Przed krakowskim sądem rozpoczął się w poniedziałek proces o bezprawne opublikowanie w internecie nagrania z przebiegu niejawnej rozprawy przed sądem.

Oskarżonym jest Józef W., jak sam o sobie mówi: "dziennikarz obywatelski, solidarny z obozem patriotycznym i działający dla dobra publicznego".

Sprawa dotyczyła ujawnienia przebiegu niejawnej rozprawy w procesie Adama Słomki, oskarżonego o podżeganie gangsterów do pobicia sędziego - i ostatecznie uniewinnionego od tego zarzutu. Na rozprawę w marcu ubr. przyszła publiczność z biało-czerwonymi opaskami, z napisem KPN na rękawach, która domagała się udziału w rozprawie. Wyproszona przez sąd głośno protestowała, a wyprowadzona przez policjantów śpiewała patriotyczne piosenki na korytarzu. Na sali pozostały dwie osoby zaufania.

W tym samym dniu na kanale Józefa W. w popularnym portalu internetowym zamieszczono filmowe nagranie z przebiegu rozprawy.

Prokuratura oskarżyła Józefa W. o publiczne rozpowszechnianie wiadomości z rozprawy sądowej prowadzonej z wyłączeniem jawności, za co grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub do 2 lat pozbawienia wolności. Sąd ukarał oskarżonego grzywną 3 tys. zł w wyroku zaocznym. Po jego sprzeciwie sprawa trafiła przed sąd na normalną rozprawę.

Józef W. przyznał się przed sądem do opublikowania trwającego prawie dwie godziny nagrania, jednak nie przyznał się do winy (na swojej stronie internetowej podaje, że ma legitymację prasową Związku Konfederatów Polski Niepodległej Oddział Małopolski). Wyjaśnił, wyszedł z rozprawy zaraz na początku i nie miał świadomości, że sąd wyłączył jawność. Myślał, że sąd wyprosił publiczność z powodu hałasu. Po rozprawie otrzymał od jednej z osób obecnych na sali rozpraw kartę pamięci z nagraniem i był przekonany, że jest ono legalne. "Przecież sąd dysponował policją i miał możliwość zapobiec rejestracji" – mówił.

"Nie ja rejestrowałem rozprawę i nie ja jestem właścicielem portalu zamieszczającego filmy w internecie. Jest to nieporozumienie, bo jeśli ktoś miałby być oskarżony, to ta platforma internetowa, bo ona rozpowszechnia" – tłumaczył oskarżony. Jak dodał, "nie miał też żadnej informacji ani od prokuratury, ani od platformy, że film nie może się tam znajdować – dlatego nie miał świadomości naruszenia prawa". W przeciwnym razie usunąłby film.

Pytany przez sąd, czy oglądając materiał nie miał wrażenia "pokątności" nagrania powiedział, że nie i wyjaśnił, że oglądał materiał pobieżnie i nie cały. Jak przyznał, "kadr przez większość nagrania przedstawiał ścianę, a dźwięk był niewyraźny", ale myślał, odbyło się to "za działaniem policjanta".

Na kolejnej rozprawie w październiku sąd wysłucha świadków, w tym z policji, by m.in. ustalić, czy oskarżony wiedział o wyłączeniu jawności rozprawy. (PAP)