Sekretarz stanu USA John Kerry chce "uniknąć katastrofy" i prowadzi "nieprawdopodobne wysiłki dyplomatyczne", by zawrzeć z Rosją porozumienie kończące oblężenie Aleppo, zanim urząd prezydenta USA przejmie Donald Trump - pisze w poniedziałek "Washington Post".

"Kerry'ego motywuje nie tylko skala kryzysu humanitarnego w tym syryjskim mieście, lecz również perspektywa, że przyszły prezydent zawrze inne porozumienie z Moskwą", które nie wesprze syryjskiej opozycji, "a umieści Stany Zjednoczone po stronie dyktatora", prezydenta Syrii Baszara el-Asada - czytamy w artykule.

Według "WP" Departament Stanu nie informuje o trwającej "cichej misji" sekretarza stanu, ponieważ ostatnio wynegocjowane przez niego zawieszenie broni załamało się.

"Strategia to zawężenie negocjacji tylko do Aleppo oraz rozszerzenie formatu (rozmów ws. tego konfliktu - PAP), by zawierał Arabię Saudyjską, Katar, Turcję i - niekiedy - Iran. Porozumienie przewidywałoby zgodę syryjskiej opozycji na odseparowanie się od członków powiązanego z Al-Kaidą (ruchu) Dżabhat Fatah al-Szam (...), którego bojownicy mieliby opuścić (kontrolowane przez zbrojną opozycję - PAP) wschodnie Aleppo. W zamian reżim Asada i Rosja zakończyłyby oblężenie i zezwoliły na dostarczenie pomocy" - pisze waszyngtoński dziennik, powołując się na źródła w administracji prezydenta USA.

Jak czytamy, w tej sprawie odbyło się już kilka spotkań amerykańskich i rosyjskich dyplomatów w Genewie, a Kerry prowadzi dwustronne rozmowy z przedstawicielami wszystkich stron konfliktu.

Jednak na drodze do zawarcia umowy "już jest wiele przeszkód" - zauważa "WP". Gazeta zwraca uwagę, że USA i Rosja nie są zgodne co do faktycznej liczby bojowników Dżabhat Fatah al-Szam w Aleppo; "spór dotyczy również tego, czy to reżim Asada będzie decydował, kto będzie rządził wschodnim Aleppo, gdy rozejm się utrzyma".

Jak uważa jedno z cytowanych przez "WP" źródeł, "Rosja zwyczajnie gra na czas, żeby albo osiągnąć swoje cele drogą wojskową, albo poczekać na administrację Trumpa, która zaoferuje (Moskwie) lepsze warunki". "Rosjanie usiłują zmusić miasto do kapitulacji - mówi cytowany przez gazetę amerykański urzędnik. - Potrzebują już tylko kolejnych 60 dni. I uda im się to".

Ponadto "sfrustrowany Kerry wciąż nie dostał od Białego Domu pozwolenia na wywarcie jakiejkolwiek znaczącej presji na Asadzie czy Rosji, co go stawia w słabej pozycji negocjacyjnej" - pisze "WP". Według gazety perspektywa zwycięstwa w wyborach prezydenckich Demokratki Hillary Clinton dawała Kerry'emu silniejsze argumenty, bo spodziewano się, że "jej polityka wobec Syrii będzie bardziej jastrzębia".

"Ale te nadzieje rozwiały się, gdy wybory wygrał Donald Trump. Dlaczego Moskwa miałaby zawierać porozumienie z Kerrym, jeśli (rosyjski prezydent) Władimir Putin może poczekać dwa miesiące i zawrzeć umowę z Trumpem, który w kampanii obiecywał współpracę z Rosją?" - czytamy w tekście. "Wydaje się, że Trump zgadza się z Putinem co do tego, że nie należy ufać syryjskiej opozycji oraz że Asad u władzy to lepsza alternatywa" - argumentuje "WP".

W artykule czytamy, że "Moskwa i wspierana przez nią część opozycji liczy na porozumienie pokojowe, które scementuje władzę Asada (...) i uzna resztę opozycjonistów za terrorystów, których należy zniszczyć". "WP" dodaje, że również wiele osób w Waszyngtonie jest zdania, że "USA powinny przestać wspierać syryjskich rebeliantów, by zakończyć wojnę i położyć kres cierpieniu".

"To kusząca propozycja, ale oparta na błędnej logice. Jeśli Trump zawrze umowę z Rosją i przychylną Asadowi opozycją, będzie mógł mówić o sukcesie tam, gdzie Kerry odniósł porażkę. Ale będzie to co najwyżej pyrrusowe zwycięstwo. Reszta opozycji będzie nadal walczyć, a miliony Syryjczyków nadal opierać się brutalnym rządom Asada i domagać się podstawowych praw" - przewiduje waszyngtońska gazeta.

Według "WP" może być "nawet jeszcze gorzej - Stany Zjednoczone same ustawią się po stronie tych, którzy popełniają zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, odizolowując na całe pokolenie większość Syryjczyków i rzucając ich w ręce ekstremistów; a wszystko to dla iluzorycznego pokoju". Kerry po prostu "stara się uniknąć katastrofy" - konkluduje dziennik.