Komisja Europejska nie ma interesu w tym, żeby się konfliktować z państwem członkowskim; przesyłając Polsce opinię KE, wypełnia swój mandat i próbuje działać jako mediator - powiedziała PAP prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych dr Małgorzata Bonikowska.

KE zdecydowała w środę o wysłaniu polskim władzom opinii ws. praworządności w Polsce; to element wszczętej przez KE w styczniu wobec Polski procedury ochrony praworządności. Wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans podkreślił w środę, że Komisja nie chce angażować się w debatę polityczną w Polsce, zaś podstawą podjętych działań jest zapewnienie przestrzegania prawa.

„Procedura nie odnosi się do debaty politycznej w Polsce, tylko do informacji powziętych przez KE nt. tego, co dzieje się z Trybunałem Konstytucyjnym, opinii Komisji Weneckiej i faktu, że jej opinia nie została uwzględniona przez polskie władze. W związku z tym, że jest prawdopodobieństwo, że występują problemy z praworządnością, KE musi zareagować w ramach posiadanego mandatu” – powiedziała PAP prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Jak stwierdziła, Komisja Europejska, stosując procedurę ochrony praworządności, próbuje działać jako mediator.

„KE nie ma interesu w tym, żeby się konfliktować z państwem członkowskim, bo działa w imieniu tych państw. Polska jest średnio dużym państwem członkowskim, ma więc istotne znaczenie we wszystkich głosowaniach, we wszystkich pilotowanych przez KE sprawach, to jest np. kwestia uchodźców. Z drugiej strony KE musi wypełniać swój mandat, który polega na tym, że stoi na straży prawa wspólnotowego i wypełnia procedury” – zaznaczyła Bonikowska.

Prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych oceniła, że pozycja KE w całej sprawie nie jest łatwa. „Próbuje reagować, nie konfliktując się z państwem członkowskim o dużym znaczeniu dla UE. Komisja Europejska wypełnia swój mandat bez względu na to, która z partii jest u władzy. Trzeba też podkreślić, że nie ma ona żadnego interesu, by dać się wciągnąć w międzypartyjny spór, lub wziąć stronę którejkolwiek z partii” - dodała.

Bonikowska wyjaśniła, że przesłanie opinii przez KE jest kolejnym etapem procedury związanej z ochroną praworządności.

„To etap procedury, którą KE tak naprawdę na nas testuje, bo ona jest stosowana po raz pierwszy. Kolejny ruch Komisji zależał będzie od odpowiedzi rządu polskiego na przedstawioną mu opinię. Jeżeli rząd uwzględni zawarte w opinii sugestie, to będzie to zapewne koniec całej sprawy. Jeśli zaś polska odpowiedź będzie utwierdzała KE w przekonaniu, że jej postulaty nie są brane pod uwagę, Komisja wystosuje zalecenia. To już twardszy dokument, stwierdzający, co konkretnie, w określonym czasie, Polska powinna zrobić by nie było podejrzenia systemowego zagrożenia dla funkcjonowania prawa w naszym kraju” - powiedziała.

Jak wyjaśniła, jeśli nie nastąpi wdrożenie zaleceń, ostatnim etapem procedury jest zastosowanie sankcji, albo mechanizm prewencyjny czyli usztywnienie relacji KE względem Polski. „Polega to ma tym, że skoro Polska nie uwzględnia zaleceń KE, to Komisja będzie prezentować sztywne stanowisko w kwestiach, o które zabiega Polska np. przy rozliczaniu funduszy unijnych” - powiedziała Bonikowska. (PAP)