Republikański kandydat na prezydenta Donald Trump wspomógł swoją kampanię wyborczą czekiem na 10 milionów dolarów z własnej kieszeni. Trump zebrał ostatnio znacznie mniej funduszy na swoją kampanię niż Hillary Clinton.

W pierwszych trzech tygodniach października kandydatka Demokratów zebrała 57,2 miliona dolarów, podczas gdy Trump tylko 28,9 miliona dolarów. W miesiącu tym notowania nowojorskiego miliardera w sondażach przedwyborczych spadły, co zwykle łączy się ze zmniejszeniem strumienia darowizn od sponsorów.

Poparcie dla Trumpa zmalało po ujawnieniu taśm z jego seksistowskimi wypowiedziami i po oskarżeniach wysuwanych przez kobiety, że napastował je seksualnie. Nie pomogły mu też debaty telewizyjne z Clinton, w których atakował ją personalnie i zapowiedział, że nie uzna wyników wyborów, jeśli je przegra.

W październiku również komitety akcji politycznej popierające Clinton zebrały znacznie więcej funduszy niż analogiczne komitety popierające Trumpa.

O wpłacie 10 mln dolarów przez kandydata GOP na swoją własną kampanię poinformował jako pierwszy „Wall Street Journal”, a za nim inne media.

„WSJ” zwrócił także uwagę, że w tegorocznej kampanii wyborczej kandydaci obu partii – do Białego Domu i Kongresu – wydają mniej funduszy niż w poprzednich wyborach w 2012 r. Oznaczałoby to odwrócenie trendu w ostatnich dziesięcioleciach, kiedy kandydaci zbierali coraz więcej pieniędzy i więcej wydawali.

Do końca września br. kandydaci obu partii, ich sztaby oraz tzw. zewnętrzne organizacje popierające kandydatów wydały w sumie 3,2 miliarda dolarów na tegoroczne kampanie wyborcze – o 210 milionów dol. mniej niż w tym samym okresie w 2012 roku.

Największy spadek wydatków nastąpił w kampaniach prezydenckich. Trump wydał do końca września 190 milionów dolarów - o 110 mln dol. mniej niż kandydat GOP w wyborach w 2012 r. Mitt Romney. Także popierające Trumpa komitety akcji politycznej (tzw. PAC's) zebrały dużo mniej funduszy niż komitety Romneya.

Spadek wydatków wiąże się z tym, że pieniądze potrzebne są przede wszystkim na stale drożejące przedwyborcze spoty telewizyjne. Tymczasem w tegorocznych wyborach kandydaci polegają w coraz większym stopniu na agitacji za pośrednictwem internetowych sieci społecznościowych, jak Facebook i Twitter, gdzie mogą komunikować się z wyborcami praktycznie za darmo.

Dotyczy to zwłaszcza Trumpa, który codziennie wysyła dziesiątki tweetów na wszelkie możliwe tematy, głównie z atakami na Clinton. Kandydat GOP poza tym dużo częściej udziela wywiadów, dzięki czemu też dociera do Amerykanów gratis.

Trump zwykle nie odmawia nawet rozmów z dziennikarzami mediów, które oskarża o nieuczciwe informowanie, jak CNN. Zarzuca im wyolbrzymianie jego gaf lub podawanie nieprawdziwych, jak twierdzi, informacji na jego temat oraz przemilczanie wykroczeń Hillary Clinton.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)