Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich ma nadzieję, że podjęta w 2001 r. przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego decyzja o nieprzeprowadzaniu pełnej ekshumacji w Jedwabnem, w związku z mordem Żydów w tej miejscowości w 1941 r., będzie uszanowana i teraz.

"W 2001 roku ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński zdecydował, że pełna ekshumacja w Jedwabnem nie jest konieczna i wiązałaby się z brakiem szacunku dla ofiar, wyznawców religii, która ekshumacji zakazuje. Ekshumacji wtedy nie przeprowadzono. Szanujemy decyzję prezydenta Kaczyńskiego i mamy nadzieję, że inni także ją uszanują" - tak rabin Schudrich skomentował w piątek dla PAP informacje podane przez "Gazetę Wyborczą" o tym, że pojawiła się inicjatywa zbierania podpisów poparcia za ekshumacją w Jedwabnem.

Gazeta napisała, że podpisy pod taką inicjatywą zbiera dr historii Ewa Kurek, o sprawie ma też być poinformowany burmistrz Jedwabnego Michał Chajewski (z nim PAP nie udało się skontaktować).

Z informacji przesłanych w piątek PAP przez Ewę Kurek wynika, że społeczna akcja zbiórki podpisów poparcia dla wznowienia ekshumacji w Jedwabnem rozpoczęła się 30 czerwca na ulicach Warszawy. Na udostępnionym PAP druku do zbiórki podpisów jest mowa o "obywatelskim projekcie inicjatywy ustawodawczej zobowiązującej rząd RP do przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem, która jest zgodna z polskim i żydowskim prawem oraz żydowską religią i jest warunkiem ustalenia prawdy historycznej o wydarzeniach 1941 r. i podstawą do ich sprawiedliwej oceny".

"Nie wiemy dotychczas, co w roku 1941 wydarzyło się w Jedwabnem. Z Jedwabnem związane jest natomiast na pewno największe w historii Polski kłamstwo medialne, sądowe, urzędowe i państwowe" - pisze Kurek. Wyjaśniła, że akcja jest "obywatelska". "W chwili obecnej jest to jedyna droga do tego, aby Państwo Polskie odblokowało wreszcie ekshumację, czyli zezwoliło historykom na uprawianie wykonywanego zawodu" - uzasadnia Kurek.

"Decyzję o wstrzymaniu ekshumacji podpisał śp. prezydent Lech Kaczyński, pełniący wówczas funkcję ministra sprawiedliwości. Niestety, trzeba to sobie jasno powiedzieć, odpowiedzialność za ten błąd spada na niego. Nie umniejsza on jednak w żaden sposób wielkości śp. Prezydenta" - napisała Kurek.

Prokurator IPN w Białymstoku Dariusz Olszewski powiedział w piątek PAP, że w przypadku Jedwabnego, jeśli IPN otrzyma jakiś nowy wniosek związany ze śledztwem dotyczącym mordu Żydów z 10 lipca 1941 r., to będzie się nim zajmował. Wyjaśnił, że ogólnie, proceduralnie wznowić śledztwo można jedynie wówczas, gdy było lub jest prowadzone przeciwko określonej osobie. "Natomiast, jeżeli nie ma zarzutów, a w tej sprawie nie było, to możemy mówić tylko i wyłącznie o podjęciu na nowo" - wyjaśnił Olszewski.

"Postanowienie w sprawie Jedwabnego jest po pierwsze prawomocne. Postanowienie takie może zostać podjęte na nowo w każdym czasie, jeżeli ujawnią się nowe okoliczności uzasadniające przyjęcie stanowiska, że wydana decyzja o umorzeniu była niezasadna" - powiedział Olszewski. Dodał, że takie postanowienie może wydać prokurator prowadzący śledztwo w sprawie lub jego przełożony. Nie chciał mówić, co mogłoby być okolicznością, która miałaby wpływ na podjęcie śledztwa. "Jeżeli wpłynie pismo o podjęcie, zostanie ono poddane ocenie pod kątem wystąpienia przesłanek do podjęcia umorzonego postępowania" - wyjaśnił prok. Olszewski.

Ekshumacja w Jedwabnem miała miejsce przez kilka dni na przełomie maja i czerwca 2001 r. w ramach śledztwa prowadzonego przez IPN dotyczącego mordu Żydów 10 lipca 1941 r. Śledztwo toczyło się po głośnej publikacji Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi", w której napisał, że w Jedwabnem mordu ok. 1,6 tys. Żydów dokonali ich polscy sąsiedzi.

Przy ekshumacji brali udział rabini, którzy zwracali uwagę, by nie naruszyć na miejscu szczątków, bo zabrania tego prawo żydowskie. Minister sprawiedliwości Lech Kaczyński mówił wówczas po ekshumacjach, że najważniejszym ich ustaleniem była weryfikacja liczby ofiar podawanych przez Grossa, bo wykluczono tę liczbę. Lech Kaczyński mówił wtedy, że jego zdaniem ekshumacja "nawet w takiej formie, w jakiej została przeprowadzona, była potrzebna i ważna dla śledztwa". Podkreślał także, że dokładnej liczby ofiar nie udało się ustalić nie z winy prowadzących śledztwo, bowiem "ustalenia ze stroną żydowską oparte na regułach wyznania mojżeszowego uniemożliwiały to". Ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński dziękował także wtedy "przedstawicielom społeczności żydowskiej, w tym panu rabinowi Schudrichowi", za to, że zgodził się na podjęcie działań koniecznych z punktu widzenia procesowego oraz podkreślał, że i strona polska wykazała "maksymalnie dobrą wolę".

Z ustaleń IPN w śledztwie wynika, że w Jedwabnem zabito nie mniej niż 340 Żydów. Według IPN, mordu dokonała ok. 40-osobowa grupa polskiej ludności cywilnej, która miała w nim "rolę decydującą", ale inspiratorami byli Niemcy, a ich roli nie da się do końca ustalić. Co najmniej 300 osób "płci obojga w różnym wieku" spalono żywcem w stodole w Jedwabnem, a co najmniej 40 innych zabito wcześniej w nieustalony sposób, gdy Żydów gromadzono na rynku miasteczka - przyjął IPN. Śledztwo zostało umorzone, bo nie wykryto innych żyjących sprawców zbrodni niż ci, których skazano po wojnie.(PAP)