Wolność Polski nie jest dana raz na zawsze, a miłość ojczyzny to szacunek dla autorytetów - mówią potomkowie żołnierzy Legionów Polskich. W sobotę na Wołyniu w Ukrainie uczczą 100-lecie Bitwy pod Kostiuchnówką – największej polskiej bitwy I wojny światowej.

"Ta bitwa to było piekło i wielka ofiara w obronie Polski. W boju z Rosją poległy setki legionistów, młodych wspaniałych ludzi, którzy po latach zaborów marzyli o niepodległej ojczyźnie" - mówi Bogusław Nizieński, sędzia i kawaler Orderu Orła Białego, który jest synem Kazimierza Nizieńskiego, legionisty, który przed 100 laty ofiarnie walczył z Rosjanami pod Kostiuchnówką. Jak podkreślił, ojciec będąc podkomendnym Józefa Piłsudskiego, dał mu w życiu wzór jak postępować, dlatego w latach II wojny światowej ochoczo służył w Armii Krajowej.

"Uczył mnie miłości do Polski, dla niego była ona najważniejsza. Opowiadał mi na przykład o Przełęczy Pantyrskiej, która była trasą w Karpatach mającą legionistom ułatwiać walkę. Jest tam słynny krzyż z napisem: Młodzieży polska, patrz na ten krzyż! Legiony polskie dźwignęły go wzwyż / Przechodząc góry, doliny i wały do Ciebie Polsko, i dla twej chwały. Ojciec uczył mnie, że trzeba być Polsce wiernym do ostatniego tchu; chciał, żebym był taki jak on" - opowiadał Nizieński.

Bogusław Nizieński wspólnie z innymi weteranami II wojny światowej, przedstawicielami polskiego parlamentu, resortu obrony narodowej, a także w asyście honorowej Wojska Polskiego (po raz pierwszy od 1939 r.) odda w sobotę w Kostiuchnówce na Wołyniu hołd Legionom Polskim, które wywalczyły niepodległość. Uroczystości we współpracy z harcerzami organizuje Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Rozpocznie je msza polowa, którą odprawi biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek, ma zostać też odczytany specjalny list od prezydenta Andrzeja Dudy. Obchody 100-lecia uświetni również rekonstrukcja jednego z epizodów bitwy.

"Przeżywam te uroczystości, bo wiem, że tam pod Kostiuchnówką był mój ojciec, że walczył, i że tylu ludzi padło w boju dla Polski. To byli szaleńcy, to trzeba docenić, przecież to była młodzież gimnazjalna, uniwersytecka, która oddała swoje życie Polsce" - powiedział Nizieński pytany przez PAP o znaczenie obchodów 100-lecia bitwy.

Wzruszenia nie ukrywa również Hanna Szczepanowska, córka legionisty Józefa Szczepanowskiego "Wojno", po którym - jak z dumą podkreśla - nosi nazwisko. "Mój ojciec był żołnierzem Pierwszej Kompanii Kadrowej, który walczył pod Kostiuchnówką. Byłam zawsze związana z jego wartościami i postępowaniem, którego uczono mnie od urodzenia" - powiedziała pani Hanna. Dodała też, że po stracie ojca starannie przemyślała i przyswoiła sobie jego zasady moralne.

"Do dziś trzymam się wszystkich jego wskazań. Jedno z najmocniejszych, które chętnie +sprzedaję+ młodym ludziom, brzmi: najwięcej wymagaj od siebie, trochę mniej od najbliższych, a niczego od obcych. Tego się trzymam, przekazuję młodym ludziom i to też radzę, bo na tym się dobrze wychodzi" - przekonywała Szczepanowska, która o sobie mówi, że do końca życia pozostanie harcerką.

"Kiedyś przyszła do mnie cała drużyna harcerska do domu. Usiedli sobie i pytają: Druhno, niech nam druhna powie, co jest w życiu najważniejsze. Przez chwilę byłam zaskoczona, aż odpowiadam: autorytet. Trzeba sobie poszukać kogoś, zweryfikować go, obdarzyć pełnym zaufaniem, dobrze się go nauczyć, a potem uważać go za swój życiowy drogowskaz. Ja tak zrobiłam z moim ojcem i świetnie na tym wychodzę" - zapewniła.

Wychowanie w patriotycznym domu spowodowało, że Hanna Szczepanowska w czasie niemieckiej okupacji w Polsce sama stała się żołnierzem Armii Krajowej. "Byłam tak naładowana czynną miłością do ojczyzny, że swoją walkę z Niemcami zaczęłam już od 10. roku życia. Brzmi to żartobliwie, ale to prawda. Myślałam, że jak jest okupant, to trzeba go ukarać za wszystko, co nam zrobił. Kupiłam tubkę kleju zatykanego przez szpilkę, poszłam do dzielnicy niemieckiej, to było przy Alejach Ujazdowskich, i weszłam do trzypiętrowego budynku , który był zamieszkany przez rodziny niemieckie. Na trzecim piętrze wyjęłam swój klej i pobrudziłam wszystkie klamki. I tak schodziłam piętro niżej, kolejne piętro niżej, aż zabrudziłam wszystkie klamki do samego parteru. Gdy wyszłam na ulicę to powiedziałam: to ja swoją wojnę z Niemcami już załatwiłam" - mówiła ze śmiechem Szczepanowska.

"Miłości i służby dla niepodległości Polski, która nie jest przecież dana raz na zawsze, nauczył mnie ojciec. Tu na Ukrainę do Kostiuchnówki przyjechałam jego tropem po to, by odtworzyć sobie sytuację, w której się wtedy znalazł" - tłumaczyła. Jak dodała, po Powstaniu Warszawskim z gruzów jej domu cudem odnalazło się tylko oryginalne zaświadczenie ojca z Pierwszej Kompanii Kadrowej. "To unikat, jedyna taka rzecz na świecie, bo na zaświadczeniu widnieją podpisy Piłsudskiego i Wieniawy-Długoszowskiego. Dla mnie to relikwia" - dodała.

Bitwa pod Kostiuchnówką rozegrała się w dniach 4-6 lipca 1916 r. i była najkrwawszym starciem, jakie stoczyły Legiony Polskie w okresie pierwszej wojny światowej. Trzy legionowe brygady, które pod dowództwem Józefa Piłsudskiego skutecznie odpierały przeważające liczebnie oddziały rosyjskie, miały blisko dwa tysiące ofiar śmiertelnych, rannych i zaginionych.