Strajkujący pod ziemią przez prawie 60 godzin górnicy z kopalni w mieście Bobowdoł na południowym zachodzie Bułgarii przerwali protest w czwartek wieczorem, po otrzymaniu części należnych im płac.

Do blisko stuosobowej grupy strajkujących pod ziemią górników przyłączyli się ich koledzy z innych zmian. W sporze z kierownictwem kopalni, które zagroziło podaniem strajkujących do sądu za przerwanie produkcji, o mało nie doszło do rękoczynów, gdy grupa górników wdarła się do kancelarii dyrektora.

Szansę na porozumienie stworzyło wycofanie przez właściciela kopalni Christo Kowaczkiego wniosku o jej zamknięcie. Jednak premier Bojko Borysow zagroził Kowaczkiemu pozbawieniem koncesji.

W czwartek w negocjacje między kierownictwem kopalni a górnikami zaangażowała się rzeczniczka praw obywatelskich Maja Manołowa, która przybyła na miejsce i po rozmowie ze związkami i kierownictwem zeszła na 500 metrów pod ziemię do górników. Tam zaś oznajmiła, że zostanie z nimi do rozwiązania sporu. Spędziła z protestującymi kilka godzin i wyszła dopiero po uzyskaniu zapewnienia, że zaległe pieniądze wpłynęły na konta pracowników.

Górnicy ostrzegli, że w razie wznowienia prób zamknięcia kopalni i dalszej zwłoki w wypłacaniu pensji natychmiast wznowią protesty pod ziemią.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)