Jestem przekonany, że śledztwo prokuratury wykaże nieprawdziwość medialnych oskarżeń i próbę zorganizowania politycznej nagonki na PiS i Bartłomieja Misiewicza - oświadczył w czwartek szef MON Antoni Macierewicz.

Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim poinformowała tego dnia, że prowadzi śledztwo w sprawie obietnic składanych przez pracownika gabinetu politycznego ministra obrony. Sprawa dotyczy doniesień prasowych na temat Bartłomieja Misiewicza - zawieszonego w obowiązkach szefa gabinetu politycznego MON i rzecznika prasowego resortu.

"Wyrażam zadowolenie, że zostało podjęte śledztwo prokuratorskie, które, jak jestem przekonany, wykaże nieprawdziwość medialnych oskarżeń i próbę zorganizowania politycznej nagonki na Prawo i Sprawiedliwość oraz na pana dyrektora Bartłomieja Misiewicza" - oświadczył Macierewicz w komentarzu przesłanym PAP.

"Jestem przekonany, że takie bezprawne działania opozycji powinny być ścigane z mocy prawa i dobrze się stało, że Bartłomiej Misiewicz postanowił podjąć kroki prawne wobec posłów Platformy Obywatelskiej, którzy świetnie wiedząc, że nie doszło do popełnienia żadnego przestępstwa, szkalują jego dobre imię" - dodał minister.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Sławomir Mamrot poinformował w czwartek, że śledztwo zostało wszczęte 28 października po zawiadomieniu dwóch posłów opozycji w związku z artykułem, jaki ukazał się w "Newsweeku". Według tygodnika Bartłomiej Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu".

Jak poinformował Mamrot, śledztwo prowadzone jest ws. obietnic składanych przez pracownika gabinetu politycznego ministra obrony narodowej. Zwrócił uwagę, że obecnie wykonywane są czynności procesowe, przesłuchania świadków. Pytany, czy śledczy planują przesłuchanie Misiewicza odpowiedział, że na tym etapie śledztwa trudno powiedzieć.

Tuż po ujawnieniu sprawy wypowiedzieli się o niej posłowie PiS Anna Milczanowska i Dariusz Kubiak, którzy - jak mówią - byli obecni podczas spotkań w Bełchatowie i według nich nikt nie proponował radnym PO pracy za głosy w radzie powiatu. "Byliśmy tam i gwarantujemy: nic takiego nie miało miejsca" - oświadczyli.

We wrześniu w związku z tym artykułem Misiewicz poprosił ministra Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w MON. Zapowiedział też kroki prawne przeciw "Newsweekowi" za "nieprawdziwy i szkalujący artykuł". Szef MON przychylił się do stanowiska Misiewicza i zawiesił go w czynnościach; kilka tygodni później informował, że Misiewicz nadal jest zawieszony w funkcjach rzecznika MON i szefa gabinetu, ale nigdy nie przestał pracować w gabinecie politycznym, m.in. przygotowuje analizy "dezinformacji medialnej wymierzonej w bezpieczeństwo państwa".

Śledztwo w Piotrkowie Trybunalskim jest drugim postępowaniem, w którym pojawia się osoba Misiewicza.

Na początku września Misiewicz został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która podlega MON; krótko po ujawnieniu tej informacji media podały, że zrezygnował on z członkostwa w radzie nadzorczej innej spółki - Energa Ostrołęka. Niebawem po tym zrezygnował także z zasiadania w RN PGZ. Stało się to po publikacjach mówiących, że Misiewicz nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych i nie ma także ukończonych studiów wyższych. Publikacje zaowocowały doniesieniem do prokuratury wysłanym przez PO.

W warszawskiej prokuraturze okręgowej trwa postępowanie sprawdzające po tym zawiadomieniu. Postępowanie takie poprzedza decyzję, czy wszcząć śledztwo w danej sprawie, czy odmówić tego. Jak powiedział w czwartek PAP rzecznik prokuratury Michał Dziekoński, nadal trwa postępowanie sprawdzające.

Misiewicz, członek PiS, pełnomocnik tej partii w Piotrkowie Trybunalskim i członek Krajowej Komisji Rewizyjnej, startował w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych. Karierę rozpoczynał jako asystent Antoniego Macierewicza.