Wiele sklepów i szkół jest w piątek zamkniętych w stolicy Wenezueli, a ruch w godzinach szczytu jest wyraźnie mniejszy niż zwykle. Wielu mieszkańców Caracas zostało w domach, odpowiadając na apel opozycji o udział w 12-godzinnym strajku generalnym - podaje AP.

W ten sposób Wenezuelczycy próbują zwiększyć presję na prezydenta Nicolasa Maduro. Opozycja w środę wezwała do udziału w piątkowym strajku generalnym w proteście przeciwko zablokowaniu referendum w sprawie odwołania szefa państwa.

Maduro ostrzegał, że przedsiębiorstwa, które wezmą udział w strajku, zostaną upaństwowione. Jednak najwięksi pracodawcy podkreślają, że jest to oddolna akcja, a jej celem nie jest zaszkodzenie i tak osłabionej gospodarce.

Według agencji AP strajk przypomina taktykę opozycji, stosowaną w 2002 roku przed nieudaną próbą zamachu stanu wymierzoną w ówczesnego prezydenta Hugo Chaveza. Jednak podczas gdy zmarły w 2013 roku Chavez wciąż jest czczony, to jego następca nie cieszy się popularnością. Według sondaży trzech na czterech Wenezuelczyków chciałoby, aby Maduro w tym roku ustąpił.

Opozycja oskarża szefa państwa o prowadzenie nierozważnej i wyniszczającej kraj polityki gospodarczej, która wywołała szalejącą inflację i niedobory żywności oraz innych podstawowych artykułów.

Opozycji zależało na tym, by referendum w sprawie odwołania prezydenta odbyło się przed 10 stycznia 2017 roku, gdyż jeśli do tego czasu Wenezuelczycy odsunęliby Maduro od władzy, w kraju zorganizowano by przedterminowe wybory. Jeśli głosowanie zostałoby przeprowadzone później, to Wenezuelę czekałaby niewielka zmiana, bo Maduro zostałby zastąpiony przez wiceprezydenta i następne wybory odbyłyby się dopiero pod koniec 2018 roku.

We wtorek parlament Wenezueli, w którym większość ma opozycyjna Koalicja na rzecz Jedności Demokratycznej, zagłosował za rozpoczęciem procesu w sprawie impeachmentu Maduro. Prezydent zarzucił opozycji próbę dokonania "parlamentarnego zamachu stanu". (PAP)