Jarosław D., świadek w procesie Aleksandra Gawronika oskarżonego o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary powiedział, że prokuratura w Krakowie proponowała mu „układ”, aby obciążył w zeznaniach twórcę Elektromisu Mariusza Świtalskiego.

Proces Aleksandra Gawronika (zgodził się na podawanie pełnego nazwiska) rozpoczął się w styczniu br. Były senator oskarżony jest o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera „Gazety Poznańskiej” Jarosława Ziętary.

W czwartek przed Sądem Okręgowym w Poznaniu zeznawał m.in. Jarosław D., prawnik, były prokurator, i były prezes zarządu Elektromisu, a obecnie odbywający karę pozbawienia wolności. Powiedział, że nie ma żadnych informacji związanych ze sprawą Ziętary. Nawiązał jednak do kwestii swego przesłuchania w tej sprawie w Krakowie w 2014 roku.

Jak mówił, przesłuchanie z prawniczego punktu widzenia nie było przeprowadzone do końca prawidłowo. „Policjanta z +Archiwum X+ bardziej interesowała osoba pana Mariusza Świtalskiego, informacje o jego działalności, przeszłości. (…) Ja oczywiście żadnych informacji na temat pana Świtalskiego nie udzieliłem, a policjant potem, na przysłowiowym papierosie, wręczył mi swój prywatny numer telefonu komórkowego, i powiedział, że jeśli sobie coś przypomnę to on jest w stanie przyjechać do mnie nawet osobiście do Poznania” – mówił.

Opisywał także przebieg przesłuchań, do jakich doszło w lipcu i grudniu 2014 r. Jak mówił, w pewnym momencie został mu zaproponowany układ – „jeśli wystawię im Mariusza Świtalskiego, to oni spowodują to, że nie będę musiał odpowiadać za moje przestępstwo (…) Była to dla mnie absurdalna sytuacja”. Dodał, że na okoliczność nacisków na jego osobę, o których mówił w sądzie, był już przesłuchiwany w prokuraturze w Katowicach.

Wcześniej o rzekomych naciskach krakowskiej prokuratury na świadków w tej sprawie mówił m.in. Maciej B. ps. Baryła, również świadek w procesie Gawronika. „Baryła” podkreślał wówczas, że zeznawał z godnie z „instrukcjami prokuratury”, ponieważ obiecano mu akt łaski.

W czwartek zeznania składał także Przemysław Nowicki, b. redaktor naczelny „Gazety Poznańskiej”. Jak powiedział, Ziętara zajmował się w gazecie głównie tematami gospodarczymi, politycznymi i społecznymi. Kiedy przez kilka dni nie pojawił się w pracy a dowiedziano się, że wyszedł tego dnia do redakcji, „po kilku dniach zaczęliśmy publikować informacje o jego zaginięciu, powiadomiliśmy też policję". Dodał że w ostatnim okresie przed zaginięciem nie zauważył u Ziętary niczego nietypowego w zachowaniu czy wyglądzie.

Nowicki mówił także o sytuacji, do jakiej doszło na przełomie 1993 i 1994 roku, kiedy do „Gazety Poznańskiej” przyszedł Aleksander Gawronik w sprawie publikacji na temat przygotowywania przemytu papierosów z jego udziałem i żądał zwolnienia dziennikarzy.

W czwartek przed sądem miał zeznawać także dziennikarz Piotr Najsztub. Jak poinformował sąd, prokuratura nie była w stanie dostarczyć mu zawiadomienia w prawidłowy sposób i ustalić jego aktualnego miejsca zamieszkania. Na początku lat 90. Najsztub wraz z Maciejem Gorzelińskim opublikowali w "Gazecie Wyborczej" dwa artykuły, w tym "Państwo Elektromis", który opisywał m.in. mające zachodzić w Elektromisie, firmie prowadzonej przez Świtalskiego, nadużycia podatkowe i celne.

Gorzeliński zeznawał już w sprawie Gawronika. W maju, w przytoczonych przez sąd zeznaniach dziennikarza, Gorzeliński wspominał m.in. o telefonie Świtalskiego do redakcji „Gazety Wyborczej”. Pod adresem Najsztuba i Gorzelińskiego miały też być też kierowane groźby, które – jak zeznał dziennikarz – wiązane były właśnie z artykułem nt. Elektromisu. Świtalski miał też proponować inne, "genialne" tematy zastępcze, aby tylko nie pisać o jego firmach. W sądzie Gorzeliński podkreślił, że zarówno on, jak i Najsztub mieli być ostrzegani, że "ktoś ma na nich zlecenie".

Proces Gawronika rozpoczął się w styczniu br. Były senator odpowiada z wolnej stopy. Nie przyznaje się do winy. Grozi mu kara wieloletniego więzienia lub dożywocie.

Jarosław Ziętara współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Wprost" i "Gazetą Poznańską", gdzie zajmował się m.in. tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy. 1 września 1992 r. wyszedł ze swego mieszkania i tam widziany był po raz ostatni. W 1999 roku został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dnia dzisiejszego nie odnaleziono. (PAP)