Kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta Donald Trump zapowiedział, że wzmocni siły zbrojne USA, kładąc szczególny nacisk na przeciwdziałanie atakom na systemy komputerowe. Obiecał też, że "skończy z poprawnością polityczną" w armii.

Trump wygłosił w poniedziałek rano (czasu amerykańskiego) przemówienie do przedstawicieli armii i weteranów w Herndon w stanie Wirginia i odpowiadał na ich pytania.

„Aby naprawdę uczynić Amerykę bezpieczną, musimy uczynić bezpieczeństwo komputerowe sprawą priorytetową. To będzie priorytet mojej administracji” - powiedział Trump.

Dodał, że administracja prezydenta Baracka Obamy „zawiodła na tym polu”, a jedyne doświadczenie Hillary Clinton w kwestii cyberbezpieczeństwa sprowadza się – jak z przekąsem komentował - do korzystania przez nią wbrew przepisom z prywatnego serwera mailowego w Departamencie Stanu.

Przypomniał o cyberatakach Rosji i Chin na amerykańskie systemy, szpiegostwo tymi metodami i wykradanie danych osobistych, jak niedawno w wypadku ataku na bank Morgan Chase.

„Wydam mojemu departamentowi sprawiedliwości polecenie, aby rozprawił się z tym szybko rozwijającym się rodzajem przestępczości. Poproszę mój departament obrony, aby wzmocnić nasze dowództwo ds. walki z cyberatakami. To jest wojna przyszłości. Nasza dominacja w tej dziedzinie nie może być zakwestionowana” - oświadczył.

Zwrócił uwagę, że technologia w zakresie bezpieczeństwa systemów komputerowych wymaga modernizacji i potrzebne jest szkolenie personelu armii w tym zakresie.

Pytania zadawane Trumpowi na spotkaniu wskazywały, że uczestniczyli w nim wojskowi o konserwatywnych poglądach. Jeden z pytających wyraził opinię, że siły zbrojne za bardzo zredukowano po zakończeniu zimnej wojny. Kandydat GOP obiecał, że zadba, by odwrócić ten trend.

„Rozmiary armii są oczywiście zbyt małe. Nasze wojsko jest osłabione. Nasze myśliwce są stare” - powiedział. Zapytany, jaki ma plan walki z terroryzmem islamskim, odpowiedział, że „silnie uderzy w IS (Państwo Islamskie)”, ale nie powie, gdzie, kiedy i w jaki sposób.

„Po co to zapowiadać, żeby nieprzyjaciel znał zawczasu nasze plany?” - powiedział.

Inny uczestnik spotkania zapytał, co Trump sądzi o poprawności politycznej, która w wojsku – jak tłumaczył – wyraża się w forsowaniu „społecznych eksperymentów”, takich jak służba kobiet w oddziałach frontowych. To ostatnie – zdaniem pytającego – osłabia morale armii.

„Odejdziemy od politycznej poprawności w wojsku. Decyzje w sprawach, o których pan wspomina, pozostawię do rozstrzygnięcia dowódcom. Będę postępował zgodnie z ich zaleceniami” - odpowiedział republikański kandydat.

Jeden z wojskowych skarżył się na zakazy wyrażania swych uczuć religijnych w armii, np. kładzenia biblii na biurku.

„To bardzo nie fair, co robią z religią w tym kraju. Narusza się wolność religii” - powiedział Trump. Przypomniał wcześniejszą obietnicę, że będzie dążył do uchylenia tzw. Poprawki Johnsona, czyli ustawy z lat 50., która zabrania Kościołom i organizacjom religijnym – nie płacącym podatków – popierania kandydatów w wyborach.

Na spotkaniu Trump nie wspomniał ani słowem o niepłaceniu przez siebie federalnych podatków dochodowych przez 18 lat, o czym doniósł w czasie weekendu „New York Times”. Nie naruszył w ten sposób prawa, gdyż skorzystał z możliwości odpisania od podstawy podatkowej strat w swoich firmach na łączną kwotę 916 milionów dolarów.

Hillary Clinton wypomniała mu to, ale nie jest na razie jasne, w jakim stopniu kontrowersja z podatkami zaszkodzi Trumpowi w kampanii wyborczej.

Do wyborów pozostało 5 tygodni. Według sondaży, kandydatka Demokratów nieznacznie prowadzi w wyścigu do Białego Domu dzięki dobremu występowi w pierwszej debacie telewizyjnej i potknięciom jej rywala w minionym tygodniu.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)