Granice między światem bogatym i biednym nakładają się dziś na granice między społeczeństwami, które się masowo szczepią, i tymi, w których preparatów brakuje.

Winnie Byanyima, dyrektorka agendy ds. zwalczania HIV i AIDS (UNAIDS), w lutym nazwała tę sytuację „apartheidem szczepionkowym”. Zdaniem Byanyimy dostęp mieszkańców globalnego Południa do preparatów antycovidowych jest ograniczany w imię interesów potężnych korporacji farmaceutycznych. W rezultacie do Afryki trafia jedynie 2 proc. wszystkich szczepionek. Jeśli nic się nie zmieni, to obywatele państw rozwijających się zostaną zaszczepieni dopiero do 2023 r., a może nawet 2024 r.
Z pandemii wychodzimy wyłącznie dzięki nauce. Ratują nas innowacyjne preparaty opracowane przez najbystrzejsze umysły i firmy dysponujące najnowszymi technologiami. Naukowcy stworzyli globalne sieci współpracy, w otwarty sposób dzieląc się wiedzą i odkryciami. Teraz potrzeba jeszcze jednej innowacji – tym razem społecznej i instytucjonalnej. Musimy zacząć traktować szczepionki jako dobro wspólne. A więc znaleźć takie rozwiązania prawne, które zlikwidują niedobór. Bo szczepionek mogłoby być dużo więcej, gdybyśmy się zdecydowali nimi dzielić.
„My” jest tutaj istotne. Widzimy siebie z boku debaty o szczepionkach. Tak jakby decyzje w tej sprawie zapadały tylko gdzieś daleko, w Waszyngtonie i Brukseli. Według analizy dziennikarzy z międzynarodowego zrzeszenia Investigate Europe premier Mateusz Morawiecki dwukrotnie deklarował publicznie poparcie dla dzielenia się patentami, jednak nie podjął jeszcze żadnych kroków. Myślę, że większość z nas nie traktuje do końca kwestii powszechnej dostępności szczepionek również jako naszej, polskiej sprawy. Pora to zmienić i uznać, że ich brak jest problemem całego świata, a nie tylko poszczególnych krajów.
Jeśli ktoś nie chce odwoływać się do wartości takich jak globalna solidarność, to powinien uwierzyć w rachunek ekonomiczny: niezaszczepione globalne Południe to straty gospodarcze o łącznej wartości 9 bln dol. według wyliczeń International Chamber of Commerce. Powszechny dostęp do preparatów jest też ważny z perspektywy długoterminowej, bo zdaniem ekspertów kolejne pandemie niechybnie nadejdą. Wreszcie myślenie w kategoriach dobra wspólnego jest niezbędne, by poradzić sobie z innymi globalnymi wyzwaniami, z kryzysem klimatycznym na czele.
Najważniejszym zadaniem jest przepracowanie zasad światowego systemu własności intelektualnej, a dokładnie – ochrony patentowej. To przepisy, które wspierają innowacyjność, dając twórcy 20 lat monopolu na korzystanie ze swojego wynalazku. Patentuje się dzisiaj wszystko: od codziennych przedmiotów, jak buty i ubrania, przez elektronikę, po szczepionki. Problem w tym, że przepisy tworzone z myślą o ochronie innowacji nie sprawdzają się, gdy na szali leży życie ludzkie.
Czy w imię zdrowia publicznego należy zawieszać lub uwalniać patenty, ograniczając zyski firm farmaceutycznych? Odpowiedź na to pytanie nie od dziś dzieli globalne Południe i Północ. Kraje rozwijające się mówią: uwolnijmy patenty i stwórzmy szczepionki dla wszystkich ludzi. Odpowiedź Stanów Zjednoczonych, krajów Unii Europejskiej i innych państw rozwiniętych brzmi od dawna: nie zgadzamy się. To zresztą linia, której trzymamy się we wszystkich negocjacjach w sprawie własności intelektualnej na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO). W jej ramach w 1995 r. przyjęto porozumienie TRIPS, wprowadzające jeden globalny standard ochrony patentów i prawa autorskiego. Standard wypracowany przez państwa rozwinięte i dla nich korzystny – bo to ich firmy zarabiają na patentowaniu.
Kilka tygodni temu nastąpił moment przełomowy. USA oświadczyły, że poprą propozycję zawieszenia na czas pandemii patentów i innych form własności intelektualnej związanych ze szczepionkami i lekami przeciw COVID-19 oraz technologiami niezbędnymi do ich produkcji. Deklaracja ta nie tylko przełamuje impas w toczących się od pół roku rozmowach. To także sygnał, że największy gracz w kwestii patentów jest gotów odejść od ortodoksji wypracowanej 30 lat temu.
Kto dziś sprzeciwia się ich zawieszeniu? Jak się łatwo domyślić, głównie biznes farmaceutyczny. Zdaniem branży ograniczenie praw własności intelektualnej zaszkodzi zarówno konkurencyjności, jak i innowacyjności. Brent Saunders, CEO kilku firm farmaceutycznych, zapytał na Twitterze: „Kto w takiej sytuacji stworzy następną szczepionkę?”. Moim zdaniem to pytanie obsceniczne. „Naukowcy finansowani z pieniędzy publicznych” – chciałoby się odpowiedzieć. Oraz dodać: „Czy w przeciwnym razie będzie komu kupować wasze leki?”.
Oczywiście zawieszenie patentów wpłynie na wyniki finansowe firm farmaceutycznych. Ale jeszcze bardziej wpływa na nie fakt, że są one beneficjentami ogromnych dotacji publicznych, co często pomijają komentatorzy traktujący prywatny kapitał i wynalazczość jako najważniejsze czynniki. Tymczasem wielcy gracze korzystają z wyników badań finansowanych przez rządy nawet przez dekady. Technologie leżące u podstaw preparatów Pfizera i Moderny są efektem 40 lat badań podstawowych zespołu dr. Barneya Grahama. To dzięki nim pierwsza wersja szczepionki była gotowa już w marcu 2020 r. Co więcej, od zeszłego roku producenci są beneficjentami gigantycznych dotacji, szacowanych łącznie na 12 mld dol., głównie od USA, UE i Wielkiej Brytanii. Opracowanie preparatu AstryZeneki zostało niemal w 100 proc. sfinansowane z pieniędzy publicznych. A najbogatsze państwa wydały kolejne miliardy na zakup szczepionek. Pfizer szacuje tegoroczny wzrost zysku na ok. 20 proc. – co oznacza, że zarobił na pandemii miliardy.
Nie wiadomo więc, dlaczego w programach finansowania szczepionek – jak amerykańska operacja „Warp Speed” czy europejskie wsparcie dla AstryZeneki – nie zawarto zapisów chroniących interes publiczny. Należało odnieść się do maksymy: „To, co publicznie finansowane, powinno być publicznie dostępne”. Można było np. negocjować korzystne warunki transferu wiedzy do innych firm, co pozwoliłoby zwiększyć produkcję szczepionek.
Debata o uwalnianiu patentów nie jest nowa. „W lepszym świecie odkrycia medyczne będą wolne od patentów i nikt nie będzie czerpał zysku z życia lub śmierci” – to słowa Indiry Gandhi wypowiedziane na Światowym Zgromadzeniu Zdrowia w 1982 r. Niestety, nie zaprojektowano wtedy „lepszego świata”, którego życzyła sobie Gandhi. Zdaniem wielu ekspertów porozumienie TRIPS znacząco utrudniło starania o poprawę dostępności lekarstw.
TRIPS zawiera też furtkę dla uwalniania patentów: w sytuacji gdy nie powiedzie się próba uzyskania licencji na rozsądnych warunkach, państwo ma prawo udzielić licencji przymusowej i zezwolić na produkcję leku za określonym wynagrodzeniem. Na połowę lat 90. przypadał szczyt zachorowań na AIDS. Państwa globalnego Południa zaczęły wtedy udzielać przymusowych licencji lub – jak w przypadku Brazylii – wymuszały na firmach farmaceutycznych korzystne kontrakty pod groźbą licencji przymusowej. W rezultacie uruchamiano produkcję leków generycznych kosztujących kilka dolarów (patentowane kuracje kosztowały dziesiątki tysięcy).
Te doświadczenia pokazują, że zawieszenie patentów na leki jest możliwe. Po 30 latach działania TRIPS mamy dowody, że system ten blokuje dostęp do lekarstw. Według raportu Lekarzy Bez Granic przepisy patentowe ograniczają możliwość szczepień przeciw HPV i pneumokokom w państwach rozwijających się. Jak zauważa prof. Mariana Mazzucato, brak szczepionek jest stanem sztucznym, wynikającym z określonej polityki własności intelektualnej, którą dzisiaj można i należy zmienić. Trzeba tylko wyciągnąć wnioski z dotychczasowych problemów. Potrzeba też mechanizmów prostszych od przepisów TRIPS, które zdają się być napisane tak, by jak najtrudniej było zastosować wyjątki. Zresztą rozmawiamy dziś o zawieszeniu patentów właśnie dlatego, że licencje przymusowe są niewystarczające.
Eksperci, tacy jak Ana Santos Rutschmann, prawniczka doradzająca ekipie Bidena w sprawach patentów, podkreślają, że obecna sytuacja znacząco różni się od epidemii HIV/AIDS. Wówczas firmy w państwach rozwijających się miały infrastrukturę i wiedzę niezbędną do produkowania potrzebnych, relatywnie prostych leków. Szczepionki na COVID-19 są dużo bardziej skomplikowane, część stworzono z pomocą nowatorskich technologii mRNA. Odpowiedź na pytanie, czy można zwiększyć ich produkcję, jest złożona.
Nie jest prawdą, że poza fabrykami największych graczy nikt nie potrafi wyprodukować szczepionek. AstraZeneca udzieliła licencji na swoją szczepionkę firmom w Indiach i Ameryce Południowej. Zadeklarowała przy tym, że nie będzie czerpać zysku ze sprzedaży preparatów w czasie pandemii (jednak zostawiając sobie furtkę na określenie terminu jej końca nawet na lipiec 2021 r.). W Kanadzie firma Biolyse deklaruje gotowość do produkcji szczepionki Johnson & Johnson. Jedyne, co ją powstrzymuje, to niechęć rządu Kanady do udzielenia licencji przymusowej.
Wielu krajom faktycznie brakuje odpowiedniego know how i infrastruktury do wytwarzania nowoczesnych szczepionek. Zdaniem prof. Terry’ego Fishera i prof. Ruth Okediji z Uniwersytetu Harvarda zawieszenie patentów nie wystarczy. Trzeba budować partnerstwa wielkich graczy z lokalnymi firmami. Ci pierwsi dostarczaliby niezbędny know how i szkolenia. Lokalne firmy tworzyłyby zaś infrastrukturę przy wsparciu publicznym. A państwo gwarantowałoby zakup szczepionek – po regulowanych, korzystnych cenach. To model, którego wdrożenie można było zagwarantować rok temu.
Partnerstwa i transfery wiedzy miały już miejsce: między BioNTech i Pfizerem, między Uniwersytetem Oksfordzkim i AstrąZenecą. W partnerstwach tych mniejsi gracze dostarczają własność intelektualną, a duzi zdolność masowej produkcji. Trzeba więc nakłonić te same firmy do kolejnych partnerstw, sięgających poza globalną Północ. Są też pieniądze na takie działania – UE zadeklarowała 8 mld euro na prowadzony pod egidą WHO akcelerator ACT-A, mający finansować dostęp do diagnostyki, leków i szczepionek przeciw COVID-19 na całym świecie. Jest nadzieja, że brakujące 20 mld euro obiecają w czerwcu pozostali członkowie grupy G7. Jednak jeśli te inwestycje nie pójdą w parze z rozszczelnieniem systemu patentowego, będą oznaczać dalsze finansowanie prywatnego zysku z funduszy publicznych.
Tak naprawdę nie powinniśmy nawet dywagować, czy lepiej zawiesić patenty, czy podjąć inne środki, związane np. z transferem wiedzy. To sztuczna opozycja. Nie musimy dokonywać tu wyboru. Najlepszym przykładem jest Bill Gates, który do niedawna był przeciwko zawieszaniu patentów, używając argumentu o braku odpowiedniej zdolności produkcyjnej na globalnym Południu. W połowie maja Mark Suzman, szef Fundacji Gatesów, oznajmił, że organizacja popiera zniesienie barier utrudniających dostęp do szczepionek. A więc także ograniczone zawieszenie praw własności intelektualnej.
Fisher i Okediji mówią wprost: marzy nam się fundamentalna reforma systemu patentów medycznych, ale nie przebudujemy go przed kolejnym kryzysem. Szukajmy więc skromnych reform i rozwiązań, które pomogą ubogim. Równie pesymistycznie brzmiał dr Anthony Fauci, główny doradca medyczny prezydenta USA, według którego batalia o zawieszenie patentów może doprowadzić do długiej walki prawnej. Mam jednak nadzieję, że niedawna deklaracja Stanów Zjednoczonych otworzy drogę do innowacji społecznych równie przełomowych i szybko wdrażanych, co wynalezione niedawno szczepionki. Niestety, na drodze stoi jeszcze Europa, która głosem Ursuli von der Leyen zapowiedziała na razie jedynie gotowość do rozmów.
Zawieszenie patentów na szczepionki przeciw COVID-19 byłoby potężnym, symbolicznym gestem. Musimy go wykonać, by pokazać, że potrafimy w tej pandemii być solidarni. Że umiemy przełamać kilka dekad ortodoksji rynkowej. Doceniając innowacyjny wkład firm farmaceutycznych, powinniśmy uznać, że szczepionki to dobro publiczne.
Alek Tarkowski, współzałożyciel Centrum Cyfrowego, członek zarządu amerykańskiej fundacji Creative Commons, socjolog, działacz na rzecz otwartego internetu, badacz społeczeństwa cyfrowego