Mimo że morderca jest zapewne niezrównoważony psychicznie, jego domniemane poparcie dla skrajnej prawicy szkodzi kampanii na rzecz wyjścia z UE.
Choć ani zwolennicy, ani przeciwnicy członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej nie chcą wykorzystywać zabójstwa laburzystowskiej posłanki Jo Cox w kampanii, może ono wpłynąć na wynik referendum. Sondaże opinii publicznej, które zostały przeprowadzone już po tragedii, pokazują, że przewaga popierających Brexit topnieje.
Wokół czwartkowego zabójstwa, do którego doszło w miejscowości Birstall w hrabstwie West Yorkshire, jest mnóstwo wątpliwości. Nie do końca wiadomo, czy Cox była bezpośrednim celem ataku, czy – jak mówią niektórzy świadkowie – została zastrzelona, gdy interweniowała w bójce między dwoma mężczyznami. Nie jest jasne, co właściwie krzyczał 52-letni Thomas Mair – czy było to „Britain First” (Najpierw Brytania!), co automatycznie rzuciło podejrzenie na skrajnie prawicowe ugrupowanie o tej nazwie, czy „You need to put Britain first” (Musisz zawsze stawiać Brytanię na pierwszym miejscu). Podczas sobotniego przesłuchania przed sądem Mair zapytany o nazwisko odparł, że brzmi ono „Śmierć zdrajcom, wolność dla Brytanii”.
Mair faktycznie sympatyzował z neonazistowskimi i rasistowskimi grupkami ze Stanów Zjednoczonych i przed kilkunastoma laty sprowadzał wydawane przez nich książki, ale ma też za sobą długą historię leczenia psychiatrycznego i wiadomo, że prowadził samotne życie, nie utrzymując zbyt wielu kontaktów towarzyskich. Nie ma za to żadnych śladów jego powiązań z Britain First lub jakąkolwiek inną rodzimą organizacją tego typu (jak Brytyjska Partia Narodowa czy Angielska Liga Obrony). Na razie głównym wątkiem w śledztwie są motywy polityczne. Niespełna 42-letnia Cox zasiadała w Izbie Gmin dopiero od maja zeszłego roku i aktywnie angażowała się w pomoc dla uchodźców z Syrii.
Pierwsze od 1990 r. zabójstwo urzędującego brytyjskiego parlamentarzysty, chcąc nie chcąc, jest rozpatrywane w kontekście kampanii przed czwartkowym referendum. Obie strony wprawdzie zgodnie zawiesiły kampanię na miniony weekend, ale nie zmienia to faktu, że zdarzenie może wpływać na opinie wyborców. Jak wskazują dwa sondaże przeprowadzone już po śmierci Cox, obóz zwolenników pozostania w Unii znów ma niewielką przewagę – jeden punkt procentowy według YouGov i trzy według Survation. W obu przypadkach jest to różnica w granicach błędu statystycznego, ale przez wcześniejsze kilka dni obóz brexitowców wyszedł na coraz wyraźniejsze prowadzenie. Lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Nigel Farage, który nieraz wyraźnie się odcinał od Britain First, przyznał w miniony weekend, że może to zmniejszyć szanse na wyjście z Unii. – Sądzę, że przed tą straszną tragedią mieliśmy swój moment. Nie wiem, co będzie w ciągu najbliższych trzech, czterech dni, ale myślę, że ci, którzy zdecydowali się poprzeć wyjście, pójdą i zagłosują – powiedział Farage.
Zabójstwo zwróciło szerszą uwagę opinii publicznej na kontrowersyjną działalność Britain First. Ugrupowanie w wydanym oświadczeniu zapewniło, że nie ma nic wspólnego ani z Thomasem Mairem, ani z jego czynem, i złożyło kondolencje bliskim zabitej. Ugrupowanie powstało w 2011 r. po odejściu części członków z Brytyjskiej Partii Narodowej (BNP). Jest jednocześnie partią polityczną i ruchem społecznym, który sprzeciwia się imigracji, multikulturalizmowi, islamizacji Wielkiej Brytanii oraz – jak twierdzi – broni tradycyjnych brytyjskich i chrześcijańskich wartości. Jako partia polityczna nie odnosi żadnych sukcesów, bo nie ma ani jednego reprezentanta nawet we władzach lokalnych (a np. BNP miało kilka lat temu dwóch eurodeputowanych i członka rady miejskiej Londynu), ale jako ruch społeczny swoimi kontrowersyjnymi akcjami uzyskał pewien rozgłos.
Grupa zorganizowała np. „chrześcijańskie patrole” przechodzące przez muzułmańskie dzielnice brytyjskich miast jako odpowiedź na muzułmańskie patrole, które się pojawiły w latach 2013–2014 we wschodnim Londynie w celu pilnowania, czy ludzie przestrzegają szariatu. Innymi tego typu akcjami są wchodzenie do meczetów i rozdawanie Biblii bądź domaganie się, by zlikwidować w nich oddzielne wejścia dla kobiet, protesty przed domami domniemanych islamistów i demonstracje uliczne, których uczestnicy noszą wielkie białe krzyże (wszystkie brytyjskie kościoły chrześcijańskie odcinają się od tych akcji).
Ugrupowanie zachęca do aktywnego przeciwstawiania się islamizacji kraju i imigrantom, w internecie zamieszcza filmiki z akcji tropienia nielegalnych przybyszy, prowadzi obozy szkoleniowe, podczas których uczy walczyć. Paramilitarnym stylem próbuje przyciągnąć zwłaszcza byłych żołnierzy. To budzi jednak spory oddźwięk – facebookowy profil Britain First ma ponad 1,4 mln sympatyków, czyli więcej niż jakakolwiek inna brytyjska partia polityczna (drudzy pod tym względem konserwatyści mają ich 550 tys.). Jednym z problemów Britain First jest jednak jego lider Paul Golding.
Nie dość, że w przeszłości był on członkiem neonazistowskiego Frontu Narodowego, to jeszcze teraz dość często wikła się w różne akcje, w efekcie których w niezamierzony sposób staje się obiektem kpin (np. gdy wraz z innymi członkami BF pozował przed meczetem w Irlandii Północnej, by ostrzec przed islamizacją, jednak za meczet omyłkowo wzięli ratusz miejski). Golding był kandydatem Britain First w marcowych wyborach na burmistrza Londynu. Zajął w nich ósme miejsce na 12 startujących, uzyskując 1,2 proc. głosów, a został zapamiętany głównie z tego, że podczas uroczystej przemowy zwycięzcy Sadiqa Khana, której słuchali także pozostali kandydaci, odwrócił się do niego tyłem.
Funt zyskuje razem z euroentuzjastami
Sondaże opublikowane przez brytyjską prasę po śmierci Jo Cox wskazują na wzrost prawdopodobieństwa pozostania Wielkiej Brytanii we Wspólnocie. Według badania Survation dla tabloidu „Mail on Sunday” 45 proc. Brytyjczyków zagłosowałoby za pozostaniem we Wspólnocie. Za Brexitem opowiedziałoby się 42 proc. W ankiecie instytutu YouGov dla „Sunday Timesa” 44 proc. respondentów poparło pozostanie w UE, a przeciw było 43 proc. Z kolei badanie Opinium dla tygodnika „Observer” wskazało na remis 44:44. To ostatnie jednak w dużej części przeprowadzono przed atakiem na Cox.
Wyniki sondaży spowodowały, że inwestorzy giełdowi zdecydowali się na większe zakupy akcji. Na giełdach w Europie w końcówce poniedziałkowej sesji najmocniej, bo o 3,5 proc., rósł francuski CAC40. Po ok. 3,2 proc. zyskiwały niemiecki DAX, holenderski AEX i brytyjski FTSE250. Straty z poprzedniego tygodnia, kiedy Brexit wydawał się o wiele bardziej prawdopodobny, odrabiał też warszawski WIG20, który zwyżkował o ponad 2 proc. Po odpowiednio 1,3 i 1,4 proc. zyskiwały na otwarciu w USA indeksy S&P 500 oraz Dow Jones. Odbicie zaliczył także funt. Wartość brytyjskiej waluty wobec dolara rosła pod koniec dnia o niemal 2 proc., do 1,46 dolara za funta. Wobec euro zyskiwał 1,4 proc. Za funta trzeba było zapłacić 1,29 euro. Nieco mniej, bo o 0,9 proc., do 5,68 zł, funt rósł wobec naszej waluty.