Wydawałoby się, że Grecy są w beznadziejnej sytuacji. Konsekwentnie nie zgadza się z tym Hans-Werner Sinn, niemiecki ekonomista. Według niego w trwających teraz debatach o kolejnej transzy pomocy dla Grecji jej minister finansów, Janis Warufakis, rozgrywa wielką grę, w której ogrywa Niemcy.
W skrócie: od przełomu 2007 i 2008 r. aż do dziś następuje cyklicznie masowy odpływ depozytów z banków greckich do niemieckich. Normalnie oznaczałoby to, że gotówka ucieka z komercyjnych banków greckich na rzecz komercyjnych banków niemieckich, powodując możliwe zawirowania na rynku. Ale istnieje TARGET2, system przepływów międzybankowych. Pieniądze najpierw płyną z banku greckiego komercyjnego do Narodowego Banku Grecji (NBG). Ściślej, ów bank ma teraz należność wobec NBG, który zadłuża się na tę kwotę wobec Bundesbanku, a dopiero ten ma należność wobec banku komercyjnego w swoim kraju. Na koniec dnia jednak NBG i Bundesbank muszą być między sobą na zero – wszystkie należności między nimi bierze na siebie Europejski Bank Centralny. Ostatecznie zatem NBG ma dług wobec EBC, a EBC ma dług wobec Bundesbanku. Co to oznacza według prof. Sinna? Ano, obecnie zadłużenie NBG wobec EBC to już niebagatelne 100 mld euro. Warufakis wie, że gdyby Grecja wyszła ze strefy euro i przyjęła drahmę, nigdy tego długu nie będzie w stanie spłacić. Kto oberwie? Akcjonariusze EBC, tzn. banki centralne reszty państw strefy euro. A kto najbardziej? Największy udziałowiec EBC. Tak, chodzi o Niemcy.
Czyli złapał Kozak (Niemiec) Tatarzyna (Greka), a Tatarzyn za łeb trzyma. Ale chwila, chwila... Co tracą Niemcy? Cóż, ich bank centralny będzie w plecy na miliardy euro, to prawda. Choć dla banku centralnego to przecież nic takiego strasznego, jego straty są tylko księgowe, sam jako instytucja nie zbankrutuje. A Grecy? Tak, pozbędą się swoich należności z TARGET2. Ale dziś i tak są one czysto teoretyczne, nie istnieje wymóg ich spłacania. A co stracą? Cóż, do 25 proc. bezrobocia, 25 proc. spadku płac realnych i PKB dojdzie jeszcze to, że po deprecjacji nowej drahmy Grecy będą jeździli do eurostrefy jak kiedyś Polacy „na Zachód” – z własnymi wekami i pasztetem w puszce. Daleko tu do sytuacji, w której trzeba pilnować, aby, jak mówi prof. Sinn, „Grecy nie odeszli z pełną pulą”.