Skłócone o podział uchodźców państwa UE chcą w najbliższych miesiącach wypracować nowy kompromis migracyjny. Wprawdzie KE nie zamierza wycofywać propozycji mechanizmu stałego podziału uchodźców, ale nawet jej szef mówi, że solidarności nie da się narzucić.

Zmiana nastawienia w UE w tej sprawie to efekt klęski polityki relokacyjnej, której wprowadzenie w ubiegłym roku doprowadziło do podziałów pomiędzy krajami unijnymi. Po jednej stronie znalazły się kraje zachodnie, z Niemcami na czele, które forsowały rozwiązania wymuszające przyjmowanie określonych kwot uchodźców przez wszystkich w UE, z drugiej strony państwa Europy Środkowo-Wschodniej, które się ostro temu sprzeciwiały.

Do tej pory kraje UE podzieliły między siebie niecałe 5 tysięcy osób, które przedostały się do Grecji i Włoch. Tymczasem plan przewidywał, że w ciągu dwóch lat rozdzielnik obejmie 160 tys. osób, co i tak nie rozwiązywało problemu. Eksperci w Brukseli wyliczyli, że jeśli relokacja miałaby postępować w tym tempie, to zajęłaby Unii około stu lat.

W obliczu tego fiaska nawet najbardziej zagorzali zwolennicy polityki relokacyjnej zmienili ton. "Pomimo tego, że z prawnego punktu widzenia zostało to wprowadzone w poprawny sposób, mechanizm nie działa" - przyznał w piątek przewodniczący PE Martin Schulz.

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker podkreślił w ubiegłym tygodniu w dorocznym wystąpieniu o stanie UE przed Parlamentem Europejskim, że solidarność nie może być narzucona, tylko musi wypływać z serca.

Punktem zwrotnym w dyskusji na ten temat może się okazać piątkowy szczyt 27 państw UE. Mimo że spotkanie w Bratysławie zostało zwołane po decyzji Wielkiej Brytanii o wyjściu z UE, przywódcy nie koncentrowali się na Brexicie, a kwestia kryzysu migracyjnego była jedną z ważniejszych.

W przyjętej przez szefów państw i rządów "mapie drogowej" na najbliższe miesiące jest mowa o "rozszerzeniu unijnego konsensusu" co do długofalowej polityki migracyjnej. Co dokładnie to oznacza, tego teraz nie wiemy. W rozszerzeniu tego postulatu, który znajduje się w części "mapy drogowej" mówiącej o "konkretnych działaniach", napisano o prowadzeniu dalszych prac "nad sposobem stosowania zasad odpowiedzialności i solidarności".

Nieoczekiwanie uwagę w Bratysławie przykuła niezbyt eksponowana nawet przez samych autorów propozycja "elastycznej solidarności", jaką przedstawiły wspólnie Polska, Czechy, Węgry i Słowacja.

"Polityka migracyjna powinna się opierać na zasadzie +elastycznej solidarności+. Koncepcja ta powinna umożliwiać państwom członkowskim podejmowanie decyzji o konkretnych formach wkładu, z uwzględnieniem ich doświadczeń i potencjału. Ponadto udział w jakichkolwiek mechanizmach dystrybucyjnych powinien być dobrowolny" - napisano w oświadczeniu Grupy Wyszehradzkiej.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel uznała ten postulat za "interesujący" i wart dalszej dyskusji. Zastrzegła jednak, że konieczne jest wyjaśnienie, co "elastyczna solidarność" miałaby oznaczać. Szef Rady Europejskiej Donald Tusk mówił, że ma przeczucie, że do marca UE uda się wypracować porozumienie w kwestii podziału obciążeń związanych z kryzysem migracyjnym.

Przezwyciężaniem różnic między tymi, którzy nie chcą przyjmować uchodźców, a tymi, którzy chcą to robić, ma się zajmować słowacka prezydencja w UE. Bazą do prac może być zaproponowana w maju przez Komisję Europejską reforma unijnej polityki azylowej.

W związku z tym, że zakłada ona wprowadzenie stałego systemu dystrybucji uchodźców, który byłby uruchamiany automatycznie w sytuacji kryzysowej, po przemowie Junckera i słowach o niewymuszanej solidarności pojawiły się pytania, czy KE nie wycofa tego projektu. Zdaniem ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego tak byłoby najlepiej.

Komisja - jak poinformował jej rzecznik Margaritis Schinas - nie zamierza jednak tego robić. Ale pragnące zachować anonimowość źródło w KE wskazało, że to w rękach państw członkowskich jest kształt tej reformy.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

stk/ kot/ mc/