Trudno określić, jakie plany ma Władimir Putin, dlatego tak ważne jest skuteczne odstraszanie, m.in. dzięki batalionom NATO w Polsce i krajach bałtyckich - mówi PAP prof. Mark Galeotti. O ile na Zachodzie martwimy się czy NATO jest zjednoczone; to w Moskwie jest silna wiara w art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego - dodaje.

Szef MON Antoni Macierewicz poinformował we wtorek, że rozpoczęła się dyslokacja ponad 1200 żołnierzy batalionowej grupy bojowej, która będzie w Polsce. Jak dodał, dyslokacja powinna zostać zakończona do stycznia. Na szczycie NATO w Warszawie w lipcu 2016 r. ustalono, że Sojusz wyśle do Polski i państw bałtyckich cztery wielonarodowe batalionowe grupy bojowe. Większość żołnierzy batalionu, który przyjedzie do Polski, ma pochodzić z USA.

"Rosja mobilizuje nie tysiące, ale dziesiątki tysięcy żołnierzy na ćwiczenia w pobliżu Polski, państw bałtyckich. Taki rodzaj operacji mógłby być, i w przeszłości bywał, wstępem do rzeczywistej inwazji, nie wiadomo, czy Rosja planuje inwazję" - mówi ekspert ds. Rosji z Instytut Spraw Międzynarodowych w Pradze.

Prof. Galeotti uważa, że obecnie "bardzo trudno jest precyzyjnie określić, czego chce Putin i jakie są jego kalkulacje, dlatego musimy bardzo jasno pokazać, że jest silne, zdecydowane zaangażowanie (NATO)". Dlatego, jak mówi, "to, czego potrzebujemy i co się dzieje, to natowskie siły w Polsce i w państwach bałtyckich".

"To smutna prawda, ale rozmawiałem z ważnym rosyjskim oficerem, który powiedział, że jest duża różnica między sytuacją, w której Rosjanie strzelają do Polaków, czy Estończyków, a sytuacją, w której strzelają do Amerykanów, Brytyjczyków, czy Niemców. Tak oczywiście nie powinno być, ale tak jest w rosyjskich politycznych kalkulacjach" - mówi Galeotti.

Dlatego, jak mówi ekspert, planowane rozmieszczenie na terenie Polski i państw bałtyckich sił NATO "to bardzo dobry sposób odstraszania wobec Rosji i zabezpieczenie dla krajów, które uważają, że są na na celowniku".

"Nie chodzi o to, by były to siły, które miałyby sobie poradzić z 40-tysięczną inwazją (...). NATO jest dużo silniejsze niż Rosja, jeśli chodzi o militarny potencjał, chodzi o to by być we właściwym miejscu we właściwym czasie. Te bataliony nie zostaną rozmieszczone po to, by przepędzić Rosjan, ale po to, by oznajmić Rosjanom: +jeśli planujecie najechać Polskę, nie będziecie walczyć tylko z Polakami, ale także z innymi członkami NATO, możecie spodziewać się, że NATO będzie stało za wszystkimi państwami członkowskimi+" - wskazuje Galeotti.

Według niego ta strategia działa. "O ile my na Zachodzie martwimy się czy NATO jest zjednoczone, czy państwa członkowskie z regionu Morza Śródziemnego walczyłyby o Polaków czy państwa bałtyckie, to w Moskwie jest silna wiara w art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego mówiącego o tym, że atak zbrojny na dowolne państwo należące do NATO lub kilka państw członkowskich jest równoznaczny z atakiem na cały Sojusz. Uważam, że stanowi to silny element odstraszający" - podkreśla prof. Galeotti.