Cecka Caczewa i Rumen Radew, kandydaci bułgarskiej centroprawicy i lewicy w wyznaczonych na 6 listopada wyborach prezydenckich, podczas pierwszej debaty telewizyjnej w czwartek opowiedzieli się za zniesieniem sankcji gospodarczych wobec Rosji.

O ile takie stanowisko Radewa, kandydata opozycyjnej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP), nie dziwi, to Caczewa, obecna przewodnicząca parlamentu i kandydatka rządzącej od dwóch lat centroprawicowej koalicji, dotychczas nie wypowiadała się na szczytach unijnych przeciwko oficjalnemu stanowisku swojej partii i rządu.

„Sankcje gospodarcze przeciwko Rosji niewątpliwie należy przeanalizować. Będę wymagała od naszych dyplomatów aktywności w sprawie wspólnego europejskiego stanowiska co do ich zniesienia lub odszkodowania dla krajów, które w ich wyniku najbardziej ucierpiały” – oznajmiła Caczewa podczas debaty. Jej wypowiedź spotkała się z aplauzem Radewa.

Na pytanie, do kogo należy obecnie Krym, Caczewa oznajmiła, że należy on do Ukrainy i jego aneksja oznacza zmianę granic ustalonych po II wojnie światowej.

Według Radewa „Krym de iure jest ukraiński, a de facto powiewa nad nim rosyjska flaga". "Jego przyszłość będzie zależeć od samookreślenia się jego mieszkańców” - oświadczył kandydat lewicy.

Ważnym elementem dyskusji była ochrona granic i sprawa migrantów. Caczewa broniła polityki władz, podkreślając, że robią one wszystko dla ograniczenia nielegalnej migracji.

Zdaniem Radewa, generała rezerwy, do niedawna dowódcy sił lotniczych, władze nie dają sobie rady z ochroną granicy z Turcją, czego potwierdzeniem są dane MSW o wzroście o 50 proc. w ubiegłym tygodniu liczby nielegalnych migrantów. Jego zdaniem dobrze strzeżona jest obecnie tylko granica z Serbią i to od strony serbskiej. Radew dodał, że podejmowane kroki przeciwko przemytnikom migrantów są niewystarczające.

Ankiety na temat zwycięzcy pierwszej debaty nie przeprowadzono. W sondażach wyborczych prowadzi Caczewa, która zapewne wygra pierwszą turę, w której startuje ponad 20 kandydatów, jednak wyniki drugiej tury kryją wiele niewiadomych. Według najnowszego, opublikowanego w środę badania agencji Sowa-Harris, w pierwszej turze dzięki mobilizacji twardego elektoratu rządzącej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) prowadzić będzie Caczewa z 34 punktami procentowymi, a Radew będzie drugi, mając o 6 pkt. proc. mniej. W drugiej turze różnica między nimi wyniesie mniej niż jeden punkt proc. na rzecz Caczewej, wynik ten jednak mieści się w granicach błędu statystycznego.

Zdaniem socjologów agencji Sowa-Harris Caczewa nie może liczyć na szerszy od partyjnego elektorat, a z kolei w drugiej turze Radew zbierze rozproszone w pierwszej turze głosy lewicy i większość głosów nacjonalistów. Ważne będą również głosy partii tureckiej mniejszości Ruch na rzecz Praw i Swobód (DPS). Stanowisko DPS w znacznym stopniu będzie zależeć od zmian w ordynacji wyborczej w sprawie głosowania za granicą, które mają być przyjęte przez parlament w przyszłym tygodniu, czyli mniej niż dwa tygodnie przed wyborami. Potwierdzenie ograniczeń w dostępie do głosowania w Turcji skłoni część elektoratu DPS do głosowania na kandydata lewicy.

Znowelizowana ordynacja znacznie ogranicza liczbę lokali wyborczych poza granicami kraju, co wzbudziło duże niezadowolenie bułgarskich emigrantów, których jest ponad milion. Chodzi nie tylko o Bułgarów w UE i USA, lecz także o bułgarskich Turków z podwójnym obywatelstwem, mieszkających w Turcji. W tym kraju do niedawna głosowało w bułgarskich wyborach 90–120 tys. osób. Obecnie w krajach poza UE będzie można głosować wyłącznie w ambasadach i konsulatach, a liczbę lokali wyborczych w krajach unijnych ograniczono do 35. Głosowanie wymaga też rejestracji.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)