Grupa dzieci ewakuowana w ub. roku wraz z rodzicami z Ukrainy odebrała w piątek świadectwa w szkole podstawowej i gimnazjum w Stawigudzie. Dzieci poradziły sobie w polskiej szkole, wiele z nich dostało świadectwa z wyróżnieniem.

Dzieci z Ukrainy na zakończenie roku szkolnego do podstawówki w Stawigudzie przyszły ubrane na galowo, dziewczynki wyróżniały się wśród rówieśniczek tiulowymi kokardami we włosach, a kilku chłopców założyło wyszywane ukraińskie koszule, tzw. soroczki. Wszyscy uczniowie dostali od szkoły prezenty i usłyszeli zapewnienia, że „na zawsze pozostaną w sercach kolegów i nauczycieli”.

„To była nasza pierwsza polska szkoła więc i najlepsza. Dziękujemy za to, jak nas tu przyjęliście” – mówiła w imieniu rodziców ukraińskich dzieci Natalia Podhorow, której syn Władysław chodził do drugiej klasy.

W rozmowie z PAP pani Natalia przyznała, że Władysławowi na początku „było dość ciężko”. „Nie znał literek, nie mówił po polsku. Ale z każdym dniem, z każdym tygodniem było coraz lepiej i lepiej” – powiedziała. Dodała, że polska szkoła w jej ocenie była „bardziej życiowa, niż ta ukraińska”.

"To, co było w książkach i ćwiczeniach było związane z życiem i dlatego syn wiedział, po co się tego uczy, do czego mu się ta wiedza może przydać. W ukraińskiej szkole na dzieci zwracało się mniejsza uwagę" - zauważyła Podhorow. Pytana o to, co w polskiej szkole było złe bez wahania stwierdziła, że nie może nic wskazać.

"Zimą trudne było dojeżdżanie, synowi nie zawsze chciało się wstawać" - przyznała jedynie, ale dodała, że wiązało się to z pogodą, a nie niechęcią do polskiej szkoły.

Dzieci mieszkały na co dzień w Rybakach i Łańsku. Do gimnazjum i podstawówki w Stawigudzie miały ok. 10 km w jedną stronę, drogą przez las. W dni szkolne przyjeżdżał po uczniów gimbus. Nim też wracały ze szkoły. W piątek na zakończenie roku szkolnego do gimbusa wsiadło też wielu rodziców, którzy chcieli z dziećmi podziękować nauczycielom.

Państwo Baranochnikow przyjechali do podstawówki z córka Aloną, która chodziła do 2 klasy, a ich starszy syn sam poszedł na zakończenie roku w gimnazjum. Nastolatek chodził do 3 klasy gimnazjum i zdał testy na 149 punktów, z polskiego dostał ich 81. "Jesteśmy z niego dumni, że tak mu dobrze poszło, tym bardziej, że wcześniej prawie nie znał języka, a testy pisał w kwietniu" - mówił PAP Igor Baranochnikow. Dodał, iż jest przekonany, że gdyby nie bariera językowa synowi poszłoby na testach jeszcze lepiej.

"W ukraińskich szkołach chyba więcej się od dzieci wymaga, jest więcej nauki. Ale nie ma indywidualnego podejścia do ucznia, co jest w Polsce, i co jest bardzo fajne" - przyznał rozmówca PAP, a jego córka Alona nie mogła się doczekać, żeby dać wychowawczyni róże.

Wielu uczniów z Ukrainy czule żegnało się w piątek z uczniami ze Stawigudy. Polskim dzieciom za ich otwartą postawę, za opiekę nad dziećmi z Ukrainy i za wszelką pomoc im wyświadczoną dziękował ks. Piotr Hartkiewicz, dyrektor ośrodków Caritas, w których mieszkali Polacy z Mariupola.

"Dzięki kolegom z Ukrainy mieliście wyjątkową okazję doświadczyć tego, co to znaczy uciekać przed wojną, zostawić swój dom. Jesteśmy wdzięczni, że u nas nie ma żadnej wojny i nie musimy uciekać. Dziękuję wam, że się tak pięknie sprawiliście. Będziecie teraz mieć kolegów w całej Polsce: w Opolu, Wałbrzychu, Warszawie i to w realu a nie tylko na FB" - mówił ks. Hartkiewicz do miejscowych dzieci z podstawówki w Stawigudzie.

Ukraińscy uczniowie podstawówki w Stawigudzie byli w piątek trochę speszeni i przestraszeni. Ich rodzice nie kryli, że w takim dniu myślami wracają do rodzinnych stron na Ukrainie, gdzie zostali ich krewni i przyjaciele. "Tęsknimy, ale co z tego? W naszej lodówce krewni zastali ostatnio pocisk z kałasznikowa, nasz prawie nowy samochód jest kompletnie zniszczony. Do czego wracać, do wojny? Nie ma mowy, tu musimy zaczynać od nowa" - przyznał PAP Igor Baranochnikow, który mieszkał w Ługańsku.

W przyszłym tygodniu rodziny z Ukrainy będą wyjeżdżały z Łańska i Rybaków do nowych miejsc zamieszkania. Z ośrodków Caritas na Warmii mają się wyprowadzić do końca czerwca.

Przebywająca w Polsce od końca listopada ub. roku grupa blisko 190 osób z Mariupola i Donbasu i jest drugą grupą uchodźców sprowadzoną przez polski rząd ze wschodniej Ukrainy. Są to osoby polskiego pochodzenia i ich bliscy z tych rejonów wschodniej Ukrainy, gdzie toczyły się walki z prorosyjskimi separatystami. (PAP)

jwo/ pz/