Kilkaset osób demonstrowało w czwartek przed domem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Powodem była jego wypowiedź, w której nie wykluczył zmian w prawie dotyczącym aborcji ze względu na stan płodu. "Nie jesteśmy maszynką PiS do rodzenia dzieci" - mówiły uczestniczki protestu.

"Prezes PiS powiedział, że będzie dążył do tego, żeby kobiety rodziły dzieci, nawet wtedy, gdy ciąże są najbardziej powikłane, żeby najciężej zdeformowane dziecko mogło być ochrzczone. Protestujemy przeciwko tej wypowiedzi, nie jesteśmy maszynką PiS, ani żadnej innej partii, do rodzenia dzieci. Kobieta taką decyzję musi podejmować indywidualnie" - mówiła podczas manifestacji jedna z jej organizatorek, Anna Dryjańska.

Przed dom Kaczyńskiego przyszły zarówno młode kobiety, jak i matki z dziećmi, mężczyźni, a także osoby starsze. Protestujący mieli ze sobą czarne flagi i trąbki. Na transparentach widniały m.in. hasła: "Jestem. Myślę. Decyduję", "Aborcja prawem kobiety".

Uczestnicy manifestacji - która trwała niecałe dwie godziny - wołali m.in.: "Chcemy kochać, nie umierać", "Hańba, hańba", "Precz z fanatykami", "Wspólna sprawa, kobiet prawa", "Politycy, marsz z kaplicy", "Rewolucja jest kobietą", "Naszą bronią - solidarność".

Na ogrodzeniu protestujący powiesili też baner z wizerunkiem żony prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Marii Kaczyńskiej i jej wypowiedzią, w której sprzeciwiała się zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP nie wykluczył zmian w obecnym prawie dotyczących aborcji ze względu na stan płodu, a szczególnie zespół Downa. Zmiany - zastrzegł - muszą być odpowiednio przygotowane. "Będziemy dążyli do tego, by aborcji w Polsce było dużo mniej niż w tej chwili" - podkreślił.

"Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię. Chcemy, by było to możliwe ze względu na realną pomoc, która będzie udzielana także ze środków publicznych. Oczywiście mowa tylko o tych przypadkach trudnych ciąż, gdy nie ma zagrożenia życia i zdrowia matki" - zastrzegł Kaczyński.

"Będziemy rozwijać te wszystkie instytucje, takie jak m.in. hospicja prenatalne, które dzisiaj są społeczne, będziemy się starać, by kobieta, która znalazła się w takiej sytuacji, otrzymała bardzo poważną pomoc. To może dotyczyć także ciąż, które są wynikiem przestępstwa, ale oczywiście i tutaj przymusu zastosować nie można, można zastosować perswazję, i to delikatną, bez presji" - podkreślił lider PiS.

Jedna z uczestniczek manifestacji mówiła, że Kaczyński nie rozumie, iż "nie może zaglądać do łóżek Polek". Jak oceniła, słowa prezesa PiS dowodzą, że aby przypodobać się biskupom, jest gotów na wszystko. "Sprzeciwiamy się uprzedmiotowianiu kobiet, jesteśmy wściekłe, że musimy robić +czarny czwartek+ pod domem prezesa PiS. Może teraz nas usłyszy. Prezes się bawi myślą, że będziemy musiały rodzić zdeformowane dzieci, po to, żeby je ochrzcić" - mówiła inna uczestniczka protestu.

"Czy pan prezes był kobietą? Czy pan prezes był w ciąży? Czy pan prezes musiał zająć się jakimkolwiek dzieckiem?" - pytała kolejna z uczestniczek manifestacji. "Jesteśmy podbudowane +czarnym protestem+. Teraz się nie cofniemy. Nie ma zgody na żaden kompromis, kompromis rządu z Kościołem" - przekonywały manifestujące.

Według protestujących, "nigdy od czasów zaborów kobiety nie były traktowane tak źle, a zniewalanie kobiet to początek zniewalania całego społeczeństwa przez autorytarną władzę". "Nie ma na to zgody" - mówiły uczestniczki demonstracji.

"Nie będziemy rodzić dzieci, które nie będą mogły przeżyć, nie będziemy rodzić dzieci z gwałtu. Nie, po prostu nie. Przyszłyśmy tu powiedzieć, że możemy o sobie decydować, że nie będzie za nas decydować ani Episkopat, ani posłowie w Sejmie. Nie odbiorą nam prawa o decydowania o sobie" - mówiła jedna z kobiet.

"Człowiek, który nie może decydować o tym, co dzieje się z nim samym jest niewolnikiem. Prezes PiS chce zmusić kobiety, żeby były żywymi inkubatorami. Nie pozwolimy na to, nie pozwolimy się zastraszyć" - mówiła Katarzyna Kądziela. Wezwała prezesa PiS, aby przeprosił za swoje słowa. "Jeśli nie przeprosi, to do Warszawy przyjdzie milion kobiet, będzie mało, przyjdziemy tu w dwa miliony. To jest sprawa naszej godności, praw człowieka w Polsce. Prezes musi to zrozumieć" - powiedziała.