Dziwacznością naszej prawicy/lewicy jest to, że na przemian, w zależności od nastroju, jest za rewolucją lub za demokracją. Prawica – ta antyelitarna, co to się salonom nie kłania, i lewica, co to w ogóle się nie kłania, bo dobre wychowanie kojarzy się jej z patriarchatem, zarazem mają podobny problem z Donaldem Trumpem.

Z jednej strony Trump rozwala, szczególnie werbalnie, „dawny ład”. Radykalizm polski, też skupiony na uczestniczeniu w grze emocji, łupie w transformację, która miała utuczyć elity, zaś „zwykłych ludzi” okraść. Z drugiej strony Trump, wspierając „zwykłych ludzi” i klasę robotniczą, dba przede wszystkim o interesy przemysłu, byle amerykańskiego. Dla lewicy Trump jest tym dobrym, bo wyciągnął rękę do pokrzywdzonych przez globalizację, ale jednocześnie tym złym, bo szydzi z ruchu Black Lives Matter i feministek – umacniając ogromne poparcie wśród jak najbardziej zwykłych ludzi zirytowanych nieustannym gender pouczaniem. Dla prawicy to fajne, jak prezydent USA walił po łbach polityczną poprawność. Mniej fajne było napominanie Polaków w sprawie otwartości dla osób homoseksualnych przez ambasador Georgette Mosbacher, nie mówiąc o zaskakujących flirtach gospodarza Białego Domu z Koreą Północną i Władimirem Putinem.
Marta Lempart, która podobno przewodzi polskiej rewolucji, o zdobywcach amerykańskiego Kapitolu napisała „motłoch z Biblią w ręku”! Ups… Rozmarzyli się za to (oczywiście, niektórzy) romantyczni prawicowcy – ach, tak kiedyś ubrać się w skóry i pogonić z Wiejskiej tych Złodziei i Aferzystów! Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby polska policja poszła spać i Strajk Mężczyzn Jedzących Mięso zdobył polski parlament. Otóż, podobnie jak w Waszyngtonie, nic.
Ktoś zapewne usiadłby w fotelu prezesa klubu Zjednoczonej Prawicy i strzelił sobie fotkę. Ktoś wymalowałby na ścianie „J…ć” i przejął słodzone napoje chomikowane przez sekretariat marszałek Elżbiety Witek. A po pewnym czasie po prostu trzeba by wyjść z Sejmu, aby przypadkiem nie zacząć rządzić – bo po prostu nie wiadomo, jak to się robi. I nie sądzę, aby wielkie wzięcie parlamentu wyglądało inaczej, gdyby wykonał je tłum aktywistów lgbt-itepe. Jak na razie to tylko Kaczyński, Schetyna, Kosiniak-Kamysz i (podobno) Borys Budka potrafią rządzić. I chcą tego.