Na Cyprze w niedzielę odbędą się wybory parlamentarne. Eksperci nie spodziewają się większych niespodzianek; według sondaży wygra rządzące od pięciu lat konserwatywne Disy, a na drugim miejscu znajdzie się największa partia opozycyjna, komunistyczna Akel.

Do Izby Reprezentantów powinni także wejść deputowani pięciu mniejszych ugrupowań. Może się w niej również znaleźć, po raz pierwszy w historii swojego istnienia, skrajnie prawicowa, nacjonalistyczna Elam, blisko powiązana z grecką Złotą Jutrzenką.

"Myślę, że jest to mało prawdopodobne, ale istotnie w niektórych ankietach Elam jest wymieniana jako jedna z partii, która może odnieść sukces" – powiedział PAP znany dziennikarz cypryjski Lefteris Adilinis.

"Wiele będzie zależało od tzw. ukrytych zwolenników tej partii i czy uda się jej przekroczyć nowy próg wyborczy" - dodał.

Nowa ordynacja wyborcza, wprowadzona w listopadzie ub.r. przez Zgromadzenie Demokratyczne (Disy), przy poparciu Postępowej Partii Ludu Pracującego (Akel), podwyższyła próg wyborczy z 1,8 proc. do 3,6 proc. Zmiana ta od samego początku była krytykowana przez mniejsze partie cypryjskie, które utrzymywały, że ma ona na celu zablokowanie ich wejścia do parlamentu.

"Wygląda jednak na to, że strategia ta obróciła się przeciwko autorom projektu. Nastąpiła bowiem wzmożona mobilizacja poparcia dla mniejszych ugrupowań. Niektóre z nich mogą nawet zdobyć więcej głosów niż w poprzednich wyborach, kosztem właśnie partii większych" – wskazuje Adilinis.

Przykładem na to jest Narodowy Front Ludowy (Elam), do tej pory cieszący się bardzo małym poparciem wśród elektoratu. Według niektórych sondaży, w niedzielnych wyborach partia ta może zdobyć nawet do 4 proc. głosów.

Do parlamentu mają też szansę wejść dwa inne ugrupowania o nacjonalistycznej ideologii, które powstały w ciągu ostatnich trzech lat: lewicowy Sojusz Obywatelski byłego ministra spraw zagranicznych w rządzie Akel Jeorjosa Lillikasa i prawicowy Ruch Solidarnościowy Eleni Teocharus, która jeszcze do niedawna należała do Disy.

Zarówno Lillikas, jak i Teocharus są znani z negatywnego stanowiska wobec negocjacji pokojowych prowadzonych przez prezydenta Republiki Cypryjskiej Nikosa Anastasiadisa z przywódcami Turków cypryjskich. Lillikas jest przeciwny koncepcji zjednoczenia Cypru na zasadach federacji, na którą składałyby się dwa równorzędne, równouprawnione komponenty na wyspie: grecki i turecki. Natomiast Teocharus kilka miesięcy temu oświadczyła, że jest gotowa dokonać aktu samospalenia, pod warunkiem, że jej poświęcenie doprowadziłoby do przyłączenia wyspy do Grecji. Oboje mają ambicje prezydenckie i planują startować na to stanowisko w 2018 r.

Problem cypryjski, obok sytuacji ekonomicznej kraju, to temat, który zdominował przedwyborczą debatę pomimo wysiłków Disy, próbującej skupić się raczej na ostatnich sukcesach swojego rządu. W marcu Nikozja zakończyła udział w programie pomocy finansowej udzielanej przez Unię Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Oprócz Sojuszu Obywatelskiego i Ruchu Solidarnościowego do problemu cypryjskiego wracają uporczywie także liberalna Partia Demokratyczna (Diko), która prawdopodobnie zajmie w wyborach trzecie miejsce, oraz Ruch na Rzecz Socjaldemokracji (Edek). Wszystkie te ugrupowania oskarżają rząd o usiłowanie doprowadzenia do ponownego zjednoczenia wyspy za wszelką cenę bez względu na konsekwencje, jakie w rezultacie musieliby ponieść cypryjscy Grecy. Partie opozycyjne twierdzą także, że ostatnie pięć lat rządów Disy doprowadziło Cypr do ruiny finansowej, często wracając do kryzysu bankowego 2013 r., a także licznych afer korupcyjnych, które wstrząsnęły krajem od tego czasu. Wszystkie obiecują, że za ich rządów sytuacja ulegnie poprawie, i że tylko one mogą dokonać uzdrowienia Republiki Cypryjskiej.

Mimo tych daleko idących obietnic, eksperci oceniają, że kampania wyborcza jest w tym roku "niewidzialna". "Na ulicach Nikozji, oprócz nielicznych billboardów z twarzami kandydatów, wcale nie widać, że za kilka dni czekają nas wybory" – mówi PAP były ambasador jednego z krajów UE. "Ludzie wydają się bardzo obojętni. Mało kto na ten temat rozmawia. Kryzys bankowy wstrząsnął podstawami politycznymi tego kraju. Mało kto wierzy politykom. Jeszcze mniej ludzi ufa, że ich wybór ma jakiekolwiek znaczenie" - wskazał.

Sondaże faktycznie wskazują na małe zainteresowanie wyborami wśród Cypryjczyków. Pomimo obowiązku wyborczego, przewidują do 20 proc. absencji. W przedziale wiekowym 18-35, może ona wzrosnąć nawet do ponad 70 proc.

"Młodzi ludzie nie wierzą, aby politycy byli zainteresowani jakąkolwiek pracą nad poprawą ich losu. Dlatego wielu z nich nawet się nie rejestruje" do głosowania – mówi dyplomata.

W sumie w niedzielnych wyborach startuje 12 ugrupowań, a do głosowania będzie uprawnionych prawie 550 tysięcy Cypryjczyków, którzy oddadzą głosy w 1 136 punktach wyborczych.

Z Nikozji Agnieszka Rakoczy (PAP)