W aktualnych dyskusjach politycznych często pojawia się oskarżanie opozycji o wywlekanie na zewnątrz „naszych wewnętrznych spraw”. Pojawiają się obraźliwe porównania historyczne („nowa targowica”) oraz znane skądinąd wyzwiska. Przypominają się czasy, kiedy autor listu do Radia Wolna Europa dotyczącego łamania praworządności w Polsce był nazywany „zdrajcą”, a autor artykułu opublikowanego w paryskiej „Kulturze” na ten sam temat – „agentem imperializmu”. Obecne oskarżenia są nietrafne z dwóch powodów. Po pierwsze, to, co się u nas dzieje, nawet bez pomocy opozycji jest dobrze znane za granicą.
Poważne gazety i agencje prasowe mają w Warszawie korespondentów znających język polski i polskie realia. Ponadto w wielu państwach działają instytuty spraw międzynarodowych i think tanki monitorujące na bieżąco wydarzenia na świecie włącznie z Polską. Zagranicznym politykom polska opozycja nie jest niezbędna. Mają własnych specjalistów i własny rozum. Wmawianie im, że są niepoinformowani, jest równie nietaktowne, jak naiwne.
Po drugie, pojęcie spraw wewnętrznych od dawna nie obejmuje problematyki praw człowieka, wolności i demokracji, praworządności i reguł funkcjonowania instytucji publicznych. W 194 8 r oku Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło Powszechną deklarację praw człowieka. Jej zasady zostały rozwinięte w dwóch aktach prawa międzynarodowego, przyjętych jednomyślnie przez Zgromadzenie Ogólne 16 grudnia 196 6 r oku. Pierwszy z nich to Międzynarodowy pakt praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych, a drugi – Międzynarodowy pakt praw obywatelskich i politycznych. Dodatkowe postanowienia dotyczące swobód politycznych, wolności słowa i dostępu do informacji zawiera część trzecia Aktu końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, podpisanego w Helsinkach 1 sierpnia 197 5 r oku przez przywódców 35 państw europejskich oraz Stanów Zjednoczonych i Kanady. Ale – jak wiadomo – dokumenty to jedno, a praktyka – drugie.
W czasie podróży po Stanach Zjednoczonych w 1959 roku radziecki premier Nikita Chruszczow usłyszał wiele trudnych pytań. Przywódca związku robotników przemysłu samochodowego Walter Reuther ostro wypominał mu brak swobód obywatelskich w Związku Radzieckim i ograniczony zakres działalności radzieckich związków zawodowych. Poirytowany Chruszczow zarzucił swemu amerykańskiemu rozmówcy wsadzanie nosa w wewnętrzne, radzieckie sprawy. Reuther odpowiedział, że wolność to sprawa każdego człowieka. Warto dodać, że Chruszczow miał do czynienia z wyjątkowo kompetentnym znawcą Związku Radzieckiego. Walter Reuther i jego brat Victor w latach 30. odbyli podróż dookoła świata, w trakcie której przez rok pracowali w fabryce samochodów w ZSRR. Wyjeżdżali z Ameryki jako młodzi rewolucjoniści sympatyzujący z „ojczyzną proletariatu”. Stalinowska dyktatura, surowa dyscyplina i prymitywne warunki pracy wyleczyły ich ze złudzeń ideologicznych. Wrócili do USA przeświadczeni, że kapitalizmu nie należy obalać, ale należy go reformować. Później jako przywódcy związkowi czynili to z powodzeniem. Wbrew przeświadczeniu współczesnych „bojowników walczących z komuną”, pobyt w ZSRR z reguły powodował rozczarowanie i niechęć do Kraju Rad, a nie proradzieckie sympatie.
W państwach autorytarnych prawa człowieka pozostają często na papierze. Nie oznacza to jednak, że takie dokumenty, jak pakty z 1966 roku czy też akt końcowy KBWE, nie miały i nie mają znaczenia praktycznego. Dysydenci, krytycy systemów politycznych i opozycjoniści – w przeszłości i obecnie – powołują się na te dokumenty i czasami skłaniają ludzi władzy do ustępstw i kompromisów. Państwa wstępujące do Unii Europejskiej każdorazowo zobowiązywały się do przestrzegania kryteriów kopenhaskich, które przewidują istnienie instytucji gwarantujących stabilną demokrację, rządy prawa, poszanowanie praw człowieka i praw mniejszości. Kryteria kopenhaskie zostały przyjęte przez Radę Europejską w czerwcu 1993 roku. Cztery lata później traktat amsterdamski przewidział możliwość nakładania sankcji na te państwa członkowskie, które nie respektują praw człowieka, zasad demokracji, reguł prawa i podstawowych swobód. Tak więc prawne podstawy do kontroli ze strony instytucji europejskich i do nakładania sankcji istnieją od dawna.