"Nie należę do milionerów, którzy aktywnie tracą pieniądze. Mój samochód ma 10 lat, chociaż na ulicach Mińska można spotkać bentleye. Mnie to nie interesuje". Siarhiej Lewin o realiach prowadzenia interesów nad Świsłoczą
Siarhiej Lewin, prezes m.in. produkującej chemię użytkową firmy Sonca / Dziennik Gazeta Prawna
Wierzy pan w reformy, które obiecywał Alaksandr Łukaszenka?
Nie wierzę w żadne reformy w najbliższej przyszłości. Obecny model stosunków między państwem a inwestorami może się polepszać, ale strukturalnych zmian nie będzie.
Polacy często pytają, czy na Białorusi w ogóle istnieje prywatny biznes.
Ropa, produkty ropopochodne, nawozy – to wszystko należy do państwa i odpowiada za dużą część PKB. Nie mamy klimatu inwestycyjnego w europejskim znaczeniu ani środowiska sprzyjającego rozwinięciu małego i średniego biznesu.
Ale na Białorusi funkcjonuje sporo zakładów bazujących na zaawansowanych technologiach. Jeśli te zakłady powstały i przeżyły, to znaczy, że możliwości są. Dlatego do Białorusi nie należy podchodzić z jednoznacznymi ocenami. Może dlatego, że jest ciężko, powstało tylu mocnych i kompetentnych graczy. W inny sposób nie da się przetrwać.
Jak osiągnąć sukces?
Trzeba dużo pracować. Jeden rolnik uprawia gospodarstwo na dobrej ziemi, z której ma duże plony. Drugi jest zmuszony do pracy na nieurodzajnej, biednej glebie.
A po co w ogóle coś uprawiać w takich warunkach?
Niech pani pojedzie do Izraela i zobaczy, jakie plony z jakiej ziemi tam zbierają. Po prostu trzeba pracować. Zwłaszcza że Białoruś ma swoje atuty. Choćby otwarte drzwi na rynki WNP. Ten rynek jest bardzo atrakcyjny, bo nie ma na nim zbytniej konkurencji. Oczywiście pozostaje nieporównywalny z rynkiem europejskim z punktu widzenia stabilności, zysków, ilości sprzedawanych towarów. Ale z rozmów z polskimi biznesmenami odniosłem wrażenie, że nic o Białorusi nie wiedzą. Dominuje przekonanie, że na Białorusi wciąż istnieje ZSRR.
Zajmuje się pan biznesem od 1993 r. Coś się od tego czasu zmieniło?
Polepszył się dostęp do finansowania, choć ciągle jest najdroższy w WNP. Pytanie, czy lepiej mieć dostęp do najdroższego finansowania, czy w ogóle go nie mieć, jak 20 lat temu. System podatkowy wygląda dzisiaj na bardziej zrozumiały. Ale też praktyka stosowania prawa przez służby podatkowe jest trudna do opisania. Jak kiedyś palono na stosie heretyków, tak dziś czasem zachowują się nasze służby podatkowe: krok w lewo, krok w prawo – i blokują konto. Zmniejszyła się liczba dokumentów potrzebnych do obrotu biznesowego, ale i tak należy do największych na świecie. Kiedy byłem prezesem przedstawicielstwa banku inwestycyjnego Rieniessans Kapitał, dostałem mandat, bo w biurze nie było księgi skarg i zażaleń.
I co, po tym mandacie pojawiła się księga?
Oczywiście, że nie.
Pan mówi, że na Białorusi nie ma ZSRR... Jesienią sieci handlowe dostały polecenie, by sprzedawać wina owocowe produkcji zakładów państwowych. A nie sprzedawały się z powodu złej jakości.
To, o czym pani mówi, nie jest największą trudnością. Główny problem to nieprzewidywalne procesy makroekonomiczne i polityczne.
By odnieść sukces, trzeba mieć kontakt z otoczeniem Łukaszenki?
Można odnieść sukces w biznesie, nie mając relacji z władzą. Ja takich kontaktów nie mam.
Jak się dogadujecie z urzędnikami w regionach?
Ważną rolę odgrywa czynnik ludzki. Jeśli spotkasz rozsądnego urzędnika, możesz liczyć na sukces. Mieliśmy sytuacje, że trzeba było zamknąć projekt, bo miejscowe władze zachowywały się nierozsądnie. Inne projekty szły naprzód, bo urzędnicy byli życzliwi.
Co to znaczy nierozsądnie?
Był dyrektor służby podatkowej, który oczekiwał, żebym przyjechał do niego i się przywitał. Nigdy tego nie robię, mam pracowników, którzy wykonują pracę związaną z podatkami. A tu nagle jakiś facet oczekuje, abym przyjechał się przywitać. Po co?
Przyjechał pan?
Mam ważniejsze sprawy na głowie.
Jakie są zasady prowadzenia biznesu na Białorusi?
Pierwsza: trzeba płacić podatki. Druga: znać skomplikowane przepisy i działać zgodnie z nimi. Zachodni biznesmeni narzekają, jak ciężko pracować na Białorusi. Ale kiedy zaczynasz wchodzić w szczegóły, okazuje się, że nie wykonali jakiegoś przepisu. Nie mówimy, czy jest dobry, czy zły. Dokument musi być zgodny z ustawą. Wszyscy go mają, a ty nie? Dlatego jest trzecia zasada: kompetentni doradcy finansowi i prawni. Na Białorusi nie ma prawa do błędu, nawet technicznego.
Łukaszenka odwiedzał pana zakłady. To była ważna wizyta?
Bardzo ważna. Tak czy inaczej, Alaksandr Łukaszenka jest medialną osobą numer jeden, jak Obama w USA albo Putin w Rosji. Po odwiedzeniu przez Łukaszenkę naszego browaru w ciągu miesiąca popyt wzrósł sześciokrotnie.
Trudno było zorganizować taką wizytę?
Udało się.
To żadna odpowiedź.
To jest odpowiedź. Udało się. Tego dnia Łukaszenka był w okolicy i odwiedził nasz zakład.
Byliście przygotowani do wizyty?
Zawsze jesteśmy przygotowani (uśmiech).
Nie boi się pan, że pana aresztują, zabiorą biznes? Takich przykładów było sporo.
Spokojnie nie jest, a z każdym rokiem system staje się coraz ostrzejszy.
Na Białorusi regularnie opracowywane są rankingi najbardziej wpływowych biznesmenów, ale nie pokazuje się wartości majątku. Pan też jest w tym rankingu. Mogę założyć, że rozmawiam z białoruskim milionerem?
Oczywiście.
I jak to jest być milionerem na Białorusi?
Nie należę do milionerów, którzy aktywnie tracą pieniądze. Mój samochód ma 10 lat, chociaż na ulicach Mińska można spotkać bentleye. Mnie to nie interesuje.