Sobotnia interwencja policji w Gdańsku, w związku z Marszem Równości i protestami środowisk narodowych, była nieakceptowalna, policja pokazała, że jest silna wobec słabych - mówił w poniedziałek szef MSWiA Mariusz Błaszczak.

W TVN24 Błaszczak wypowiadał się o sobotniej interwencji policji w Gdańsku w stosunku do środowisk narodowych, protestujących wobec Marszu Równości.

"Sam fakt brutalnego potraktowania przez policję młodej kobiety, która, nic nie wskazywało na to, że jest agresywna, powalenie na ziemie tej pani, skrępowanie, przyciskanie do ziemi, to jest nieakceptowalne wobec kobiety" - argumentował minister.

"Ja takiego zachowania nie akceptuję, powiedziałem to komendantowi głównemu policji, bo to wszystko wskazuje, że policja jest silna wobec słabych, a policja powinna być silna wobec silnych" - dodał.

Pytany, czy reaguje tak dlatego, że interwencja dotyczy córki radnej PiS, odpowiedział, że "w każdej sytuacji, w której kobieta jest (tak) traktowana przez mężczyzn" ocenia krytycznie.

"Jeżeli doszło do złamania prawa, to można było przeprowadzić zatrzymanie w inny sposób, z pewnością nie w taki" - ocenił szef MSWiA. "Tak traktować kobiety przez mężczyzn nie można" - dodał.

Przyznał zarazem, że w sobotę w Gdańsku policja miała jako podstawowe zadanie nie doprowadzić do konfrontacji organizatorów Marszu Równości i środowisk narodowych, bo "wtedy doszłoby do zamieszek". "To zostało przeprowadzone, pytanie czy zgodnie z przepisami" - zaznaczył, dodając, że zostanie przeprowadzona kontrola przebiegu zajść w Gdańsku.

W sobotę po południu w Gdańsku policja skierowała na alternatywną trasę Trójmiejski Marsz Równości. Doszło do kilku starć między policją a demonstrującymi przeciwko Marszowi Równości grupami działaczy środowisk narodowych. Na funkcjonariuszy, wyposażonych w kaski i tarcze, poleciały m.in. kamienie i butelki.

Policja kilkakrotnie wzywała przez megafony manifestujących ze środowisk narodowych i prawicowych do rozejścia się. Według policji w Trójmiejskim Marszu Równości wzięło udział ok. 800 osób, a w kontrmanifestacji ok. 200 osób.

Błaszczak pytany był też, jakie są szanse na aresztowanie zamachowca z autobusu we Wrocławiu. Odpowiedział, że postępowanie trwa, jest bardzo zaawansowane, "garnizon wrocławski został wzmocniony przez 400 funkcjonariuszy". "Mam nadzieję, że ten sprawca zostanie szybko pojmany" - dodał. Przyznał, że jeszcze nie wiadomo, jakie były motywy działania zamachowca i czy działał sam.

W ostatni czwartek po godz. 14 niewielki ładunek eksplodował na przystanku przy ul. Kościuszki we Wrocławiu. Chwilę przed eksplozją ładunek wyniósł z autobusu linii 145 kierowca, który zauważył pozostawioną w pojeździe paczkę. Tuż po tym jak zostawił ją na przystanku, ładunek eksplodował. Lekko ranna została kobieta stojąca na przystanku. Substancja, która eksplodowała, znajdowała się w metalowym pojemniku o pojemności około trzech litrów. W pojemniku były także metalowe śruby.

W sprawie detonacji we Wrocławiu policja poszukuje ok. 25-letniego mężczyzny, który ma około 180 cm wzrostu, jest szczupły, twarz ma pociągłą, szczupłą, bez zarostu, włosy ciemnobrązowe raczej krótkie. Mężczyzna miał okulary przyciemniane, ubrany był w ciemną bluzę z kapturem i spodnie dresowe koloru czarnego.

Wcześniej zaapelowano również do osób, które podróżowały autobusem linii 145 w czwartek przed godziną 14, oraz do świadków eksplozji o kontakt z policją.