Obchody solidarnościowych rocznic zbiegły się z kryzysem imigracyjnym. Oba te przypadki pokazały, że Polacy, a raczej znaczna część ich politycznych przywódców, to barbarzyńcy. Jakub Burckhardt tak opisywał barbarzyńców: „Barbarzyńcami są ci, którzy nie mają historii i nie pojmują ciągłości. Dlatego są barbarzyńcami, że nie mają historii, i nie mają historii, bo są barbarzyńcami”.
Jak inaczej można określić zachowanie postaci publicznych występujących z okazji kolejnej rocznicy strajku sierpniowego? Nie było mowy ani o Wałęsie, ani o Mazowieckim, nie pojawili się jeszcze żyjący wielcy uczestnicy tych wydarzeń. Że nie przyszła Solidarność, to się nawet nie dziwię, ale pamięć też zawiodła i posługujący się nowomową źli ludzie mówili źle o wszystkim, z wyjątkiem siebie. Nawet kłamali, mimo że musieli wiedzieć, iż przemysł stoczniowy w Polsce kwitnie, to jakieś zardzewiałe kłódki im się roiły w wyobraźni. Brak pamięci, brak historii. Brak ciągłości. Być może tak być musi, może nowe pokolenie nie może mieć szacunku dla wcześniejszych, nawet jeżeli tamte popełniły wiele błędów. Ale tak być musi tylko w obozie barbarzyńców.
Polsce grozi imigracja – słyszę od niemal wszystkich, wyjąwszy najwyższych hierarchów Kościoła, ale tylko tych najwyższych, bo już nie arcybiskupa Hosera i innych. Nawet biedna pani premier znalazła się pod wyborczą ścianą, mimo że powinna wiedzieć, że od polityki ważniejsza jest przyzwoitość i miłosierdzie. A ponadto czy Polacy rzeczywiście aż tak się boją imigrantów muzułmańskich (bo jak powie pan Piłka – chrześcijańscy to co innego)? Na pytanie o obcych niemal każdy odpowiada negatywnie. Na rzeczywistą praktykę – niekoniecznie. Gdybyśmy zachowali się przyzwoicie i zaproponowali przyjęcie 40 tys. imigrantów, to byłby to jeden promil naszej ludności i dwa promile miejsc pracy – często dla ludzi wiele umiejących i wykształconych. Doprawdy trzeba zwoływać sztaby kryzysowe w tym celu? Że Węgrzy czy Słowacy są barbarzyńcami – to się nie dziwię, bo zawsze byli nimi po trochu. Ale czy Polacy zapomnieli, ile im pomocy udzielono na całym świecie? W czasie wojny po wyjściu z Sowietów, po wojnie milionom, którzy zostali, potem kolejnym falom emigracji politycznej i zarobkowej. I tak do dzisiaj. A te paczki z zagranicy w stanie wojennym, te książki, te stypendia? A potem te miliardy z Unii Europejskiej.
A skąd? Barbarzyńcy nie mają historii ani ciągłości, więc nie mogą pamiętać. Mogą się tylko obawiać, że ktoś zakłóci im nieistniejącą tożsamość narodową i że wśród muzułmanów mogą być terroryści. A mało to idiotów wśród nas! Podobno mają nas najechać uchodźcy z Ukrainy – mówią politycy pierwszej rangi. Na razie nie widać. Jak się kto w domu napatrzył na ukraińską sprzątaczkę, to niech tego nie ekstrapoluje (przepraszam za słowo) na świat cały. Na razie, a przyszłość jest niewiadoma, ukraińskich uchodźców nie ma. A jak się nasłuchają owi potencjalni uchodźcy, co Polacy już wygadują, to będą nas omijać szerokim łukiem i cel zostanie osiągnięty.
W barbarzyńcach, wśród jakich muszę żyć (mogę tylko się wynieść i zostać uchodźcą), nie tylko pamięci i ciągłości nie ma. Nie ma polskości, polskość bowiem składa się właśnie z historii i ciągłości. Nie ma nowej polskości, jest tylko barbarzyństwo. Nie ma miłosierdzia, jakim przez ostatnie lata życia niemal wyłącznie zajmował się Jan Paweł II. Jest tylko strach. A ze strachu otacza się drutami kolczastymi. Ze strachu zarzuca się rządowi, jak tylko wspomni inną liczbę niż owe 2 tys. (w tym połowa chrześcijan!), że oszukuje.
Ani solidarności, ani ciągłości. Przyszli ludzie znikąd, bez śladu myśli, współczucia, pamięci. Jednak nie wierzę, by prawicowe, narodowe i rzekomo kościelne zera potrafiły wpłynąć na polskie społeczeństwo, które jest o wiele lepsze i na wyższym poziomie niż jego politycy. Polacy przecież nie są barbarzyńcami, wbrew temu, że wielu polskich polityków barbarzyńcami jest.