Zwyciężyła demokracja, wbrew propagandzie - tak premier Beata Szydło skomentowała wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA. Jak dodała, Polska oczekuje jeszcze lepszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, opartych na zobowiązaniach podjętych podczas szczytu NATO w Warszawie.

W wywiadzie dla poniedziałkowego wydania tygodnika "Do Rzeczy" premier była pytana o to, co oznacza dla Polski wybór Trumpa.

"Nasze oczekiwania są takie, by relacje Polski z USA były dobre, a może nawet lepsze niż do tej pory, by pogłębiała się współpraca, u której podstaw leżą zobowiązania podjęte podczas szczytu NATO w Warszawie. To całkiem nowe otwarcie. Na pewno zmieni się polityka w Stanach Zjednoczonych, ale i na naszych oczach zmienia się polityka na świecie. Ten wybór jest częścią większego zjawiska, które od pewnego czasu obserwujemy na scenie politycznej świata. Niektórzy nazywają to dobrą zmianą" - odpowiedziała.

Premier podkreśliła, że w Stanach Zjednoczonych zwyciężyła demokracja i to wbrew propagandzie, wedle której Amerykanie powinni dokonać wyboru takiego, jakiego chcieliby niektóre media, eksperci i komentatorzy. "Amerykanie dokonali własnego wyboru, który uznali dla siebie za najkorzystniejszy. I my powinniśmy przede wszystkim uszanować ten wybór i pogratulować zwycięzcy" - zaznaczyła Szydło.

Jej zdaniem "kończy się pewna epoka w polityce światowej, ten czas, kiedy polityka koncentrowała się głównie na elitach i załatwianiu spraw elit, które oderwały się od rzeczywistości i problemów zwykłych ludzi". Szydło sytuację w Stanach Zjednoczonych porównała do sytuacji w Polsce podczas kampanii prezydenckiej w 2015 roku, kiedy to nie dawano szans na wygraną Andrzejowi Dudzie. "Słyszeliśmy zewsząd, że nie ma możliwości, by wybory wygrał ktokolwiek inny niż Bronisław Komorowski, że to oczywistość. Pytanie czy to była oczywistość, czy elity próbowały wmówić tę +oczywistość+ Polakom? - zastanawiała się premier.

W ocenie szefowej polskiego rządu ludzie okazali się mądrzejsi i dokonali wyboru, który uznali za najlepszy "sprzeciwiając się uporczywemu dyktatowi wąskich grup interesów, które dziś mówią o upadku demokracji, końcu świata i powrocie autorytaryzmu".

Na pytanie, czy w obecnej sytuacji możemy być pewni decyzji podjętych podczas szczytu NATO w Warszawie dot. wzmocnienia wschodniej flaki premier odpowiedziała, że do tej pory USA były przykładem kraju honorującego i gwarantującego ciągłość zobowiązań, których się jako państwo podjęło. "Myślę, że decyzje, które zapadły na szczycie w Warszawie, nie są w najmniejszym stopniu zagrożone. To jest w interesie wszystkich państw, które brały udział w tym szczycie i podpisały się pod wspólną deklaracją" - zauważyła Szydło.

Premier pytana o to, czy nie niepokoi ją zbyt łagodne podejście Donalda Trumpa do Władimira Putina, odparła, że administracja amerykańska jest zbyt doświadczona i stabilna, aby pozwolić sobie na gwałtowne ruchy, czy zmianę całej dotychczasowej linii w polityce światowej. "Prezydent Trump będzie miał do dyspozycji cały aparat doradców oraz ekspertów i sądzę, że po analizie i ocenie sytuacji będzie podejmował rozsądne decyzje" - podkreśliła Szydło. Dodała, że świat potrzebuje dziś silnego przywódcy. Jednak, w jej opinii, w ostatnich latach Stany Zjednoczone z tej pozycji się wycofały. "Jednym z powodów było to, że Ameryka nie miała wystarczającej siły ani nie interesowała się częścią tych spraw, także tu, w Europie. Jednym ze skutków było to, że w siłę rósł Putin" - tłumaczyła premier.

Szydło zwróciła uwagę, że już pierwsze wystąpienie prezydenta USA było w tonie zupełnie innym niż podczas kampanii. "Od tego, w jaki sposób Donald Trump będzie prowadził politykę USA, zależy bardzo dużo, także nasze bezpieczeństwo, ale mam też świadomość, że w tej chwili histeria wokół tego wyboru, która jest tak mocno podgrzewana przez niektóre środowiska, to wynik poczucia utraty wpływów" - oceniła premier.