Tak zmanipulować Amerykanów, by zaczęli postępować wedle życzenia Kremla – oto największe z niespełnionych marzeń sowieckich służb specjalnych.
Tego, czy przywódca Rosji Władimir Putin jest geniuszem destrukcji, ostatecznie dowiodą wyniki wyborów w USA i późniejsze decyzje Donalda Trumpa – jeśli zostanie on prezydentem.
Włamanie do skrzynek e-mailowych polityków Partii Demokratycznej okazało się celnym uderzeniem w kandydatkę ugrupowania Hillary Clinton. Ujawnienie m.in. faktu, że faworyzujący ją przywódcy demokratów sabotowali kampanię Berniego Sandersa, mocno podkopało jedność partii. Uradowany Trump nie omieszkał uczynić kilku ukłonów w stronę Kremla. Nie przejmując się tym, że za hackerskim atakiem stoją najprawdopodobniej rosyjskie służby specjalne.
Jeśli to prawda, znaczy to, że Putin postanowił pójść w ślady swojego mistrza Jurija Andropowa i spróbować ustawić wynik wyborów w USA tak, by nowym prezydentem został człowiek przychylny Moskwie. Nieżyjącemu od dawna szefowi KGB ta sztuka się nigdy nie udała, lecz czasami bywa, że uczeń przerasta mistrza.
Polowanie na czerwone czarownice
Po zakończeniu II wojny światowej Kreml wielkie nadzieje wiązał z działaniami Komunistycznej Partii USA (CPUSA), nie szczędząc jej przekazywanych dotacji. Ale CPUSA nie potrafiła zdobyć popularności, na dodatek polityka Stalina sprawiła, iż w USA nasilały się nastroje antykomunistyczne, co zaowocowało coraz skuteczniejszą obroną przeciwko sowieckiej agenturze.
Wprawdzie amerykańskie służby specjalne poruszały się po omacku i sprawiały wrażenie amatorskich, to jednak braki umiejętności nadrabiały entuzjazmem. Sprzyjało im pogrążanie się Stanów Zjednoczonych w obsesyjnej szpiegomanii. Na poważnie zaczęła pracować powstała jeszcze przed II wojną Komisja Izby Reprezentantów do spraw działalności antyamerykańskiej HUAC (House Un-American Activities Committee). Wprawdzie tropiono szpiegów głównie w środowiskach artystycznych, lecz stałe mówienie i pisanie o zagrożeniu ze strony Kremla powodowało, że co jakiś czas wpadał prawdziwy agent.
Tak udało się namierzyć wpływowego urzędnika Departamentu Skarbu Harry’ego Dextera White’a. Jako jeden z głównych pomysłodawców i współtwórców Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Banku Światowego dbał o to, by Kreml wiedział wszystko na temat codziennej pracy tych instytucji oraz ich strategicznych planów. Wpadło małżeństwo Rosenbergów i niemiecki fizyk Klaus Fuchs, dzięki którym Związek Radziecki poznał kulisy Projektu Manhattan i w krótkim czasie zbudował własną bombę atomową. Za kratki trafił wieloletni przewodniczący CPUSA Francis Xavier Waldron. Wraz z dziewięcioma innymi działaczami partii został w 1949 r. oskarżony o próbę obalenia rządu federalnego, za co został skazany na 5 lat więzienia. Po apelacjach Sąd Najwyższy w 1951 r. podtrzymał wyrok, co stanowiło precedens i pozwoliło postawić takie samo oskarżenie ponad stu komunistycznym aktywistom. CPUSA została rozbita, a jej resztki zeszły do podziemia.
Na fali histerii wielką karierę zrobił ich tropiciel senator Joseph McCarthy. Nim się skompromitował za sprawą kłamstw i nadużyć, zdołał mocno zatruć życie komunistom. „W szczytowym momencie egoistycznej kampanii senatora McCarthy’ego przeciwko »czerwonemu niebezpieczeństwu« sowiecka penetracja amerykańskiego aparatu władzy osiągnęła najniższy poziom od trzydziestu lat” – twierdzą Christopher Andrew i Wasilij Mitrochin w opracowniu „Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie”. Wielkie wpływy, jakie Związek Radziecki uzyskał w USA za czasów prezydentury Franklina D. Roosevelta, zostały radykalnie ucięte.
Maestro manipulacji
Już w latach 50. szefostwo sowieckiego wywiadu musiało się zmierzyć z nowymi kłopotami. Jeszcze dekadę wcześniej komunizm był atrakcyjną ideologią i wielu ideowców urodzonych na Zachodzie chętnie współpracowało z ZSRR. Nawet za darmo. Ale te czasy dobiegły końca. Wiedza o zbrodniach oraz ludobójstwie z czasów Lenina i Stalina stała się powszechna. A krwawe stłumienie rebelii na Węgrzech w 1956 r. tylko przyśpieszyło kompromitowanie się sowieckiego totalitaryzmu.
W tej sytuacji umieszczenie w USA „nielegała” z fałszywą tożsamością okazywało się piekielnie trudne. Pokolenie, które dorastało w Związku Radzieckim, nawet po szkoleniu gubiło się w kapitalistycznych realiach, które na dodatek szybko deprawowały. Z kolei Amerykanom zwerbowanym klasycznymi metodami musiano słono płacić w dolarach. To zmuszało do zmiany strategii działania. Skoro nie posiadano agentów zajmujących wysokie stanowiska rządowe, szansę wpływania na politykę USA dawało już tylko doskonalenie technik manipulacji. W czym posiadano całkiem sporą praktykę oraz niezwykle zdolnego prekursora.
Urodzony w Azerbejdżanie Iwan Agajanc, mając zaledwie 19 lat, zjawił się w 1930 r. w Moskwie, by zaciągnąć się do OGPU. Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny był służbą specjalną zajmującą się wywiadem oraz kontrwywiadem. Młodego adepta w tajniki pracy wprowadzali dwaj starsi bracia, on zaś okazał się najzdolniejszym z nich. Siedem lat później trafił na placówkę w Paryżu, gdzie nadzorował operacje specjalne na terenie ogarniętej wojną Hiszpanii. Przez następne lata Agajanc przenosił się z kraju do kraju, a po zakończeniu II wojny światowej znów wylądował w stolicy Francji jako pracownik ambasady ZSRR. Tam odznaczył się wykradzeniem założeń Planu Marshalla, a jednocześnie zainicjował operację uznaną później za wzorcową.
Korzystając z usług dobrego fałszerza, spreparował i wydał wspomnienia gen. Andreja Własowa pt. „Wybrałem szubienice”. Ich treść kompromitowała generała, który zdradził Stalina i układał się z Hitlerem, by walczyć przeciw komunistycznemu reżimowi. Po pierwszym sukcesie wydawniczym przyszły kolejne i Agajanc awansował na generała oraz powierzono mu stanowisko szefa Wydziału D KGB, specjalizującego się w manipulowaniu opinią publiczną krajów demokratycznych. Prawdziwym majstersztykiem w wykonaniu Azera było stworzenie czarnej legendy Piusa XII. Jako narzędzia do zbudowania opowieści o papieżu faszyście użyto skromnego lektora z wydawnictwa Bertelsmanna Rolfa Hochhutha. Na początku lat 60. nagle wyjechał on do Rzymu, a potem, ponoć w oparciu o relacje zebrane od biskupów, napisał sztukę „Namiestnik”. Przebój teatralny i wydawniczy 1963 r. „Pius XII został w niej przedstawiony jako zimny, nieczuły despota, któremu bardziej zależało na ochronie skarbów Watykanu niż na ocaleniu ofiar Hitlera” – pisze w książce „Ciemne postacie w historii Kościoła” Michael Hesemann. Dopiero dziesięć lat temu wyszło na jaw, że Hochhuth pracował dla wydziału KGB, a operację „Seat-12” nadzorował gen. Agajanc.
Wkrótce przydatność takich talentów docenił nowy szef KGB Jurij Andropow.
Finezyjny dyplomata
„Ludzie chętniej uwierzą w podłość niż świętość” – lubił powtarzać podwładnym Jurij Andropow. „Mówił bez kartki, formułował gładko myśli, zamiast – jak większość towarzyszy z najwyższych szczebli partyjnej hierarchii – odczytywać monotonnym głosem nudny tekst wystąpienia – wspominał wrażenia ze spotkania z nowym szefem w 1967 r. archiwista Pierwszego Zarządu Głównego KGB Wasilij Mitrochin. Swoim ascetycznym wyglądem, zaczesanymi do tyłu siwymi włosami, szerokim czołem, okularami w stalowej oprawie i manierami intelektualisty kontrastował przyjemnie z opryszkami epoki stalinizmu, takimi jak Beria i Sierow”.
Po raz pierwszy kontrolę nad służbami specjalnymi ZSRR przejmował człowiek, który karierę zawdzięczał pracy w dyplomacji. Znał Zachód i starał się zrozumieć mechanizmy, jakimi rządzą się demokratyczne społeczeństwa. Utworzona w KGB osobna komórka, nazwana Służba A, otrzymała zadanie opracowanie operacji wzorowanych na pomysłach Iwana Agajanca, mogących wpłynąć na politykę Stanów Zjednoczonych. Generał, będący w tym czasie zastępcą szefa I Zarządu Głównego KGB, nie mógł jednak wesprzeć znacząco swoich uczniów z powodu szybko postępującej choroby nowotworowej, która wkrótce go zabiła. Stąd pierwsze działania Służby A nie imponowały finezją. Kreml uznał Richarda Nixona za zagorzałego antykomunistę i postanowił poprzeć w 1968 r. w wyborach jego kontrkandydata z Partii Demokratycznej Huberta Humphreya. Zrobiono to, przekazując po prostu znaczne kwoty komitetowi wyborczemu Humphreya. Co niewiele dało, bo Nixon wygrał. Po czym, ku zaskoczeniu Kremla, okazał się wielkim zwolennikiem polityki odprężenia.
O wiele więcej przewrotności wykazano podczas próby zdyskredytowania szefa FBI Johna Edgara Hoovera. „Służba A stosowała trzy linie działania, odwołujące się czasami do prymitywnych metod” – opisują Andrew i Mitrochin. Usiłowano go wrobić w konszachty z rasistowską organizacją John Birch Society. Kradnąc z jej kalifornijskiej siedziby papier firmowy i wzory podpisów liderów. Posłużyły one do produkcji fałszywej deklaracji, w której Hoover gwarantował liderom JBS dotacje z budżetu FBI. Ale choć papier podsuwano różnym amerykańskim mediom, to żadna gazeta nie uznała go za wart publikacji. Być może wielkie znaczenie miała też obawa przed ogromnymi wpływami dyrektora Federalnego Biura Śledczego.
„Druga, bardziej inteligentna linia »środków aktywnych«, polegała na zarzuceniu FBI rzekomych naruszeń praw obywatelskich” – informują Andrew i Mitrochin. W tym celu sfałszowano korespondencję kierowniczki biura paszportowego w Departamencie Stanu Frances Knight. Wynikało z niej, że urzędniczka przekazywała Hooverowi informacje o tym, czym zajmuje się jej przełożony, sekretarz stanu Dean Rusk. Czyli była nielegalną wtyczką szefa FBI. Agent Służby A podrzucił list dziennikarzowi „Washington Post” Drew Pearsonowi. Ale choć go wydrukowano, wystarczyło oświadczenie dyrektora FBI, iż pismo jest sfałszowane, by sprawa ucichła. „Trzecia linia ataku na Hoovera przyjęta przez Służbę A sprowadzała się do oskarżenia go o pederastię” – twierdzą autorzy opracowania „Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie”. Pomysł na zrobienie z najbardziej wpływowego człowieka Ameryki geja, a nawet transwestyty wynikł ze spostrzeżenia, iż nigdy nikt nie słyszał, aby Hoover miał związek z kobietą. Wykorzystano też plotki rozgłaszane przez żonę milionera Lewisa S. Rosenstiela, Susan, iż po jednym z przyjęć widziała dyrektora FBI ubranego w czerwoną suknię. „Do redaktorów naczelnych najpoważniejszych dzienników wysyłano anonimowy list, który pochodził rzekomo z kręgów Ku-Klux-Klanu i oskarżał Hoovera, że awansuje w FBI tylko pederastów, oczekując od nich w zmian świadczeń seksualnych” – wyliczają Andrew i Mitrochin. Te insynuacje także zostały zignorowane, więc wymyślono romans dyrektora z jego zastępcą Wiliamem C. Sullivanem. I znów nic. Hoover okazał się odporny na wszelkie próby zrobienia z niego homoseksualisty.
Insynuacje sowieckiego wywiadu zaczęły żyć własnym życiem w brukowej prasie dopiero po śmierci twórcy FBI w 1972 r. Co dla Kremla nie miało wtedy już większego znaczenia. Przyczyny klęski Służby A wicedyrektor FBI Cartha „Deke” DeLoach wyjaśnił w 1995 r. na łamach książki „Hoover’s FBI: The Inside Story”. Jak twierdzi, każdy, kto choć trochę poznał jego byłego przełożonego, wiedział, iż nie potrafił on wejść w bliższą relację emocjonalną z kimkolwiek poza ulubionymi kotami i uwielbianą matką. Dopóki ta żyła. „Zdolność Hoovera do głębszych uczuć wobec innych ludzi kończyła się na cmentarzu Old Congressional, leżącym w pobliżu placu Seward” – twierdził DeLoach.
Żydzi i pedały
Błędy popełnione podczas kompromitowania J. Edgara Hoovera musiały dać ludziom w siedzibie KGB na Łubiance do myślenia, zwłaszcza gdy na scenie politycznej USA zaczął brylować polityk, którego uznano za wyjątkowo niebezpiecznego dla interesów ZSRR. Nim jeszcze prezydent Carter uczynił z praw człowieka oręż w walce ideologicznej przeciw komunizmowi, sięgnął po nie senator Henry „Scoop” Jackson. Zrobił to podczas kampanii prezydenckiej w 1972 r., gdy ubiegał się o nominację demokratów.
W tym czasie władze ZSRR wprowadziły pobieranie opłat wyjazdowych od Żydów planujących emigrację. Co w praktyce oznaczało konfiskatę majątku obywateli Związku Radzieckiego wyjeżdżających do Izraela. Jacksonowi udało się przekonać Senat, aby w ustawie Nixona, otwierającej Stany Zjednoczone na surowce i towary z ZSRR, zawrzeć klauzulę uzależniającą handlowe przywileje od przestrzegania przez sowieckie władze praw człowieka. Gdy sekretarz stanu Henry Kissinger promował politykę odprężenia, „Scoop” Jackson blokował nawiązanie bliższych kontaktów gospodarczych. „Długi czas nie potrafiłem zrozumieć, że Jackson nie jest człowiekiem, którego można ugłaskać” – zanotował Kissinger. Nawet kiedy sekretarz stanu przekonał Kreml do likwidacji opłat wyjazdowych, senator i tak poprawki nie wycofał.
Tymczasem Andropow, kierujący wspólnie z ministrem Andrejem Gromyką polityką zagraniczną Moskwy, tracił cierpliwość. Co więcej, zaczął podejrzewać żydowski spisek, zwłaszcza że głównym doradcą Jacksona był waszyngtoński lobbysta Richard Perl. Ambasador Związku Radzieckiego w USA Anatolij Dobrynin ostrzegał przełożonych, że Jackson będzie eskalował żądania, chce bowiem otrzymać poparcie żydowskiego lobby dla swojego startu w wyborach prezydenckich w 1976 r. Z jego opinią zgadzał się nowojorski rezydent KGB Boris Sołomatin. „Silnym punktem Jacksona jest fakt, że w ciągu blisko trzydziestu pięciu lat spędzonych w Kongresie nigdy nie był zamieszany w skandal polityczny lub prywatny – zapisał w raporcie wysłanym na Łubiankę Sołomatin. – Po aferze Watergate osobista uczciwość kandydata na prezydenta ma wyjątkowo duże znaczenie. Trzeba więc znaleźć jakieś haki w życiorysie senatora i wykorzystać je w »środkach aktywnych« w celu skompromitowania”.
Obawa, że „Scoop” może zostać kolejnym prezydentem USA, zmotywowała KGB do działań. Haków szukano nawet w Norwegii, z której przodkowie senatora wyemigrowali w 1885 r. Pomimo starań niczego kompromitującego nie znaleziono. Postanowiono więc skupić się na fakcie, iż Jackson wziął ślub dopiero w wieku 49 lat, czym zaskoczył nawet najbliższych współpracowników. „W 1976 r. Służba A sfałszowała notatkę FBI datowaną na 20 czerwca 1940 r., w której Hoover informował zastępcę sekretarza sprawiedliwości, że Jackson jest homoseksualistą. Fotokopie fałszywki wysyłano do redakcji »Chicago Tribune«, »Los Angeles Times« i »Topeka Capital«, a także do komitetu wyborczego Jimmy’ego Cartera” – opisują Andrew i Mitrochin. Potem dorzucono spreparowane legitymacje klubu dla homoseksualistów Jacksona i Perla, których fotokopie przesłano do redakcji „Playboya” oraz „Penthouse’a”. Przy okazji sugerując, że senator i jego doradca są kochankami. W marcu 1976 r. na konferencję „Scoopa” wdarli się aktywiści z ruchu obrony praw gejów, by okazać mu swoje poparcie. Ostatecznie wyborcy Partii Demokratycznej woleli nominować do prezydenckiego wyścigu mniej uwikłanego w dziwne afery Jimmy’ego Cartera.
Mimo to zaszczuwanie Jacksona nie ustawało, ponieważ zachował on wpływy w Senacie i zaczął blokować ratyfikację korzystnych dla Moskwy traktatów rozbrojeniowych. Przy czym Służba A zmieniła taktykę i starała się sprowokować pisma gejowskie do atakowania senatora za to, że choć jest homoseksualistą, to się z tym ukrywa, a do tego jeszcze wygłasza homofobiczne opinie. W tym celu podrzucano kolejne dokumenty szkalujące „Scoopa” redakcji kalifornijskiego magazynu „Gay Times”. Jednak Jackson nie pozostawał dłużny swym prześladowcom, walcząc do samego końca. Zmarł z powodu pęknięcia tętniaka aorty 1 września 1983 r., tuż po konferencji prasowej, na której potępił zestrzelenie południowokoreańskiego samolotu pasażerskiego przez sowiecki myśliwiec nad Morzem Japońskim.
Stany Zjednoczone antykomunistów
Śmierć „Scoopa” Jacksona nie zakończyła kłopotów Kremla, bo senator swoimi działaniami zwiastował nadejście nowych czasów. Prawa człowieka, jako oręż do walki z totalitarną ideologią, jeszcze zręczniej wykorzystywał doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydenta Cartera Zbigniew Brzeziński. Ambasador Dobrynin we wspomnieniach „In Confidence: Moscow’s Ambassador to American’s Six Cold War Presidents” odnotował, że „kiedy Carter mówi na temat polityki zagranicznej, to słyszymy zazwyczaj echo antysowietyzmu Brzezińskiego”.
Nic dziwnego, że Andropow zażądał od Służby A wyeliminowania syna polskiego dyplomaty. KGB zaczęła i tym razem od zbadania przeszłości ofiary. Szukano, czy nie ma jakichś żydowskich przodków, ale rodzina Brzezińskich okazała się starym, szlacheckim rodem. Również próby namierzenia kochanki lub kochanka spełzły na niczym. Starano się więc rozsiewać plotki o romansie doradcy prezydenta z popularną aktorką Candice Bergen. Gdy to nie pomogło, spreparowano dokumenty świadczące, iż Brzeziński potajemnie współpracuje z CIA, za plecami Cartera. Jednak podrzucono je ambasadzie USA w Izraelu tak nieudolnie, że wylądowały w koszu i nikt w Waszyngtonie się o nich nie dowiedział.
Kolejne porażki operacji specjalnych i rosnąca obsesja Andropowa na punkcie osoby Brzezińskiego sprawiły, że zupełnie zlekceważono w Moskwie zagrożenie ze strony Ronalda Reagana. „Mając dość Cartera i odczuwając niepokój z powodu Reagana, postanowiono się nie mieszać” – tłumaczył Dobrynin, dlaczego Kreml nie usiłował wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w 1980 r. To, że ZSRR wpadł z deszczu pod rynnę, skonstatowano zaraz po elekcji nowego prezydenta. Dostrzegając, iż reprezentuje on „najbardziej konserwatywną, szowinistyczną i wojowniczą frakcję amerykańskiego życia politycznego (...) dążącą do przywrócenia amerykańskiego przywództwa nad światem” – twierdził Dobrynin.
Nowy prezydent od początku wypowiedziami na temat ZSRR, jak również działaniami wzbudzał coraz większą panikę na Kremlu. Andropow 12 maja 1982 r. zadekretował specjalnym rozkazem, iż najważniejszym celem działania służb specjalnych jest niedopuszczenie do ponownego wyboru Reagana na prezydenta. Gdy działania zaczęły być wcielane w życie, zmarł Breżniew i szef KGB został w listopadzie 1982 r. nowym gensekiem. „25 lutego 1983 r. Centrala przekazała trzem rezydenturom w Stanach Zjednoczonych instrukcję rozpoczęcia planowania »środków aktywnych«, które zapewnią porażkę Reagana w wyborach w listopadzie 1984 r.” – opisują Andrew i Mitrochin. Nakazywano w niej nawiązać dyskretne kontakty ze sztabami wyborczymi wszystkich kandydatów z obu partii. Zamierzano wspierać każdego, kto ma szansę wygrać z Reaganem. Drugi element operacji stanowiła próba zdyskredytowania prezydenta USA na arenie międzynarodowej. Temu celowi służyło pięć tez o osobistej odpowiedzialności amerykańskiego przywódcy za: awanturniczość militarną, wyścig zbrojeń, wpieranie represyjnych reżimów na świecie, dławienie ruchów narodowowyzwoleńczych, konfliktowanie między sobą państw NATO.
Niespodziewanie chęć wsparcia sowieckiej ofensywy zadeklarował też brat nieżyjącego prezydenta Johna F. Kennedy’ego, senator Edward Kennedy. W tajnym raporcie z 14 maja 1983 r. szef KGB gen. Wiktor Czerbikow informował Andropowa, że do Moskwy przyjechał zaufany człowiek senatora John Varick Tunney, prosząc o przekazanie pierwszemu sekretarzowi KC ustnej wiadomości. „Senatora Kennedy’ego, jak i innych rozsądnych ludzi, niepokoi obecny stan stosunków radziecko-amerykańskich. Rozwój wydarzeń sprawia, że stosunki te, w połączeniu z sytuacją ogólnoświatową, przybrały niebezpieczny wymiar. Główną tego przyczyną jest wojowniczy charakter Reagana i jego zdecydowane dążenie do rozmieszczenia nowej amerykańskiej broni nuklearnej średniego zasięgu w Europie Zachodniej” – raportował gen. Czerbikow.
Brat JFK miał wiele pomysłów, jak osłabić popularność prezydenta USA w świecie. Proponował wspólne działania z przywódcami Francji i RFN. Jednocześnie postulował, żeby Andropow za pośrednictwem telewizji powalczył o serca zwykłych Amerykanów. „Konkretnie do Moskwy mogliby przyjechać przewodniczący zarządu ABC (stacji telewizyjnej – przyp. aut.) Elton Raul oraz publicyści Walter Cronkite i Barbara Walters. Senator podkreślił, jak ważne jest, by inicjatywa ta była postrzegana jako ruch strony amerykańskiej” – uściślał szef KGB. Pomysł, żeby Andropow nawiązał osobisty kontakt z amerykańskim narodem, wyglądał zachęcająco. Miał też drugie dno. „W sumie Kennedy nie wyklucza, że podczas kampanii 1984 r. Partia Demokratyczna może oficjalnie zwrócić się do niego, by stanął na czele walki przeciwko republikanom, i nominować go na kandydata na prezydenta” – pisał gen. Czerbikow, prosząc o instrukcje.
Ale Andropow nie zgodził się na wejście w proponowaną mu spółkę, zaś Kennedy odwrotnie niż w 1980 r. nie ubiegał się o nominację swojej partii. Być może widząc, że żaden kandydat demokratów nie ma realnych szans na sukces w walce z niezwykle popularnym w USA Reaganem. Do tego jeszcze próby wpływania przez KGB na media zachodniego świata, by zbudować czarną legendę prezydenta kowboja, zupełnie nie oddziaływały na opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie mieli głęboko w nosie, co na temat ich prezydenta pisały gazety francuskie czy zachodnioniemieckie. Wybory w 1984 r. Ronald Reagan wygrał bez najmniejszego problemu.
Swojej największej z klęsk Andropow nie dożył, umierając dziesięć miesięcy przed elekcją w USA. Wiele wskazuje na to, że dla Putina los okaże się dużo łaskawszy.