Jacek J., autor projektu wykonawczego hali Międzynarodowych Targów Katowickich, oświadczył, że nie czuje się winny katastrofy sprzed 10 lat. W czwartek przed katowickim sądem, podobnie jak wcześniej jego obrońca, wniósł o wznowienie przewodu sądowego i powołanie nowych biegłych.



Pawilon MTK zawalił się w styczniu 2006 r. podczas targów gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych, 26 z nich doznało ciężkich obrażeń. Na dachu hali zalegała warstwa śniegu i lodu.

W trwającym ponad 7 lat procesie odpowiada 9 osób – m.in. b. członkowie zarządu MTK, przedstawiciele firmy, która wybudowała halę i autor projektu wykonawczego. W czwartek Sąd Okręgowy w Katowicach zakończył wysłuchiwanie trwających przez kilka ostatnich rozpraw mów obrońców i oddał głos samym oskarżonym.

Jacek J. złożył wyrazy współczucia poszkodowanym, po czym długo przedstawiał szczegóły techniczne zaprojektowanej przez siebie hali. Zaznaczył, że nie była ona projektowana „do odśnieżania”, ale naturalną rzeczą jest, że należy to robić w przypadku, gdy duże ilości śniegu zagrażają konstrukcji dachu.

Odnosząc się do opinii biegłych występujących w procesie mówił, że przyjęli oni zupełnie inny model obliczeniowy i analizując ich opinię widział zupełnie inną konstrukcję niż ta, którą zaprojektował. Jak mówił, do czasu tragedii z 2006 r. zaprojektował ok. 80 obiektów, które po katastrofie zostały sprawdzone i nie budziły zastrzeżeń.

Oskarżony oświadczył, że chciałby wiedzieć, co było przyczyną katastrofy hali MTK - jego zdaniem biegli tego nie wykazali - i jeśli sam popełnił błąd, to się do niego przyzna. Dlatego, podobnie jak wcześniej jego obrońca, złożył wniosek o wznowienie przewodu sądowego i powołanie nowego zespołu specjalistów - z zakresu budownictwa, hydrologii i geologii.

O uniewinnienie wnieśli w czwartek także dwaj inni oskarżeni - Arkadiusz J. i Andrzej C. - przedstawiciele generalnego wykonawcy pawilonu. J. w swoim „ostatnim słowie” podkreślił, że ciężko żyć ze świadomością tak strasznej tragedii i wyraził z tego powodu żal.

Zaznaczył zarazem, że wykonawcy nie czują się winni tego, co się stało – obowiązki wykonywali tak, jak pozwalała im wiedza i doświadczenie zawodowe, z zaufaniem do osób, z którymi współpracowali. Dodał, że nie chce oceniać, czy zaprojektowana hala spełniała kryteria bezpieczeństwa, bo nie ma wystarczającej wiedzy. Wykonawca działał w oparciu o zatwierdzony projekt hali – wskazał i podkreślił, że przy projekcie pracował cały zespół ludzi, w których profesjonalizm nie wątpił. „Tylu ludzi nie mogło się przecież mylić” - powiedział.

W przed sądem czwartek wystąpili dwaj ostatni adwokaci, którzy – podobnie jak ich poprzednicy – kwestionują prokuratorskie zarzuty. Obrońca b. członka zarządu MTK Ryszarda Z. mec. Henryk Wcisło przekonywał, że jego klient nie był świadomy jakiegokolwiek zagrożenia. Adwokat mówił, że Z. odpowiadał w spółce za organizację targów, a sprawy techniczne były poza jego kompetencjami, należały do działu technicznego, nad którym nadzór merytoryczny – podobnie jak pozostałymi – sprawowała spółka-matka z Warszawy. Zakres obowiązków Z. nie zmienił się znacząco po wejściu w skład zarządu – mówił Wcisło. „Nigdy nie podejmował żadnych decyzji, które dotyczyły spraw technicznych” - dodał.

Nie zgodził się z zarzutem, według którego mimo wiedzy o zagrożeniu zawaleniem hali Z. nie zrobił niczego, by temu zapobiec. Adwokat przyznał, że Z. wiedział o ugięciu dachu, do którego doszło kilka tygodni przed katastrofą na skutek intensywnych opadów śniegu, traktował to jednak wyłącznie w kategoriach awarii. Rzeczoznawca zalecił wtedy usunięcie śniegu z dachu, obliczenie ugięć i konsultację z projektantem w celu wzmocnienia konstrukcji. Według mec. Wcisło z opinii eksperta nie wynikało, że obiekt należy wyłączyć z użytku, bo grozi zawaleniem.

Adwokat zaznaczył też, że mimo zakładanych 5 tys. zł budżetu na odśnieżanie w styczniu 2016 r. spółka na ten cel przeznaczyła 65 tys. zł, a dysponentem tych środków miał być dyrektor techniczny MTK Adam H. W pierwszych dniach stycznia Z. miał dostać informację, że dach został odśnieżony i jego kształt wrócił do normy, później spółka miała reagować na bieżąco. Kupiono też maszynę do usuwania śniegu, która jednak nie nadawała się do prac na dachu.

Mec. Andrzej Hoszcz, który broni oskarżoną o niedopełnienie obowiązków b. powiatową inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Marię K., domaga się umorzenia jej sprawy z uwagi na przedawnienie karalności. Wcześniej przekonywał, że zarzuty są nieuzasadnione, bo K. nie miała wystarczającej wiedzy o zagrożeniu. Po awarii dachu hali, do której doszło w 2002 r., inspektor otrzymała pismo ze straży pożarnej, która usuwała śnieg, o uszkodzeniu belki podciągowej. O tym, że uszkodzenia były znacznie poważniejsze, dowiedziała się dopiero po przedstawieniu zarzutów – przekonywał adwokat.

Po awarii z 2002 r. inspektor otrzymała informację i stosowne dokumenty, według których konstrukcja dachu została naprawiona, też dokonano oględzin – zaznaczył Hoszcz i dodał, że jego klientce nie sposób przypisać niedopełnienia obowiązków. Po 2005 r. nie miała już żadnych informacji, że z halą MTK coś złego się dzieje – podkreślił.

Następna rozprawa w najbliższy wtorek. Wtedy przemawiać mają ostatni oskarżeni.

Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie latem 2008 r. Proces ruszył w maju 2009 r. Z 12 oskarżonych osób na ławie oskarżonych zasiada obecnie 9. Jeden z 12 oskarżonych dobrowolnie poddał się karze, inny zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia.

Prokurator, która przemawiała w ub. tygodniu, zażądała 10 lat więzienia dla Jacka J. Został on oskarżony o umyślne sprowadzenie katastrofy. Dla b. szefów spółki MTK, budowniczych pawilonu i rzeczoznawcy budowlanego, który wydał ekspertyzę po jednej z awarii hali, prokuratura żąda po 6 lat pozbawienia wolności. Takiej samej kary prokuratura domaga się dla Marii K.

Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu: odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego; aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję. (PAP)