Na ławie oskarżonych nie siedzą "wszyscy, którzy powinni" - powiedział w poniedziałek b. minister transportu Sławomir Nowak, świadek w procesie Marka Falenty i trzech innych oskarżonych za nielegalne podsłuchy w stołecznych restauracjach. Wyraził nadzieję, że sądowi uda się ustalić "prawdziwych mocodawców".

"Oczywiście nie wyrażałem zgody na nagrywanie rozmów i nikt mnie o tym nie informował" - zeznał w Sądzie Okręgowym w Warszawie Nowak (sądowi przedstawił się jako "menadżer i politolog"). "Nikt się do mnie też nie zwracał z propozycją odkupienia nagrań" - dodał. Komentując pytania prok. Anny Hopfer, mówił, że "po raz kolejny przeżywa traumę".

Nowak zeznał, że dowiedział się o całej sprawie - jak wszyscy inny - z "Wprost" w 2014 r. Prokurator odczytał mu wtedy smsa, który krótko przed ujawnieniem sprawy przez tygodnik wysłał mu oskarżony kelner Łukasz N. - o tym, że będzie taka publikacja "Wprost". "Nie pamiętam tej korespondencji" - dodał Nowak.

"Chciałbym by ta sprawa zakończyła się pełnym wyjaśnieniem mocodawców i ich intencji" - oświadczył Nowak. "Teraz oskarżeni stają się oskarżycielami a ofiary - oskarżonymi" - dodał. Jak mówił nie końca wierzy w to, że na ławie oskarżonych siedzą "wszyscy, którzy powinni". Wyraził nadzieję, że sądowi uda się ustalić prawdziwych mocodawców.

W rozpoczętym w maju br. procesie odpowiadają - oprócz biznesmena Falenty - dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. (nie zgadza się na podawanie nazwiska) oraz współpracownik Falenty Krzysztof Rybka. Falenta i Rybka nie przyznali się do winy - Lassota i N. przyznali się. N. zeznawał, że Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację wskazał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych". Odpowiadającym z wolnej stopy podsądnym grozi do 2 lat więzienia.

Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. W sumie, podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań, utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97.

Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga motywy działania oskarżonych miały "charakter biznesowo-finansowy". Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie firmy Składy Węgla, w której miał udziały, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej. Falenta utrzymuje, że jest niewinny i liczy na uniewinnienie.

"To ja ustaliłem i poinformowałem ABW i CBA o tym, że rozmowy gości restauracji Sowa i Przyjaciele są nagrywane" - mówił w lipcu przed sądem Falenta. Dodał, że dowiedział się, iż centrale tych służb nie chcą dopuścić do śledztwa z tym związanego. "Gdy to odkryłem i poinformowałem o tym, postanowili mnie zniszczyć; oskarżono mnie, że to ja zlecałem nagrania" - mówił. Według niego Łukasz N. kłamie, oskarżając go o zlecenie nagrań.

Mec. Roman Giertych, pełnomocnik b. szefa MSZ Radosława Sikorskiego i b. szefa resortu finansów Jacka Rostowskiego, wniósł o rozszerzenie postępowania dowodowego, tak by ustalić "kto stał za Falentą" i "kto zlecił ujawnianie nielegalnie nagranych rozmów". Według niego cała sprawa mogła być "prowokacją dawnego CBA, aby umożliwić PiS powrót do władzy".

Ostatnio zapowiedziano postępowania prokuratorskie ws. niektórych wątków, które były poruszane podczas nagranych rozmów (np. o sprzedaży "Ciechu"). Badana też jest akcja prokuratury i ABW w redakcji "Wprost" w celu zabezpieczenia nagrań rozmów oraz inwigilowanie dziennikarzy związanych z tą sprawą.