Możliwość opracowania Jednolitego Systemu Antyplagiatowego powinny mieć różne podmioty, a nie tylko określony instytut badawczy - podkreślali w Sejmie posłowie opozycji, zapowiadając poprawki do projektu noweli ustawy o zmianach w systemie wykrywania plagiatów.

W środę posłowie omawiali projekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, zakładający m.in. utworzenie Jednolitego Systemu Antyplagiatowego, który wykorzystywać będą uczelnie do sprawdzania prac dyplomowych. Projekt przygotowali posłowie PiS.

Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami uczelnie od roku akademickiego 2015/2016 mają obowiązek sprawdzania prac dyplomowych systemem antyplagiatowym. Do tej pory szkoły wyższe korzystały z różnego rodzaju systemów.

Omawiany w środę projekt zakłada, że obowiązek sprawdzania prac będzie przesunięty o dwa lata, do początku roku akademickiego 2018/2019. Do tego czasu powstać ma już Jednolity System Antyplagiatowy (JSA), współpracujący z ogólnopolskim repozytorium pisemnych prac dyplomowych.

Obowiązek przekazania pisemnych prac dyplomowych obronionych po 2009 r. do repozytorium miałby być przesunięty z końca 2016 r. do końca do końca 2018 r.

"Obowiązujący na chwilę obecną stan prawny stworzył po stronie uczelni podwójny obowiązek sprawdzania prac w systemie antyplagiatowym przy jednoczesnym obciążeniu ich znacznymi kosztami zakupu i obsługi właściwego oprogramowania" - podkreśliła podczas sejmowej debaty sprawozdawca komisji Joanna Borowiak (PiS).

Według niej uzasadnione jest opracowanie Jednolitego Systemu Antyplagiatowego udostępnianego nieodpłatnie wszystkim uczelniom w kraju. "To zapewni kompleksową obsługę antyplagiatową całego sytemu szkolnictwa wyższego, a także pozwoli na zachowanie zasady równości dostępu także dla mniejszych uczelni" - dodała posłanka.

Krystyna Szumilas (PO) przytoczyła jednak opinię Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, która zwracała uwagę na zapis nowelizacji "ograniczający krąg podmiotów, którym minister może zlecić stworzenie i utrzymanie takiego systemu".

"W projekcie ograniczacie państwo ten krąg podmiotów do instytutów badawczych. Właściwie ta definicja test tak precyzyjna, że można się domyślać, o który instytut badawczy chodzi. Środowisko akademickie proponuje, aby jednak rozszerzyć krąg podmiotów" - mówiła Szumilas. Zapowiedziała, że PO złoży w tej sprawie poprawkę. Złożenie podobnej poprawki zapowiedziała też Katarzyna Lubnauer z klubu Nowoczesna.

Według projektu opracowanie systemu i administrowanie nim minister do spraw szkolnictwa wyższego może zlecić "instytutowi badawczemu, nadzorowanemu przez ministra właściwego do spraw nauki, którego przedmiot działania jest ściśle związany ze świadczeniem usług w zakresie systemów informacyjnych”.

"Ogólnopolski bezpłatny system ma powstać w Ośrodku Przetwarzania Informacji. Tworząc swój system Ośrodek ma bazować na algorytmie wybranym w drodze konkursu. Już teraz pojawiają się głosy, że taki sposób konstruowania systemu może nie być najlepszy" - zaznaczyła Małgorzata Pępek (PO). "Czemu nie zostanie ogłoszony przetarg na usługi dotyczące działań antyplagiatowych?" - pytała posłanka.

"Rzeczywiście myśleliśmy by zrobić szeroko otwarty przetarg. Tylko że z tym wiążą się ryzyka" - przyznał wiceminister nauki Piotr Dardziński. Podkreślił, że przetargi informatyczne długo trwają i najczęściej kończą się porażką. "Chcielibyśmy ten paradygmat zlikwidować" - zadeklarował.

"Jeśli w zasobach państwowych istnieje instytut, który dysponuje kompetencjami by taki system zbudować, to nie mamy powodu do tego, by poszukiwać innego wykonawcy. Mało tego, ten instytut już dysponuje częścią systemu antyplagiatowego, bo on jest gospodarzem ogólnopolskiego repozytorium" - uzasadnił Dardziński. Prosił posłów o odrzucenie poprawek zapowiedzianych przez część posłów opozycji.

Posłowie pytali też o koszt wprowadzenia systemu, który szacowany jest na 14 mln zł.

"Koszt, który proponuje ministerstwo nauki jest radykalnie niższy od kosztów, które są konieczne do ponoszenia w aktualnym systemie funkcjonowania programów antyplagiatowych" - zauważył Dardziński. "Szacunkowo możemy powiedzieć, że rocznie koszt obsługi systemu wynosi ok. 12-15 mln zł. My jednorazowo wydajemy 14 mln zł, ale za to będziemy mieli system, którego utrzymanie będzie kosztowało około 2 mln. Po roku zwróci nam się cały ten system, a w kolejnych latach tylko zyskamy" - argumentował wiceminister. (PAP)