Premier Viktor Orban poniósł połowiczną porażkę w niedzielnym referendum w sprawie uchodźców, a jego upór może doprowadzić do osłabienia pozycji Węgier w Unii Europejskiej - oceniają w poniedziałek główne francuskie dzienniki.

Referendum na Węgrzech w sprawie obowiązkowych kwot osiedlania uchodźców zostało oficjalnie uznane za nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji, ale ponad 98 proc. Węgrów, którzy oddali ważny głos, było przeciw kwotom.

"Le Monde" pisze, że "to referendum pomyślane było jako populistyczny plebiscyt, ale w rezultacie osłabiło jego inicjatora".

W komentarzu zatytułowanym "Solidarność nie jest jednokierunkowa", specjalista od spraw europejskich dziennika "Liberation" Jean Quatremer twierdzi, że "Orban chciał dać nauczkę swym partnerom (z UE), pokazując, że wola narodu – zdalnie kierowana i to bardzo – ważniejsza jest niż europejskie państwo prawa".

Przypominając o "nie" w holenderskim referendum w sprawie stowarzyszenia UE z Ukrainą, komentator "Liberation" ostrzega, że "organizowanie konsultacji przeciw prawnie przyjętemu tekstowi spowoduje, że zawali się cała architektura instytucjonalna".

Publicysta zwraca uwagę, że Węgry, podobnie jak Polska i inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej "do maksimum korzystają ze wspólnego rynku i zadowolone są z gwarancji bezpieczeństwa, jakie daje im Unia, nawet jeśli są one względne. Szczególnie gdy Rosja staje się coraz bardziej agresywna, a USA pociąga izolacjonizm".

"Problem w tym, że solidarność nie jest jednokierunkowa, w co wydają się wierzyć dawne demokracje ludowe. Ich czysto materialistyczny stosunek do budowli europejskiej, może zrazić partnerów, którzy liczyć się muszą z własnymi populistami, niezbyt skłonnymi do hojności wobec cudzoziemców, niezależnie od tego czy to Europejczycy, czy nie" - czytamy w "Liberation".

Gazeta ostrzega, że podczas zbliżających się rokowań finansowych w UE "Orbanowi i towarzyszom może zostać odpłacone pięknym za nadobne, gdyż Niemcy, którzy najwięcej wkładają do budżetu, nie zamierzają pozostawić bezkarnie afrontu. Tym bardziej, że priorytet Zachodu to nie 27 państw UE, lecz strefa euro".

Stephan Kovacs w "Le Figaro" sugeruje, że "przywódcy europejscy obawiają się, by (węgierskie) referendum nie stało się kolejnym ciosem w i tak już poturbowaną Unię". Po czym wyraża przekonanie, że "na wewnętrznej scenie politycznej Węgier, siła +nie+ powinna pomóc premierowi w jego staraniach o trzeci mandat".

Jak podkreślił Orban, pomimo zbyt niskiej frekwencji, by uznać referendum za ważne, więcej Węgrów wypowiedziało się w plebiscycie przeciw kwotom, niż zagłosowało za przystąpieniem do UE w referendum z 2003 roku.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)