Noworodek odebrany matce przez niemiecki Jugendamt zaraz po urodzeniu na początku sierpnia powraca do polskiej rodziny - poinformował mąż kobiety w środę po posiedzeniu sądu rodzinnego w Kirchheim unter Teck w Badenii-Wirtembergii.

"Mamy decyzję, że dziecko wraca o godz. 17 do rodziny. Warunkiem jest Familienhilfe, czyli pomoc rodzinna" - powiedział mężczyzna.

"Musieliśmy to zrobić dla dobra dziecka" - dodał pytany przez dziennikarzy, czy takiej decyzji sądu sobie życzył. Zawodowa położna i pracownik socjalny będą - początkowo codziennie - pomagać matce w opiece nad dzieckiem.

Blisko dwugodzinne posiedzenie sądu było niejawne. Przed podjęciem decyzji sędzią wysłuchał argumentów obu stron - Jugendamtu i rodziców. W posiedzeniu uczestniczył przedstawiciel konsulatu RP w Monachium.

Noworodek został odebrany matce na początku sierpnia przez Jugendamt, czyli urząd do spraw młodzieży. Dziecko zostało zabrane kobiecie zaledwie trzy dni po urodzeniu i umieszczone w rodzinie zastępczej.

Rzecznik Jugendamtu w pobliskim Esslingen pod Stuttgartem Peter Keck tłumaczył, że interwencja urzędu została podyktowana dobrem dziecka, które było w tym przypadku zagrożone.

Z pisma skierowanego przez Jugendamt do sądu wynika, że niemieccy urzędnicy oparli się na opinii ewangelickiego stowarzyszenia ProjuFa doradzającego kobietom w ciąży znajdującym się w trudnej sytuacji. W piśmie mowa jest o unikaniu przez kobietę wizyt u ginekologa, jej trudnej sytuacji finansowej, wynikającej z nieprzemyślanych zakupów na raty. "Mieszkanie jest w złym stanie, w części brudne i zagracone" - czytamy w opinii ProjuFa.

Z pisma wynika ponadto, że Jugendamt podjął decyzję o zabraniu dziecka bez bezpośredniej rozmowy z matką, twierdząc, że zabrakło na to czasu.

W pomoc kobiecie zaangażowało się polskie Ministerstwo Sprawiedliwości oraz Rzecznicy: Praw Dziecka i Praw Obywatelskich.

Matka dziecka zarzucała urzędnikom niemieckim bezprawne działanie. Skarżyła się, że po urodzeniu nie widziała go przez ponad dwa tygodnie. Do widzenia doszło dopiero w zeszłym tygodniu.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro informował w piątek, że jego resort zwrócił się w tej sprawie do niemieckiego ministerstwa. "Podjęliśmy intensywne działania. Zwróciliśmy się do ministerstwa sprawiedliwości Niemiec o zajęcie stanowiska. Domagamy się wyjaśnień i od strony faktycznej, i od strony prawnej. Uważam, że takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca. Liczymy na to, że dziecko zostanie oddane" - mówił Ziobro w TVP Info.

Wcześniej informował, że w ministerstwie powstał projekt, który zwiększa uprawnienia ministra i prokuratora generalnego w takich przypadkach. Projekt przygotował zespół, który powstał w MS w lutym.

Do sprawy włączył się również RPO. Biuro RPO zapewniło PAP, że rzecznik prowadzi stały monitoring sytuacji polskich obywateli w Niemczech. Wskazano, że problemy napotykane przez polskich rodziców w Niemczech to: dyskryminacja w powierzaniu opieki nad dziećmi przez niemieckie sądy, brak możliwości porozumiewania się z dziećmi w języku polskim, spotkania rodziców z dzieckiem tylko pod nadzorem urzędników oraz kwestie dotyczące odbierania dzieci przez Jugendamt.

W ubiegłym roku Jugendamty podjęły decyzję o odebraniu rodzicom ponad 40 tys. dzieci, najczęściej ze względu na problemy wychowawcze. Większość interwencji dotyczyła rodzin niemieckich. Oprócz tego urzędy opiekowały się blisko 40 tys. dzieci i nastolatków, którzy przyjechali do Niemiec jako uchodźcy bez rodziców bądź opiekunów.

Działalność niemieckich urzędów jest krytykowana przez część polityków w Polsce oraz polskie media ze względu na kontrowersyjne przypadki odbierania dzieci małżeństwom polsko-niemieckim lub polskim.

Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem.

W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch.

Jugendamty, czyli urzędy do spraw dzieci i młodzieży, powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 r. naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego.

Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży, a jest ich ponad 600, znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności. Krytycy zwracają też uwagę na brak skutecznej konroli nad ich działalnością.

Z Kirchheim unter Teck Jacek Lepiarz (PAP