Czy jest coś, co łączy tzw. skrajną prawicę i socjalistów? Oczywiście. Antykapitalizm. A w konsekwencji antysemityzm.
W sklepie z rodzaju wszystko po 5 zł znalazłem kiedyś całą kolekcję kiczowato wykonanych obrazków. Przedstawiały charakterystyczną dla potocznych wyobrażeń postać Żyda (jarmułka, pejsy, broda) czule zajmującego się pieniędzmi. Albo pieczołowicie liczył je i księgował, albo skupiony w świetle świec sprawdzał ich autentyczność. Wkrótce potem zacząłem zauważać podobne obrazki powieszone na ścianach restauracji, biur, mieszkań...
Zaintrygowało mnie to, kto kupuje te „dzieła” sztuki?
Okazało się, że to w Polsce całkiem nowa moda i pewnie – dla producentów – niezły biznes. W moje ręce w końcu trafił artykuł „Żyd z pieniążkiem podbija Polskę” Joanny Tokarskiej-Bakir, z którego wynikało, że Polacy wieszają owe portrety, wierząc, że przyniosą im szczęście.
Czy mamy więc do czynienia z nagłym powrotem stereotypu Żyda kapitalisty?
Nie. Stereotyp ten nigdy nie umarł. Żyje i ma się dobrze od dwóch wieków. Nie tylko w Polsce – na całym świecie. I o ile jego obrazkowa emanacja jest niegroźna, o tyle, historycznie rzecz biorąc, bywał i wciąż bywa źródłem postaw radykalnie antysemickich.
Nie będzie to jednak artykuł o prawicowym antysemityzmie.
Nietolerancyjny Wolter
Rzadko się zdarza, że w ciągu roku ukazują się książki traktujące o podobnej tematyce opatrzone identycznym niemal tytułem. „Socjalizm głupców” Michele’a Battiniego ukazał się w kwietniu tego roku, a „Socjalizm głupców?” Williama Brusteina i Louisy Roberts w lipcu 2015 r. Różni je tylko znak zapytania i podtytuły. Obie, choć różnią się w konkluzjach, zajmują się jednak tym samym: obecnością poglądów antysemickich na szeroko pojętej lewicy w ciągu ostatnich 200 lat.
Okazuje się, że na lewicy nigdy nie były one marginesem. Przeciwnie. Głoszono je często i gęsto już od czasów rewolucji francuskiej, czyli od wykształcenia się samego podziału na lewicę i prawicę. Mowa o lewicy socjalistycznej i antysemityzmie budowanym na agresywnym antykapitalizmie, a nie wynikającym np. z przekonań religijnych czy uprzedzeń rasowych.
Dla wielu lektura wspomnianych książek może być poznawczym szokiem. W Polsce sądzi się powszechnie, że antysemityzm jest przywarą właściwą wyłącznie nacjonalistycznej prawicy. I chociaż, oczywiście, nacjonalistyczą prawicę z lewicą dzieli bardzo wiele, jak choćby poglądy na religię czy obyczajowość, to przecież łączy je ważna podstawa: antykapitalizm. Stąd właśnie bierze się w tych kręgach antysemityzm.
Dziwaczny związek przyczynowy? Wręcz przeciwnie. Oczywisty, jeśli wgłębimy się w historię.
Oto zanim mroczną Europę rozjaśniła epoka oświecenia, Żydzi w Europie byli systemowo marginalizowani. – W 1750 r. żyli na skraju społeczeństwa. Byli pogardzaną, wyalienowaną mniejszością. Rządziły nimi specjalne prawa ograniczające ich wybory nie tylko co do miejsca zamieszkania, ale nawet co do wchodzenia w związki małżeńskie. Nie mogli posiadać ziemi czy być członkami chrześcijańskich cechów rzemieślniczych. W powszechnym wyobrażeniu Żyd był brudną, obcą i pełną przesądów istotą. Dobrze wiodło się niewielkiej grupce Żydów zajmujących się udzielaniem pożyczek i świadczeniem usług finansowych lokalnym władcom bądź handlem zbożami i bydłem – tłumaczy historyk David Cesarani w eseju „Żydzi i lewica”.
To, że współcześni zachodni antykapitaliści gromadzący się pod lewicowymi szyldami mają skłonność do choroby antysemityzmu, jest jasne od chwili, gdy w latach 60. XX w. Ulrike Meinhof, terrorystka Frakcji Czerwonej Armii, przyznała, że „antysemityzm jest tak naprawdę nienawiścią wobec kapitalizmu”. Wystarczy jedno krótkie googlowanie, by znaleźć setki odnośników do artykułów ujawniających takie oblicze lewicy
Będące wynikiem rewolucji francuskiej 1789 r. oraz rozprzestrzeniania się idei oświeceniowych zmiany polityczne przyniosły Żydom obywatelskie równouprawnienie. Zniknęły powody, by ich w jakikolwiek sposób prawnie dyskryminować. Chciano ich asymilacji. A jednak Żydzi byli przez oświeceniowych intelektualistów traktowani najczęściej z – oględnie mówiąc – dystansem albo nawet z jawną pogardą. Dlaczego? Ze względu na duże przywiązanie do religii i tradycji.
Dla oświeceniowych wyznawców rozumu i postępu Żydzi byli elementem wsteczniackim. Reakcją. Uchodzący dziś za inkarnację absolutej tolerancji Wolter w „Słowniku filozoficznym” pisał, że „naród żydowski jest w wielu względach najbardziej godnym pogardy narodem, który kiedykolwiek kalał ziemię”. Jego kolega po fachu, materialistyczny filozof baron Paul d’Holbach, jeden z twórców Wielkiej Encyklopedii Francuskiej, pisał o Żydach równie ostro: „wrogowie rodzaju ludzkiego (...) zawsze okazywali pogardę dla najczystszych nakazów moralnych i prawa narodów”. Podobnego zdania był też słynny moralista Denis Diderot. Wszyscy oni koniec końców konkludowali, że Żydzi są, jacy są, ze względu na swoją naturę. Innymi słowy: nie da się ich zmienić. W ten sposób zdaniem niektórych badaczy filozoficzny antysemityzm oświecenia kładł fundament pod rasistowski antysemityzm III Rzeszy.
Wcześniej jednak dzięki awangardzie oświecenia rozkwitł – i to interesuje nas tu najmocniej – antysemityzm socjalistyczny, antykapitalistyczny. Wolter et consortes zwracali uwagę przecież także na inną ich zdaniem konstytutywną cechę Żydów: skłonność do finansowych machinacji, spiskowania, lichwiarstwo i wyzyskiwanie nie-Żydów. To właśnie podchwycili socjaliści.
Utopijni antysemici
Wiek XIX to czas znacznie większych kontrastów i nierówności społecznych niż dzisiaj. Jeśli porównać standard życia ówczesnego robotnika z tym znanym z XXI w., można śmiało stwierdzić, że obecnie nawet pracownicy Biedronki to szczęściarze. Nie mieszkają w jednym pokoju z całą kilkuosobową rodziną, nie muszą wysyłać dzieci do pracy, a sami wyrabiać 12-godzinnych zmian w fabryce przez 6 dni w tygodniu, znają też pojęcie urlopu, premii, zwolnienia lekarskiego.
200 lat temu bogacz rzucał się w oczy mocniej niż dzisiaj. Właściciel fabryki jadąc karetą, mijał swoich pracowników broczących w rynsztoku. Wśród bogaczy tamtej epoki było zaś wielu Żydów.
Emancypacja Żydów uwolniła ich energię i przedsiębiorczość. Wyemigrowali ze wsi do miast, ze wschodnich prowincji do Paryża, weszli w nowe profesje, zaangażowali się w nowe branże. Niektórzy z nich, np. zajmujący się finansami ród Rotszyldów, posiedli niezwykłe bogactwa – analizuje Cesarani. A bogacz to przecież wróg socjalizmu. Jego wyznawcy widzieli bezpośredni związek przyczynowy między sukcesem Żydów a narodzinami znienawidzonego kapitalizmu. Charles Fourier, twórca jednego z ważniejszych nurtów socjalizmu utopijnego, przekonywał, że Żydzi nie są gotowi na integrację ze społeczeństwem, że wymagają moralnej reformy. Infekują bowiem Francuzów tym najbardziej krwiożerczym rodzajem kapitalizmu. Uczą ich, jak wyzyskiwać bliźniego. Zysk i kojarzona z Żydami lichwa działały na Fouriera jak płachta na byka. – W skrócie, Żydzi ze swoją handlową moralnością są pasożytniczą sektą, która atakuje gospodarkę na niekorzyść narodu – przekonywał. Podobne poglądy dzielił z nim m.in. antykapitalistyczny anarchista Pierre-Joseph Proudhon, autor słynnego sloganu „La propriété c’est le vol!”, czyli „Własność to kradzież”. Chciał odsyłać Żydów – „wrogów ludzkości” – do Azji. A gdyby to nie było możliwe, polecał „unicestwić ich mieczem”.
I pomyśleć, że ten sam myśliciel postulował zniesienie wszelkich środków przymusu...
Do dyskusji o Żydach dołączył w końcu Karol Marks, który antysemickie uprzedzenia socjalistów utopijnych uznał za nienaukowe – w zamian jednak zaoferował antysemityzm własnego wyrobu. Marks – wnuk rabina, ale ochrzczony przez ojca – zajął się kwestią emancypacji narodu wybranego. Uznał, że w wyniku roli narzuconej przez państwo i ogół społeczeństwa Żydzi przywiązali się do władzy ekonomicznej, stając się własną karykaturą: żydostwem. „Jaka jest świecka podstawa żydostwa? Praktyczna potrzeba, własna korzyść. Jaki jest świecki kult Żyda? Handel. Jaki jest jego świecki bóg? Pieniądz” – pisał w słynnym eseju „W kwestii żydowskiej”.
Zdaniem Marksa „praktyczny judaizm” jest w istocie religią handlu i wymiany pieniężnej. Żydzi muszą więc wyegzorcyzmować ducha handlu i wyzwolić się z tej narzuconej im przez społeczeństwo roli, którą zbyt sobie ukochali. Jak mają to zrobić? Wystarczy, że porzucą fałszywą świadomość i dołączą do ruchu rewolucyjnego. Rewolucja, która przyniesie socjalizm, wyzwoli świat z każdej religii. Religie bowiem są wyrazem alienacji robotnika od produktu jego pracy, a więc zaledwie skutkiem ubocznym kapitalistycznego koszmaru.
Lewicowy antysemityzm XIX w. nie był, niestety, domeną oderwanych od rzeczywistości intelektualistów. Przenikał także do polityki i żurnalistyki. Intelektualna formacja elit politycznych Europy XIX w. była antysemityzmowi nadzwyczaj przychylna. To nie tylko środowiska reakcyjne, lecz głównie lewicowi, antyrynkowi myśliciele dostarczali teoretycznej amunicji antysemitom.
Na przykład niemiecki socjalista Wilhelm Marr, który ukuł sam termin „antysemityzm”, założył w drugiej połowie XX w. „Dziennik Antysemicki” i rozpoczął działalność Ligi Antysemickiej. Jak pisze ekonomista Tyler Cowen w artykule „Socjalistyczne korzenie współczesnego antysemityzmu”, Marr i jego zwolennicy przekuli „średniowieczne ataki na żydowskich kupców i lichwiarzy w pełnowymiarową teorię ekonomiczną”. Niemcem, który nadał polityczny wymiar antysemityzmowi, był zaś Adolf Stocker ze swoją Chrześcijańską Partią Społeczną. – Połączyła ona antysemityzm z lewicową reformistyczną legislacją. Atakowała Żydów i leseferyzm jako objawy tej samej liberalnej plagi – pisze Cowen.
Niektórzy współcześni zwolennicy socjalizmu przekonują, że antysemityzm nie jest jego nieodłączną cechą. Jedni przywołują uwagę dziewiętnastowiecznego niemieckiego socjaldemokraty Augusta Bebela jakoby antysemityzm był zaledwie „socjalizmem głupców”, czyli socjalizmem, który źle identyfikuje problem, widząc go w ludziach, a nie w systemie. Inni wskazują przy tym na wpływowych socjalistów, którzy nie byli antysemitami – np. na Henriego de Saint Simona czy Roberta Owena. Czy ta obrona socjalizmu działa? I tak, i nie.
Socjalizm to pogląd, który w każdej swojej odmianie ma charakter „konstruktywistyczny”. Chce wprowadzić coś nowego, jednoznacznie dobrego, w miejsce czegoś starego, co uznaje za jednoznacznie złe. Chce więc fundamentalnej zmiany społecznej i „skonstruowania” nowego świata. Wiadomo zaś, że fundamentalne zmiany mają przeciwników. Socjalizm więc, jeśli chce zatryumfować w praktyce, tych przeciwników musi zidentyfikować i zwalczać. Charakterystyczną cechą socjalizmu nie jest koniecznie antysemityzm, a po prostu poszukiwanie wroga. Najlepiej takiego, który jasno wyróżnia się od reszty widocznymi cechami i jest na tyle zwykłym ludziom odległy, że nie będą mogli weryfikować wysuwanych wobec niego zarzutów. Żydzi jako naród utożsamiany z kapitalistyczną mentalnością nadają się na wroga socjalizmu znakomicie. Można przypisać im najgorsze intencje bez obawy, że ktoś odkryje to fałszerstwo.
Nie ma socjalizmu bez ofiar
Dyskusja o socjalizmie nie jest, niestety, dyskusją jedynie historyczną. W skali świata Zachodu klasyczny socjalizm nie ma może zbyt wielu zwolenników, ale już w skali świata – ma. I to zwolenników, którzy wdrażają go w praktyce. Świeży przykład Wenezueli unaocznia nam, jakie ma to skutki. Tamtejsza gospodarka jest zrujnowana, ludzie na ulicach żebrzą o jedzenie, a Amnesty International alarmuje, że rząd socjalistycznego dyktatora Nicolasa Maduro zamierza wprowadzić roboty przymusowe. Wydał już dekret głoszący, że pracownicy zarówno sektora prywatnego, jak i publicznego będą zmuszani do pracy na roli na czas 60 dni, a jeśli zajdzie konieczność, nawet na dłużej. Podobną strategię, czyniącą z obywateli niewolników, stosowała Kuba w latach 60. XX w. po nałożeniu na nią przez Stany Zjednoczone sankcji gospodarczych czy też Chiny za Mao.
Raz po raz powtarzające się spektakularne porażki socjalizmu wcale jednak nie przekonują jego zwolenników do tego, że jest on systemem felernym. „Myśl dobra, wykonanie złe” – powtarzają. A dlaczego złe? Bo ktoś zawiązał spisek, namieszał i pokrzyżował cudowne plany.
Tu zaczyna się właśnie poszukiwanie wroga. W Wenezueli wroga znalazł już poprzednik Maduro, „geniusz” ekonomii, który socjalizm tam zainstalował, czyli Hugo Chavez.
Dla oświeceniowych wyznawców rozumu i postępu Żydzi byli elementem wsteczniackim. Reakcją. Uchodzący dziś za inkarnację absolutnej tolerancji Wolter w „Słowniku filozoficznym” pisał, że „naród żydowski jest w wielu względach najbardziej godnym pogardy narodem, który kiedykolwiek kalał ziemię”
– Spadkobiercy tych, którzy ukrzyżowali Chrystusa, przejęli rządy nad bogactwem świata. Ta mniejszość wzięła we władanie światowe złoto, srebro, minerały, wodę, ziemie, paliwo, źródła – mówił o Żydach Chavez przed kilkunastoma laty. Żydach, których na początku kandecji Chaveza (1999 r.) w Wenezueli mieszkało zaledwie 22 tys. (na 31 mln mieszkańców ogółem). Indukowany przez socjalistów antysemityzm przegnał z kraju aż 15 tys. z nich! Czy gospodarka kraju ma się od tego lepiej? Skądże! Ma się jeszcze gorzej. Ale to pewnie – jeśli pozostajemy przy socjalistycznej logice – żydowska zemsta.
Pół biedy, gdyby współcześnie tylko latynoski socjalizm rodził antyżydowskie uprzedzenia. Tymczasem wystarczy do tego sam antykapitalizm. Antykapitalistami są przecież nie tylko socjaliści, lecz także niektórzy anarchiści, syndykaliści czy zwolennicy średniowiecznego korporacjonizmu; antykapitalizm przemawia przez alterglobalistów, zielonych, zwolenników państwa dobrobytu, a nawet wielu „antyszczepionkowców” węszących wszędzie spisek firm farmaceutycznych wymierzony w zdrowie zwykłych ludzi. Oni wszyscy bez wahania zgodziliby się z Chavezem, który mówił, że „kapitalizm to piekielna maszyna, która w każdej minucie produkuje niezliczone rzesze biedoty”.
Większość współczesnych antykapitalistów uważa, że klasyczna, ortodoksyjna ekonomia, której wyniki wspierają tezę, że wolny rynek jest jedyną drogą do dobrobytu, jest po prostu fałszywa. Skłonni są zaakceptować każdą, choćby najbardziej absurdalną i wewnętrznie sprzeczną kontrteorię ekonomii, byle tylko potwierdzała ich przekonania. Najszybciej rozprzestrzeniają się wśród nich zaś alternatywne teorie oparte na myśleniu spiskowym. Może dlatego, że są łatwo przyswajalne i ekscytujące? Teorie te za problemy świata obwiniają konkretne grupy ludzi i ich konkretne przywary. Najczęściej jest to „chciwość najbogatszych”.
Spisek, wszędzie spisek
– A najlepiej chciwość bankierów – zauważa dr Yaron Brook, filozof, myśliciel społeczny i szef wolnorynkowego Instytutu Ayn Rand, w jednym z opublikowanych na YouTube wykładów.
– Weźmy ostatni kryzys ekonomiczny. Jeszcze nie zbadano jego mechanizmów, nie opisano przyczyn, a opinia publiczna i intelektualiści z „The New York Times” już wiedzieli, kto jest winny: bankierzy. Ze względu na poprawność polityczną nie dodawano „żydowscy”. Mówiono za to o bankierach z Goldman Sachs i każdy wiedział, o kogo tak naprawdę chodzi – uważa Brook.
Nawiasem mówiąc, z Żydów w USA zrobić spiskowców jest szczególnie łatwo. Stanowią jedną z lepiej sytuowanych grup społecznych. Niejeden profesor, polityk czy bankier nosi żydowskie nazwisko. Co więcej, Żydzi stanowią jedynie 2 proc. populacji Stanów, a mimo to wśród tych 2 proc. znajduje się połowa wszystkich amerykańskich miliarderów. Bogaci i wpływowi Żydzi w USA rzucają się w oczy do tego stopnia, że nikt w lewicowym ruchu Occupy Wall Street nie wątpi w to, kto w gospodarce i polityce rozdaje karty. Kto stanowi ten znienawidzony „1 proc.”, ktory samolubnie unika płacenia podatków. Teoria spiskowa pisze się sama.
To, że współcześni zachodni antykapitaliści gromadzący się pod lewicowymi szyldami mają skłonność do choroby antysemityzmu, jest jasne od chwili, gdy w latach 60. XX w. Ulrike Meinhof, skrajnie lewicowa aktywistka i terrorystka, przyznała, że „antysemityzm jest tak naprawdę nienawiścią wobec kapitalizmu”. Wystarczy jedno krótkie googlowanie, by znaleźć setki odnośników do artykułów ujawniających antysemickie oblicze lewicy. Objawia się ono nie tylko eseistyką, ale i czynami. Przykład pierwszy z brzegu: w 2008 r. włoski związek zawodowy Flaica-uniti-Cub rozrzucał w Rzymie ulotki nawołujące do bojkotu żydowskich sklepików.
Antysemityzm u swoich ideowych popleniczków zauważają często sami lewicowcy, ale zazwyczaj tłumaczą go jako niegroźny antysyjonizm (jak u komunisty Sławoja Żiżka: nie chodzi o walkę z Żydami, ale z Izraelem) albo powtarzają za Bebelem frazes o „socjalizmie głupców”, wierząc, że da się antysemityzm z antykapitalistycznej lewicy wyplenić. Niestety, nie da się. Tak samo, jak nie oczyści się z niego prawicy antykapitalistycznej. Historyczna korelacja bowiem między antykapitalizmem a antysemityzmem jest zbyt mocna, by uznać ją za dzieło przypadku.
Dopóki jednak żyjemy w dobrze prosperującym społeczeństwie kapitalistycznym, dopóty antysemityzm jest tylko prostackim poglądem, za pomocą którego dureń tłumaczy suszę, choroby i kryzysy gospodarcze. – Chociaż dyskryminacja istnieje we wszystkich społeczeństwach, w ustroju kapitalistycznym nawet ludzie z uprzedzeniami będą handlować z mniejszością, wobec której je żywią. Powtarzalna handlowa interakcja wzmacnia znajomość zwyczajów i stylów życia, które bez niej uważane byłyby za niezwykłe i obce. Stabilny wzrost gospodarczy zmniejsza polityczne i społeczne napięcia, tworząc więcej bogactwa dla wszystkich. Społeczeństwa najbardziej przyjazne handlowi, jak renesansowe Włochy, rosnąca kapitalistyczna gospodarka Wielkiej Brytanii czy siedemnastowieczna Holandia, wykazywały się wobec Żydów i innych mniejszości największą tolerancją – zauważa prof. Tyler Cowen.
Co uruchamia postawy antykapitalistyczne? Kryzysy gospodarcze. To tłumaczy, dlaczego antysemickie postawy wydają się w ostatniej dekadzie coraz częstsze.