Propagandowa wojna Rosji przeciw Niemcom i Europie już trwa. Jej celem jest wzmacnianie podziałów, wzniecanie niepokojów i zniesienie sankcji. W wariancie maksimum zmiana na stanowisku kanclerza RFN. Wiele z tych zamierzeń już udało się osiągnąć.
Dezinformacja i destabilizacja to narzędzia, którymi Władimir Putin posługuje się w niewypowiedzianej wojnie przeciw Niemcom i Europie – przekonują autorzy reportażu, który niedawno wyemitowała niemiecka telewizja publiczna ARD. Dla wielu widzów program pt. „Gra w cieniu – niewypowiedziana wojna Putina przeciw Zachodowi” musiał być szokujący. W Niemczech dotąd raczej unikano ostrych słów o Rosji i nie pobrzękiwano szabelką. Niektórzy niemieccy eksperci mówią już nawet o stanie wojny hybrydowej.
Rosja werbuje hakerów
Jasmin Kosubek ma długie nogi, krótką spódnicę i odkryte ramiona. Nosi ciemne włosy, zawsze szpilki i dyskretny tatuaż na przedramieniu. Przypomina Lenę, gwiazdę niemieckiej piosenki, która wygrała konkurs Eurowizji w 2010 r. Niechętnie jednak godzi się na takie porównania. Mimo że są w zbliżonym wieku i rzeczywiście wyglądają podobnie, to Kosubek zajmuje się poważnymi rzeczami. Kilka lat temu ukończyła ekonomię, a od dwóch lat jest w Niemczech – jak nazywa ją prasa – „piękną twarzą Putina”. Jasmin Kosubek to główna gwiazda RT Deutsch, czyli niemieckiej wersji Russia Today. Wygląda tam zawsze sexy, jest profesjonalnie przygotowana i podejmuje najtrudniejsze kwestie. „Sojusz Północnoatlantycki dość mocno oddalił się od północnego Atlantyku. Jego szczyt odbywa się w Warszawie, ale nazwa Sojusz Bałtycki nie brzmiałaby już tak szykownie” – mówiła z zalotnym uśmiechem Jasmina Kosubek i zapraszała na swój program z cyklu „Brakująca część”. Ten odcinek nosił tytuł „Endgame na froncie wschodnim”, co wiele mówiło o przesłaniu audycji. Jasmin Kosubek to jednak niejedyna twarz Władimira Putina w Niemczech.
„Zsynchronizowane użycie militarnej presji, jednostek specjalnych i operacji wywiadowczych wraz z wykorzystaniem wrogiej propagandy, niepokojów społecznych, ataków hakerskich i nacisku ekonomicznego” – tak eksperci z International Institute for Strategic Studies w Londynie opisują nowe techniki wykorzystywane w wojnach hybrydowych. Od kilku lat są one elementem oficjalnej rosyjskiej doktryny wojskowej. Rosjanie z sukcesem zastosowali je podczas niedawnych operacji na Ukrainie, a teraz wykorzystują gdzie indziej. W zeszłym roku hakerzy zaatakowali sieć informatyczną niemieckiego Bundestagu; do ataku nikt się nie przyznał, ale ślady prowadziły do Rosji. Kolejne podobne włamanie miało miejsce w kwietniu tego roku. Zdaniem szefów niemieckich służb specjalnych takich ataków będzie jeszcze więcej. Szef niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji Hans-Georg Maassen ostrzegł niedawno, że Rosjanie werbują hakerów i blogerów, którzy mają paraliżować niemiecką infrastrukturę informatyczną i wpływać na nastroje wśród Niemców. „Celem takich operacji psychologicznych jest to, by poprzez wpływ na osoby opiniotwórcze i wykorzystanie mediów stworzyć odpowiedni klimat społeczny. Chodzi tu na przykład o szerzenie niepokojów wśród obywateli, wsparcie lewicowych i prawicowych ekstremizmów oraz promocję własnych interesów” – wyjaśniał Maassen w reportażu ARD.
Na początku roku można było doskonale zobaczyć rosyjskie możliwości oddziaływania na opinię publiczną w Niemczech. Rosyjscy korespondenci relacjonowali z Berlina, że islamscy imigranci uprowadzili 13-letnią Lisę, Niemkę rosyjskiego pochodzenia, i przez wiele godzin wykorzystywali ją seksualnie. Temat szeroko podjęły państwowe media w Rosji oraz internetowe portale w Niemczech. Zarzucano niemieckiej policji i władzom bierność i tuszowanie przestępstwa, a mediom w Niemczech przemilczanie skandalu. Wszystko po to, by chronić politykę imigracyjną Angeli Merkel. Przed urzędem kanclerskim w Berlinie demonstrowało kilkuset rosyjskich Niemców, domagając się zapewnienia im bezpieczeństwa i zmiany polityki wobec uchodźców. Podobne protesty rosyjskich Niemców odbyły się w innych niemieckich miastach. Mimo że szybko się okazało się, że historia wcale nie była tak dramatyczna (nastolatka miała kłopoty w szkole i nie informując rodziców, spędziła noc u przyjaciela), emocje utrzymywały się długo. Sprawę podjął publicznie szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow. „Prawda i sprawiedliwość muszą zwyciężyć, a problemy migracyjne nie powinny być dla władz powodem, by wykorzystywać polityczną poprawność do upiększania rzeczywistości” – mówił Ławrow na konferencji prasowej w Moskwie i domagał się od rządu RFN wyjaśnienia sprawy. Działo się to bowiem krótko po ujawnieniu licznych przypadków molestowania przez uchodźców podczas zabawy sylwestrowej w Kolonii, które były przemilczane przez główne niemieckie media. Prawicowi populiści zyskali kolejny temat dla swojej propagandy przeciw Merkel i „łże-mediom” (Lügenpresse).
Kontropinia publiczna
Dziś w Niemczech mieszka około 2 mln Niemców pochodzenia rosyjskiego, którzy osiedlili się tam po 1989 r. W większości są to potomkowie Niemców nadwołżańskich, których ściągnęła do Rosji Katarzyna II, a Stalin wysiedlił daleko na wschód. Tylko w dzielnicy Marzahn w Berlinie wschodnim żyje 25 tys. osób z rosyjskimi korzeniami. Do tej pory uchodzili oni za wzorcowy przykład udanej integracji w Niemczech. Sprawa 13-letniej Lisy ujawniła, że w dużej części znajdują się pod wpływem kremlowskich mediów. W ostatnich miesiącach pojawiało się w nich wiele relacji na temat rosyjskich Niemców, którzy w nowej ojczyźnie nie czują się już bezpiecznie. Niektórzy z nich mieliby z tego powodu nawet wracać do Rosji. Inni chcą na miejscu w Niemczech wymusić zmianę polityki. Liczą, że pomoże im w tym prezydent Władimir Putin oraz część niemieckich polityków. Niedawno jeden z liderów rosyjskiej społeczności w Niemczech zapowiedział, że trwają rozmowy o bliskiej współpracy ze skrajnie prawicową Alternatywą dla Niemiec (AfD). Politycy tej partii od dawna już są stałymi komentatorami niemieckojęzycznych mediów z Rosji.
„Jesteśmy alternatywnym źródłem informacji, niezależnym od mainstreamu. Pokazujemy manipulacje mediów. Prezentujemy to, co jest przemilczane i ukrywane. Chcemy stworzyć kontropinię publiczną” – tak swoją misję przedstawia RT Deutsch. Niektóre z tych sformułowań brzmią w Polsce bardzo znajomo. Telewizja Russia Today nadaje po niemiecku już od prawie dwóch lat i jest to już jej szósta wersja językowa. Jej właścicielem jest państwowy koncern medialny Rossija Siegodnia z siedzibą w Moskwie. Kanał RT Deutsch ma na Facebooku ponad 200 tysięcy fanów i kilkadziesiąt tysięcy subskrybentów na YouTubie. Uzupełniane to jest przez radiowe i internetowe serwisy agencji informacyjnej Sputnik, również należącej do Rossija Siegodnia. Ich materiały są w Niemczech szeroko rozpowszechniane przez sieci społecznościowe, a do ich sympatyków zaliczają się zarówno zwolennicy skrajnej prawicy, jak i postkomunistycznej lewicy. Jednym i drugim podoba się nieustanna krytyka rządu w Berlinie i kwestionowanie obecnego systemu politycznego w Niemczech. W niemieckojęzycznych mediach Rossija Siegodnia decyzje rządu Angeli Merkel o zwiększeniu wydatków na obronność, podniesieniu stanu Bundeswehry czy wsparciu sojuszników z NATO przedstawiane są jako nowa wersja niemieckiego militaryzmu; zgoda na eksport broni do krajów arabskich opisywana jest jako przyczyna eskalacji kryzysu imigracyjnego. Wiadomości o tym, że rosyjska armia prowadzi manewry o ofensywnych scenariuszach, a Rosja eksportuje znacznie więcej broni niż Niemcy, są z reguły pomijane. Do tego dochodzą informacje o problemach Ukrainy, kłopotach politycznych i gospodarczych Zachodu oraz sile wojskowej Rosji. Nie brakuje też ciekawostek jak ta z Brukseli, gdzie architektura Kwatery Głównej NATO miałaby przypominać symbolikę SS.
Najważniejszą audycją RT Deutsch jest „Brakująca część”. Jej atuty to świetna oprawa graficzna i muzyczna oraz prowadząca Jasmin Kosubek. Studio jest bardzo podobne do innych, które wykorzystywane są przez najpopularniejsze stacje telewizyjne w Niemczech. Materiały reporterskie nie zawsze są najlepszej jakości, ale autorzy starają się o rozmówców, którzy rzadziej pojawiają się w niemieckich mediach. Przed szczytem NATO w Warszawie gościem był Rainer Rupp, który demaskował imperialistyczne cele Sojuszu i krytykował go za wywołanie konfliktu z Rosją. Wypowiedzi eksperta może były dość oczywiste, ale on sam już nie. Rupp w latach 70. i 80. pracował w Kwaterze Głównej NATO, gdzie poza oficjalną działalnością zajmował się szpiegowaniem na rzecz NRD i bloku wschodniego. Jako „Topas” wykradał dla enerdowskiej Stasi najważniejsze informacje o Sojuszu, niektóre z nich o randze „cosmic top secret”. Udało się go zdekonspirować dopiero po zjednoczeniu Niemiec, kiedy komunistyczne archiwa trafiły do zachodnich służb. Skazano go wtedy na 12 lat więzienia za „ciężką zdradę ojczyny”. Tymczasem dziennikarka RT przedstawiła Ruppa jako bohatera, który na początku lat 80. zapobiegł jądrowemu konfliktowi między Wschodem i Zachodem, przekazując na wschód materiały o manewrach NATO. Miały one uspokoić przywództwo na Kremlu, dzięki czemu Armia Czerwona zrezygnowała z kontrdziałań. Mimo że ta wersja wydarzeń polega wyłącznie na relacjach samego Ruppa, to część widzów z pewnością jej zawierzy – podobnie jak jego zaangażowaniu na rzecz światowego pokoju.
Jesteście częścią Niemiec
„Dlaczego mielibyśmy komentować audycje RT Deutsch? Inne media robią to z naddatkiem. My po prostu ją emitujemy i liczymy na żywe dyskusje. Od naszych widzów uzyskaliśmy wyłącznie pozytywne opinie” – wyjaśniał w wywiadzie dla wychodzącej w Moskwie „Moskauer Deutsche Zeitung” Klaus-Dieter Böhm, szef telewizji Salve.TV, która od roku emituje „Brakującą część”. Salve.TV to lokalna stacja w stolicy Turyngii Erfurcie i jest jedyną telewizją w Niemczech, która użycza czasu antenowego RT Deutsch. Mimo protestów regionalnych polityków urząd ds. mediów w Turyngii uznał, że audycja nie narusza niemieckiego prawa i może być nadawana. Böhm podkreśla, że jego firma nie otrzymuje od Russia Today żadnych pieniędzy. Jego zastrzeżenie jest o tyle ważne, że w Niemczech wszelka płatna reklama polityczna poza okresem kampanii wyborczej jest zakazana i ewentualne przelewy od Rosjan mogłyby spowodować reakcję niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. „Robię to z wewnętrznego przekonania. Erefenowskie media jednostronnie informują o Rosji i obecny medialny mainstream bardzo mi przeszkadza” – mówi. Klaus-Dieter Böhm to dawny funkcjonariusz Niemieckiej Partii Komunistycznej (DKP), która działała w Niemczech Zachodnich, ale była tajnie finansowana przez NRD. Po zjednoczeniu Niemiec przeniósł się na wschód, gdzie odniósł spory sukces jako przedsiębiorca, a przy tym nie utracił woli walki z „erefenowskim systemem”.
Tą samą „antysystemową”, antynatowską i antyamerykańską retoryką co postkomuniści i niemieckojęzyczne media z Rosji posługuje się również skrajna niemiecka prawica. Partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) to tylko jeden z elementów tego zjawiska. „Dziękuję Rosjanom i rosyjskim Niemcom, którzy protestowali na ulicach przeciw azylowemu szaleństwu i którzy byli opluwani i bojkotowani przez łże-media. Jesteście częścią Niemiec!” – wołał do kilku tysięcy zwolenników na wiecu w saksońskim Zwickau Jürgen Elsässer. Elsässer zaczynał swoją działalność jako publicysta i działacz komunistyczny, by z czasem przejść na pozycje tzw. narodowego bolszewizmu. Jego pismo „Compact. Magazyn na rzecz suwerenności” wspiera skrajnych polityków i różnego rodzaju teorie spiskowe. Na jesień przygotowuje wielką konferencję w Kolonii, której tematem ma być Europa Narodów, a mówcy przyjadą z całego kontynentu. Wystąpić ma tam również rosyjska historyk Natalia Narocznickaja, która twierdziła, że po wojnie 1920 r. Polska zagłodziła na śmierć 100 tysięcy czerwonoarmistów, a w 1939 r. chciała napaść na ZSRR. „Obywatele protestują na ulicach nie tylko przeciw masowej imigracji, ale również przeciw podżeganiu do wojny i antyrosyjskiej propagandzie w Niemczech” – mówił Jürgen Elsässer w rozmowie z Jasmin Kosubek w RT Deutsch.
Rosyjska ekspansja medialna w Niemczech rozpoczęła się wraz z aneksją Krymu. W krótkim czasie pojawiły się na popularnych portalach tysiące komentarzy atakujących politykę Berlina wobec Rosji i Ukrainy. „Władimir Putin za pomocą internetu unowocześnił to, co było realizowane już za czasów ZSRR i NRD. Zadania dzisiejszych trolli pełniły kiedyś listy czytelników do gazet” – zauważa Boris Reitschuster. Przez 16 lat był on korespondentem tygodnika „Focus” w Rosji, ale jego krytyczne relacje nie wszystkim w Moskwie się podobały. Pobito go na ulicy, aresztowano, grożono śmiercią. Parę lat temu wrócił do Niemiec. W opublikowanej niedawno książce „Ukryta wojna Putina” opisuje propagandową wojnę przeciw Niemcom i Europie. Jej cele zdaniem Reitschustera jest wzmacnianie podziałów, wzniecanie niepokojów i zniesienie sankcji. Wiele z tych zamierzeń już udało się osiągnąć.
Janis Sarts, dyrektor jednostki NATO zajmującej się rosyjską propagandą (Stratcom) w Rydze, uzupełnia to zestawienie o cel bardziej konkretny: to Angela Merkel. „Rosja chce stworzyć dynamikę, która doprowadzi do zmiany politycznej w Niemczech. Testuje, czy w tak stabilnym jak Niemcy kraju jest w stanie dokonać zmiany na stanowisku szefa rządu” – mówił Sarts w wywiadzie dla brytyjskiego tygodnika „The Observer”. Czy ma rację? Na pewno „pani Merkel” – jak nazywają ją niemieckojęzyczne media z Rosji – należy do najczęściej krytykowanych tam polityków, a pozytywne czy neutralne informacje o sytuacji w Niemczech ukazują się w nich bardzo rzadko.
Wygląda jednak na to, że Niemcy nie chcą bezczynnie przyglądać się tym atakom. Za rok odbędą się wybory parlamentarne i możliwych jest wiele scenariuszy, w tym historyczne sukcesy populistów wspieranych przez „zaprzyjaźnione” media. Liczne wypowiedzi kluczowych niemieckich polityków i szefów służb specjalnych świadczą, że zdają sobie sprawę ze skali zagrożeń i próbują im przeciwdziałać. Wzorem NATO i Komisji Europejskiej (na Twitterze jako @EUvsDisinfo) niemiecki wywiad BND również utworzył specjalną grupę ds. rosyjskiej propagandy. Ma również badać powiązania finansowe między środowiskami politycznymi w Niemczech a Rosją. Do tej wojny włączyły się również główne niemieckie media. Jednak – jak deklarują – ich bronią w tej walce nie jest antypropaganda, lecz rzetelność i wiarygodność. Być może ten medialny arsenał nie wygląda na specjalnie zasobny, ale czy w Polsce mielibyśmy chociaż taką amunicję?