Wydłuża się lista kandydatów do stanowiska sekretarza stanu w gabinecie Donalda Trumpa. Jednym z najpoważniejszych jest były dyrektor CIA, emerytowany generał David Petraeus, z którym prezydent elekt spotka się w poniedziałek po południu (czasu lokalnego).

Do niedawna wśród osób typowanych do kluczowego stanowiska szefa dyplomacji wymieniano najczęściej nazwiska byłego kandydata na prezydenta Mitta Romneya i byłego burmistrza Nowego Jorku Rudy'ego Giulianiego, ale obaj mają licznych przeciwników w otoczeniu Trumpa.

Według przecieków z obozu prezydenta elekta, znowu rosną w związku z tym szanse polityków wymienianych poprzednio jako faworyci. Jeden z nich to były ambasador przy ONZ John Bolton, czołowy „jastrząb” w administracji prezydenta George'a W. Busha. Bolton popierał ewentualną akcję zbrojną Izraela w celu zniszczenia instalacji nuklearnych w Iranie i działania na rzecz obalenia tam rządów ajatollahów.

Za poważnego kandydata na sekretarza stanu uchodzi też republikański przewodniczący komisji spraw zagranicznych w Senacie Bob Corker. Reprezentuje on dominujący w GOP twardy kurs w polityce międzynarodowej; popierał wojnę w Iraku i opowiadał się za dostawami broni na Ukrainę w czasie rosyjskiej inwazji na Donbas.

Petraeus, zanim został szefem CIA – z nominacji prezydenta Baracka Obamy - był dowódcą wojsk amerykańskich w Iraku i Afganistanie, gdzie zyskał doskonałe oceny. W USA namawiano go nawet, by kandydował na prezydenta. Jego kariera załamała się po ujawnieniu pozamałżeńskiego romansu z autorką jego biografii Paulą Broadwell. Generał dzielił się z nią tajnymi informacjami wywiadu, za co został postawiony przed sądem i skazany na 2 lata więzienia w zwieszeniu i grzywnę 100 tys. dolarów.

W wywiadzie dla radia BBC Petraeus powiedział, że jeśli zostanie poproszony przez Trumpa, przyjmie propozycję pracy w jego administracji. Skandal z romansem i ujawnianiem kochance tajemnic państwowych dostarcza jednak przeciwnikom wygodnego pretekstu do podważania jego kandydatury.

W czasie kampanii wyborczej obóz Trumpa nieustannie wytykał Hillary Clinton, że używała prywatnego serwera mailowego do służbowej korespondencji w Departamencie Stanu. Narażało to jej maile z tajnymi informacjami na ataki hakerów działających na zlecenie obcych wywiadów.

Republikanie twierdzili, że Clinton w dużo większym stopniu niż Petraeus naraziła na szwank bezpieczeństwo USA. Dyrektor FBI James Comey wyraził jednak przeciwną opinię – w jego ocenie wykroczenia generała, który poza dzieleniem się tajnymi informacjami z kochanką ukrywał dokumenty przed prowadzącymi śledztwo i wprowadzał ich w błąd, były bardziej niebezpieczne.

Za faworyta na stanowisko sekretarza stanu uchodził do niedawna Rudy Giuliani, jeden z najbliższych doradców Trumpa, który często występował z nim na wiecach podczas kampanii wyborczej. Z prezydentem elektem łączy go silne poparcie twardego kursu wobec Iranu i radykalnego islamu. Giuliani jednak nie ma żadnego doświadczenia w polityce zagranicznej, a jego konfrontacyjny styl nie jest uważany za stosowny w dyplomacji. Jego szanse umniejszają też biznesowe powiązania międzynarodowe, które mogą stworzyć sytuację konfliktu interesów.

Sensacją ostatnich dni była kandydatura Mitta Romneya, który w czasie kampanii wyborczej jako pierwszy prominentny Republikanin ostro zaatakował Trumpa, twierdząc, że nie nadaje się na prezydenta. Trump zrewanżował mu się, nazywając „najgłupszym republikańskim kandydatem” do Białego Domu (w 2012 r.). Nie przeszkodziło to obu politykom spotkać się tydzień temu i publicznie obdarzać komplementami.

Część Republikanów z entuzjazmem poparła pomysł mianowania Romneya na kluczowe stanowisko w gabinecie, co ich zdaniem pomogłoby „zmiękczyć” wizerunek Trumpa i jeszcze bardziej zjednoczyć partię wokół prezydenta elekta. Romney uchodzi w GOP za polityka umiarkowanego i kompetentnego.

Osoby najbliższe prezydenta elekta, z kręgu nacjonalistycznej prawicy, zdecydowanie sprzeciwiły się jednak jego kandydaturze. Była szefowa kampanii Kellyanne Conway zaatakowała Romneya w wywiadzie telewizyjnym w niedzielę.

Jego krytycy przypominają, że poglądy Romneya na tematy międzynarodowe krańcowo różnią się od poglądów Trumpa. Dotyczy to zwłaszcza polityki wobec Rosji, którą Romney nazwał w 2012 r. największym geopolitycznym zagrożeniem dla USA. Trump jest zwolennikiem zbliżenia z Rosją i podważa sens sojuszy amerykańskich z NATO na czele.

Prezydenta elekta różni to jednak od niemal wszystkich innych polityków wymienianych jako możliwi sekretarze stanu; wszyscy należą do republikańskiego establishmentu.

Tymczasem na giełdzie kandydatów na szefa dyplomacji pojawiło się nazwisko republikańskiego kongresmana z Kalifornii Dany Rohrabachera. Uchodzi on za ultrakonserwatystę, ale jednocześnie zwolennika ustępstw wobec Moskwy.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)