys spowoduje, że Polacy ograniczą zakupy i znowu wrócą czasy, kiedy firmy szukając oszczędności proponowały niższą cenę kosztem jakości?

Zachowania klientów na pewno ulegną zmianie i musimy się przygotować na różne scenariusze. Na dziś najbardziej prawdopodobne są dwa skrajne typy oczekiwań - jedna grupa klientów poszukująca przede wszystkim najtańszej oferty oraz druga, która może decydować się na zakupy rzadziej, ale będzie oczekiwała produktów lepszej jakości. Ze względu na spodziewaną mniejszą siłę nabywczą klientów realne też wydaje się dzisiaj rosnące zapotrzebowanie na kolekcje bardziej uniwersalne, ponadsezonowe.

A co z produkcją? Czy polski przemysł ma szansę na tym zyskać, czyli odrodzić się, bo firmy zaczną dywersyfikować źródła dostaw?

Zmiany zachodzące w ostatnim czasie w łańcuchu dostaw na skutek pandemii, tj. nierównomierne przywracanie zdolności wytwórczych poszczególnych rynków produkcyjnych, mogą przynieść kolejne wyzwania związane z odpowiednim lokowaniem produkcji. Z drugiej strony, rosnący udział sprzedaży e-commerce oznacza również duże wyzwania w transporcie. Długofalowo można spodziewać się zmiany podejścia w lokowaniu produkcji i przenoszenia jej bliżej kluczowych rynków zbytu. Dziś jest jednak jeszcze za wcześnie, aby ocenić, jaką strategię przyjmą firmy dotknięte skutkami pandemii i jak ona przełoży się na zmiany w globalnym łańcuchu dostaw.

Czy rozważacie przeniesienie produkcji do Polski?

Należy mieć na uwadze, że dla firmy działającej w takiej skali jak nasza, tj. współpracującej z ok. 1000 dostawców m.in. w Azji i Europie, decyzja o przenoszeniu produkcji jest uzależniona od wielu czynników, np. gotowości technologicznej, właściwej edukacji na poziomie szkół technicznych czy zdolności wytwórczych danego rynku. Szczególnie w obecnej, niestabilnej sytuacji decydowanie o zmianach w łańcuchu produkcyjnym może być dla biznesu przede wszystkim bardzo ryzykowne, ponieważ cały rynek działa teraz na zupełnie innych zasadach. Można oczywiście spodziewać się trendu przenoszenia produkcji bliżej kluczowych rynków zbytu, ale teraz ważniejsze jest ustabilizowanie sytuacji. Obecnie trzeba skupić się przede wszystkim na utrzymaniu procesów biznesowych. Biorąc również pod uwagę nierównomierne przywracanie zdolności wytwórczych na poszczególnych rynkach, na ten moment za wcześnie, aby mówić o tak znaczących decyzjach.

Czy firma stara się o pomoc też zagranicą, np., w Wielkiej Brytanii, gdzie też ma sklepy?

Oczywiście – na wszystkich rynkach, na których jesteśmy, staramy się o pomoc rządową – szczególnie w zakresie dofinansowania wynagrodzeń pracowników zamkniętych sklepów. Są takie kraje, gdzie pomoc rządowa w postaci dopłat do pensji wynosi nawet 80 proc. pensji – tak jest w przypadku Czech, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Rumunii. Trudniejsze jest pozyskanie wakacji czynszowych, tutaj polskie rozwiązania są najbardziej przyjazne dla branży handlowej.

Czy uda się wytrwać bez zwolnień w tym roku? Co gdyby epidemia i obecna sytuacja potrwała dłużej?

Na koniec 2019 roku w całej grupie LPP, czyli zarówno w Polsce, jaki i w spółkach zagranicznych, zatrudnionych było łącznie prawie 24,5 tys. osób. Biorąc pod uwagę taką skalę, zdajemy sobie sprawę, jak duże znaczenie ma kondycja firmy i jej przetrwanie na rynku. Dlatego od samego początku, mimo trudnej sytuacji i utraty praktycznie 100 proc. przychodów ze sprzedaży stacjonarnej, utrzymanie miejsc pracy było dla nas priorytetem, a skutki epidemii dla naszych pracowników staramy się ograniczyć do minimum. Z drugiej strony obecna sytuacja wymaga jednak szczególnych rozwiązań i często trudnych decyzji tylko po to, aby uchronić firmę przed koniecznością grupowych zwolnień. Jedną z nich było wygaszenie umów czasowych, dotyczących jednak tylko tych osób, które współpracowały z nami dorywczo w okresie zwiększonego ruchu w salonach. W celu minimalizacji ryzyka zwolnień postanowiliśmy również o zmniejszeniu wynagrodzeń pracowników centrali oraz o przejściu od kwietnia części pracowników, którzy obecnie nie mogą wykonywać swojej pracy - na tzw. postojowe. Dodatkowo członkowie zarządu zrezygnowali ze swoich wynagrodzeń do czasu ustabilizowania się sytuacji. Jesteśmy przekonani, że w obecnych warunkach jest to rozwiązanie, które pozwala firmie ograniczać skutki pandemii i na ten moment uniknąć drastycznych decyzji o zwolnieniach grupowych, przed którymi mamy nadzieję uda nam się uchronić.

Czy nie obawiacie się, że sprawa z wysyłką maseczek do Chin może odbić się negatywnie na wizerunku firmy?

Nasza decyzja o wysyłce maseczek do Chin, była w geście solidarności z potrzebującymi, dokładnie tak samo jak teraz pomagamy potrzebującym w naszym kraju. Nie zmienilibyśmy zdania, gdybyśmy mieli je podejmować ponownie. Niezależnie więc od krytyki, pomagaliśmy i pomagać będziemy tam, gdzie sytuacja tego wymaga.

Firma zaangażowała się w pomoc polskim szpitalom, przekazała 100 tys. masek ochronnych. Czy planuje dalszą pomoc?

Jak najbardziej. Cały czas działamy, aby wspierać potrzebujące osoby, które bezpośrednio walczą z epidemią oraz tych, których jej skutki dotknęły w szczególny sposób, np. osoby starsze czy dzieci w placówkach opiekuńczych, które mogą kontynuować edukację jedynie w sposób zdalny. Samych masek ochronnych przekazaliśmy przed świętami już 250 tysięcy sztuk – trafiły one do 100 ośrodków ochrony zdrowia. Warto tu zaznaczyć, że na początku zakładaliśmy pomoc placówkom z Pomorza i Małopolski, ale w wyniku napływających do nas kolejnych próśb z pozostałych regionów, postanowiliśmy poszerzyć zasięg działań. Na bieżąco wysyłamy partie do oddziałów z innych regionów i w ten sposób dotarły już m.in. do Grudziądza, Wrocławia, Białegostoku, Łodzi czy Dolnego Śląska. Poza tym nasi pracownicy szyją również maseczki ochronne dla organizacji społecznych i placówek niemedycznych czy fartuchy ochronne, których pierwsze partie trafiły m.in. do Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego im prof. Tadeusza Bilikiewicza w Gdańsku, a kolejne będziemy sukcesywnie przekazywać zgłaszającym się placówkom. Mamy świadomość, że teraz w zasadzie każda pomoc jest na wagę złota, dlatego chcemy wesprzeć jak największą liczbę placówek. Poza pomocą rzeczową zdecydowaliśmy o przekazaniu na rzecz szpitali zakaźnych w Gdańsku i w Krakowie 10 proc. obrotu ze sprzedaży wiosennej kolekcji Joyful#EcoAware marki Reserved oraz 10 proc. ze sprzedaży kolekcji z linii ECOAware marki Mohito. Poza tym w ramach współpracy z Agencją Rozwoju Przemysłu prowadzimy równolegle dwa projekty, w ramach których kolejne 750 tysięcy maseczek i 1 milion kombinezonów medycznych sukcesywnie będzie trafiać w ręce najbardziej potrzebujących. Wykorzystując wieloletnie kontakty handlowe włączyliśmy się w negocjacje z dostawcami z Turcji i w drodze do Polski jest już pierwszy transport kombinezonów. W projekt szycia masek zaangażowaliśmy natomiast 19 krajowych szwalni, z którymi regularnie współpracujemy, biorąc na siebie odpowiedzialność za szycie masek oraz koordynację i obsługę logistyczną projektu. Do akcji zaangażowaliśmy także inne firmy zjednoczone z nami w ramach Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług. Czekamy tylko na odpowiednie zgody i działamy dalej.