Sąd Okręgowy w Gdańsku nie ogłosił w środę wyroku w procesie 39-letniego Olgierda L., oskarżonego o kierowanie 9-osobową grupą osób, która czerpała korzyści z cudzego nierządu. Sąd wznowił proces i uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji zarzucanych czynów.

Przewodnicząca składu sędziowskiego Lidia Jedynak wyjaśniła, że celem wznowienia procesu jest m.in. uprzedzenie o możliwości zakwalifikowania czynów zarzucanych kilku oskarżonym z innych przepisów kodeksu karnego. Chodzi m.in. o zmiany brzmienia przepisów związanych z czynami oskarżonych jak też okoliczność, że niektórzy z podsądnych mogliby odpowiadać jako recydywiści - co ma wpływ na wymiar kary.

Kolejna rozprawa w procesie została wyznaczona na 29 sierpnia.

Oskarżeni, w tym dwie kobiety, są mieszkańcami Gdańska w wieku od 22 do 69 lat. Grozi im do 10 lat więzienia. W mowie końcowej podczas poprzedniej rozprawy prokurator żądał dla oskarżonych kar od 2,5 roku do 8 lat więzienia.

Według prokuratury, grupa działała od marca 2012 r. do stycznia 2013 r. Wynajmowała na terenie Gdańska, Gdyni i Malborka mieszkania, w których pracowało około 20 prostytutek. Kobiety dostawały część zarobionych przez siebie pieniędzy, część trafiała do grupy. Pobierała ona też haracze od innych prostytutek.

Jak ustalili śledczy, szefem gangu był 39-letni Olgierd L. To on rozdzielał zadania, a także pieniądze zarobione na prostytutkach. Wysokość wypłat uzależniona była od wagi zadań, jakie wykonywali poszczególni członkowie grupy. Prokuratorzy obliczyli, że w sumie w czasie swojej działalności grupa zarobiła co najmniej 155 tys. zł.

W grupie byli mężczyźni, którzy zbierali utarg, nadzorowali, a czasem także zastraszali prostytutki. Była też osoba odpowiedzialna za reklamę: robienie zdjęć kobietom i umieszczanie w internecie ogłoszeń.

Jedna z członkiń gangu miała pełnić rolę telefonistki i zarazem rachmistrza. Do jej zadań należało odbieranie połączeń telefonicznych i umawianie na spotkania z prostytutkami mężczyzn, telefonujących na numery wskazane w treści ogłoszeń erotycznych. W praktyce dawało to możliwość kontroli liczby klientów, a w konsekwencji możliwość ścisłego analizowania przychodów prostytutek i egzekwowania od nich określonych sum pieniędzy.

Z ustaleń prokuratury wynika, że Olgierd L. korzystał z pieniędzy zarobionych na prostytucji także wtedy, gdy przebywał w areszcie, do którego trafił w listopadzie 2012 r. za udział w pobiciu. Podwładni L. przekazywali mu jego udziały wpłacając je na konto w Areszcie Śledczym w Gdańsku.

Za zmuszanie do prostytucji Kodeks karny przewiduje karę do 10 lat więzienia. Nielegalne jest także czerpanie korzyści z nierządu - kto nakłania inną osobę do uprawiania prostytucji lub jej to ułatwia, podlega karze do 3 lat więzienia. Samo uprawianie prostytucji nie jest nielegalne. (PAP)