Anna Çoban: Szacujemy, że przy składaniu pozwów indywidualnych przejście całej drogi sądowej zajmie co najmniej rok. Jeśli więc przedsiębiorca miałby ustawową gwarancję, że otrzyma odszkodowanie w ciągu trzech miesięcy, to dla niego byłoby to rozwiązanie zachęcające.

Senat przyjął w piątek projekt o wyrównywaniu szkód majątkowych wynikających z ograniczeń, nakazów lub zakazów dotyczących działalności gospodarczej wprowadzonych w związku z ogłoszeniem stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii wywołanych zakażeniami wirusem SARS CoV-2. Zakłada on, że przedsiębiorcy za poniesione w wyniku ograniczeń działalności straty otrzymaliby odszkodowanie w wysokości 70 proc. poniesionej szkody majątkowej, pomniejszone o ewentualną pomoc otrzymaną m.in. z tarcz antykryzysowych. Jak ocenia pani ten pomysł?
Naturalnie odszkodowanie w zaproponowanej wysokości to zbyt mało jak na rzeczywiste potrzeby przedsiębiorców i ponoszone przez nich przez ten czas straty. Przez cały czas trwania epidemii mieliśmy do czynienia tak naprawdę jedynie z pomocą z tarcz antykryzysowych, z której jednak nie wszyscy przedsiębiorcy mogli korzystać. Z drugiej strony są jednak branże tak bardzo dotknięte obostrzeniami, że dla nich jakakolwiek pomoc jest lepsza niż całkowity jej brak. Dlatego sądzę, że gdyby Sejm zdecydował się przyjąć tę ustawę, wielu przedsiębiorców skorzystałoby z zaproponowanego rozwiązania, nawet za cenę niepokrycia przez Skarb Państwa wszystkich poniesionych strat.
Przyjmując oczywiście dość optymistyczne założenie, że projekt zyska wymaganą większość również w Sejmie, skoro jego pomysłodawcami są senatorowie opozycji.
Tak, ale przynajmniej ten pierwszy krok został zrobiony. Osobiście jestem ciekawa, co zrobi teraz Sejm, jak szybko zajmie się projektem i jakie zmiany zdecyduje się wprowadzić. Już sama dyskusja przy okazji procedowania ustawy będzie dobrą okazją do mówienia o sytuacji przedsiębiorców.
Jak pani sądzi, które branże są obecnie w najgorszej sytuacji i najbardziej potrzebują jakiejkolwiek pomocy?
Z mojego doświadczenia wynika, że bardzo poszkodowana jest zwłaszcza branża hotelarska, gastronomiczna oraz branża eventowa. W wielu regionach zamknięcie hotelu oznacza brak pracy dla większości mieszkańców. Dla nich jakakolwiek rekompensata finansowa to teraz być albo nie być. Równie poszkodowana jest branża eventowa. Wielu przedsiębiorców działających w jej ramach od roku w ogóle nie ma przychodów, to jest kilka milionów ludzi zatrudnionych w skali całego kraju. Nie mówimy tylko o targach, to są konferencje, koncerty, wszelkie wydarzenia na masową skalę. Ci, którzy otrzymali pomoc w ramach jednej z tarcz, jeszcze jakoś funkcjonują, ale cała reszta jest w tragicznej sytuacji. Branża eventowa tkwi też w największej niepewności, rząd w ogóle nie proponuje rozwiązań na przyszłość, z rozmów w ministerstwach nic nie wynika. Dlatego jej przedstawiciele pewnie najszybciej zdecydowaliby się na złożenie wniosków o odszkodowania, nawet o tak zaniżonej wartości.
Wyjaśnijmy w tym miejscu, że istotne znaczenie w zapisach projektu ustawy ma nie tylko pomniejszona względem rzeczywistych strat wartość odszkodowania. Jeżeli przedsiębiorca złożyłby wniosek i otrzymałby pieniądze, zamknąłby sobie tym samym drogę do dalszego dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej?
Tak, ponieważ projekt zakłada, że w momencie otrzymania odszkodowania zgodnie z tą ustawą od wojewody, wyłączone zostaje zastosowanie przepisów kodeksu cywilnego dotyczących odszkodowania od Skarbu Państwa. Zostało to wprowadzone w autopoprawkach do projektu ustawy. Oznacza to, że samo złożenie wniosku nie pozbawia przedsiębiorcy roszczenia o pozostałą część poniesionej szkody oraz utracone korzyści, ale otrzymując odszkodowanie, przedsiębiorca zostaje pozbawiony tego roszczenia do Skarbu Państwa. Dlatego każdy przedsiębiorca powinien przeanalizować swoją sytuację i podjąć decyzję, biorąc pod uwagę skutki skorzystania z tej ustawy.
A co z ewentualnym roszczeniem z tytułu utraconych korzyści?
Z projektu wynika, że jeśli przedsiębiorca skorzysta z rozwiązań ustawowych, dochodzi tylko poniesionych strat, a z utraconych korzyści rezygnuje. Na tym polega przewaga wniesienia pozwu na mocy art. 417 kodeksu cywilnego, bo wtedy można dochodzić jednocześnie obu tych rzeczy.
Rozumiem więc, że tak naprawdę największą korzyścią dla przedsiębiorcy wynikającą z ustawy byłby stosunkowo krótki czas, w którym można uzyskać odszkodowanie?
Szacujemy, że przy składaniu pozwów indywidualnych przejście całej drogi sądowej zajmie co najmniej rok. Jeśli więc przedsiębiorca miałby ustawową gwarancję, że otrzyma odszkodowanie w ciągu trzech miesięcy, to dla niego byłoby to rozwiązanie zachęcające. Sądzę, że czas jest faktycznie największą wartością przedstawionych rozwiązań. Jednakże trzeba zdawać sobie sprawę z konsekwencji, czyli utraty pozostałej części roszczenia o odszkodowanie od Skarbu Państwa. Ponadto, odnosząc się do wskazań twórców projektu ustawy, że ustawa pozwoli uniknąć przeładowania sądów, to należy rozważyć, czy wojewodowie będą przygotowani, aby faktycznie wydać decyzję we wskazanym terminie i co w sytuacji, kiedy jednak nie zostanie ona wydana w terminie trzech miesięcy. Czy wtedy wojewoda będzie mógł przedłużyć termin wydania tej decyzji na podstawie przepisów kodeksu postępowania administracyjnego. To pytanie pozostaje na razie bez odpowiedzi, a jest ono kluczowe dla przedsiębiorców.
Czy sądzi pani, że ustawowy zapis o przesłance braku winy przedsiębiorcy w zakresie poniesionych strat jest konieczny w sytuacji, gdy mówimy o restrykcjach w czasie epidemii?
Tutaj mam wątpliwości, co autorzy projektu mieli na myśli. Dla mnie jest on kompletnie niezrozumiały, bo z jednej strony cały czas mówimy o skutkach epidemii i ograniczaniu działalności gospodarczej, a z drugiej dajemy w tym momencie jakąś furtkę, żeby oceniać przedsiębiorcę z punktu widzenia jego zawinienia. To kłóci się z całą ideą ustawy i moim zdaniem tego przepisu w ogóle nie powinno w niej być, bo tworzy pole do nadużyć. W takiej sytuacji niezadowolony przedsiębiorca może wnieść powództwo cywilne do sądu powszechnego, ale oznacza to oczekiwanie na rozstrzygnięcie sprawy przez sąd w normalnych terminach.
A jak ocenia pani pomysł, by na niekorzystną decyzję wojewody przedsiębiorca miał wnosić powództwo do sądu powszechnego, a nie do wojewódzkiego sądu administracyjnego?
Również nie jest on trafiony, bo w sytuacji przeciążenia sądów powszechnych wydłuży czas oczekiwania na rozstrzygnięcie, a tym samym przyznanie odszkodowania. Będziemy mieli przecież wtedy do czynienia z terminem podobnym, jak w momencie składania pozwu z art. 417 kodeksu cywilnego, czyli czekamy na wyrok co najmniej rok. To jest w ogóle bardzo dziwna konstrukcja prawna: z jednej strony mamy wniosek do wojewody na podstawie przepisów kodeksu postępowania administracyjnego, wojewoda wydaje decyzję ostateczną, co jest w ogóle niespotykane. Dopiero wówczas wchodzimy na drogę sądową – cywilną. Może się więc okazać, że zwłaszcza jeśli wielu przedsiębiorców będzie z decyzji niezadowolonych, cała procedura nam się wydłuży, zamiast skrócić.
Mamy też kwestię rocznego, co do zasady, przedawnienia roszczeń. To krótki okres, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że termin przedawnienia dla większości roszczeń cywilnych wynosi trzy lata.
Tak, czasu rzeczywiście może zabraknąć. Samo przygotowanie materiałów, uporządkowanie kwestii księgowych zajmie co najmniej kilka miesięcy. Nie wiemy na razie, czy ustawodawca będzie przewidywał uproszczone postępowanie dowodowe, a to ma duże znaczenie. Myślę, że zwłaszcza ze względu na ten termin procedurę trzeba byłoby jak najbardziej uprościć. Może powinien istnieć jakiś uniwersalny formularz, tak jak w postępowaniu upominawczym w przepisach kodeksu postępowania cywilnego. To byłoby ułatwienie zwłaszcza dla mniejszych przedsiębiorców, bo większe przedsiębiorstwa są w stanie skorzystać z pomocy księgowego czy prawnika. Właściciel małego baru czy pensjonatu często robi takie rzeczy sam, bo po prostu go na taką pomoc nie stać.
Rozmawiała Inga Stawicka