ABW działała ponadstandardowo m.in. w sprawie marszu "Obudź się Polsko" i innych legalnych manifestacji ówczesnej opozycji i obrońców życia - powiedział w Sejmie minister -koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński.

Niepodjęcie działań przez ABW po katastrofie smoleńskiej, inwigilacja 52 dziennikarzy, ponadstandardowe działania wobec uczestników legalnych demonstracji - na takie nieprawidłowości w działaniach służb specjalnych za rządów PO-PSL wskazał minister - koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński.

Kamiński, przedstawiając w środę w Sejmie informację z audytu w tych służbach za lata 2007-15, pytał opozycję, co powiedziałaby, gdyby obecnie robiły one to samo. Zapewnił, że dziś nikt nie będzie inwigilowany z powodu poglądów politycznych, czy treści napisanego artykułu, ponieważ jest wolność słowa i demokracja.

Zaznaczył, że skierowano zawiadomienia do prokuratury w sprawach ujawnionych zaniechań i nadużyć oraz defraudacji środków z funduszu operacyjnego oraz nieuzasadnionego i nielegalnego wykonywania czynności operacyjnych.

Kamiński mówił, że po katastrofie smoleńskiej ABW nie podjęła żadnych działań operacyjnych, których celem byłoby ustalenie jej okoliczności i przyczyn; aktywność ograniczała się do wykonywania prostych czynności procesowych. Podał, że po 10 miesiącach ABW przekazała prokuraturze zdjęcia satelitarne z miejsca katastrofy, otrzymane dwa dni po niej od amerykańskich służb. ABW nie przekazała też swoich informacji o remoncie samolotu kilka miesięcy przed katastrofą - wymieniał minister.

Jak mówił, Agencja Wywiadu bez weryfikacji przekazało rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa dane Rosjanina, który miesiąc po katastrofie zgłosił się naszej ambasady w Moskwie i deklarował przekazanie służbom informacji o możliwości przeprowadzenia zamachu w Smoleńsku. Podał, ze decyzję taką podjęli ówcześni zastępcy szefa AW Marek Stępień i Piotr Juszczak.

Służby koncentrowały działania na internautach niezadowolonych z wyjaśniania sprawy Smoleńska przez ówczesny rząd - mówił koordynator. Motywowano je rzekomym zagrożeniem terrorystycznym dla prezydenta Bronisława Komorowskiego, ale ABW nie posiadała żadnej informacji, że zamach taki ktokolwiek przygotowuje - stwierdził Kamiński. Dodał, że w tej sprawie inwigilowano m.in. środowisko obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, blogerów "Salonu 24" i członków "Strzelca", a czynności osobiście zlecał i nadzorował ówczesny szef ABW Krzysztof Bondaryk.

Na polecenie Bondaryka funkcjonariusze ABW przygotowali specjalną prezentację multimedialną sporządzoną na podstawie materiałów filmowych, której celem było ukazanie zagrożenia płynącego ze środowiska obrońców krzyża - mówił Kamiński. "Według oświadczeń funkcjonariuszy ABW Krzysztof Bondaryk, przeglądając materiały filmowe, osobiście wskazywał do identyfikacji osoby określane przez niego mianem prowokatorów" - powiedział.

Prezentacja - jak dodał Kamiński - według słów b. szefa ABW miała być przygotowywana dla najważniejszych osób w państwie, ale nie została odnaleziona. ABW w środowisku obrońców krzyża posiadało tajnego współpracownika, który przekazywał informacje na temat przebiegu spotkań i tożsamości uczestników tego ruchu. Zbierano też informacje o kontaktach ks. Stanisława Małkowskiego z tym środowiskiem - mówił.

Minister - koordynator podał, że służby specjalne ściągały billingi połączeń telefonicznych dziennikarzy, miejsca logowania, analizowały połączenia i liczbę tych kontaktów. Zbierano też informacje o miejscach pobytu dziennikarzy, ich adresach i sytuacji rodzinnej, prowadzono bezpośrednią obserwację spotkań i fotografowano je.

Wobec siedmiu dziennikarzy sprawdzano wszystkie numery telefonów, jakimi się faktycznie posługiwali, a wobec dwóch prowadzono podsłuch telefoniczny - przy sprawie operacyjnej dotyczącej pracy Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Podał, że największa akcja wobec dziennikarzy dotyczyła publikacji o tzw. aferze hazardowej. W latach 2009-10 działaniami objęto 30 dziennikarzy, głównie z dziennika "Rzeczpospolita", a jej celem było nie tylko ujawnienie źródeł informacji, ale też rozpoznanie środowiska dziennikarzy śledczych - mówił Kamiński. W tej sprawie pobrano billingi i dane logowań telefonów z roku przed wybuchem tzw. afery hazardowej. Planowano też prowokację polegającą na kontrolowanym przekazaniu dziennikarzom niejawnych informacji.

ABW działała też ponadstandardowo m.in. w sprawie marszu "Obudź się Polsko" i innych legalnych manifestacji ówczesnej opozycji i obrońców życia. W zainteresowaniu ABW były też uroczystości patriotyczne, np. Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych, czy poświęcone żołnierzom Narodowych Sił Zbrojnych. W archiwach ABW znaleziono listy z nazwiskami, adresami i numerami PESEL uczestników legalnych demonstracji - osób niepodejrzewanych o złamanie prawa. Odnalezione też meldunki tajnych współpracowników ABW, o treści rozmów prowadzonych w autokarach przewożących uczestników manifestacji.

Kamiński mówił też o inwigilacji członków byłego kierownictwa CBA i że mimo zapewnień o ściganiu korupcji Biuro zajmowało się marginalnymi sprawami, na niskim szczeblu osób publicznych. Dopiero przed wyborami w 2015 r. nasilono działania dotyczące polityków wyższej rangi - powiedział. Szef CBA nie wystąpił o stosowanie kontroli operacyjnej w sprawie, w której wysoki urzędnik resortu skarbu nieformalnie spotykał się z biznesmenem zainteresowanym zakupem spółki, którą potem nabył - wyliczał.

Niszczono też materiały z kontroli operacyjnej, mimo że funkcjonariusze Biura zapewniali, iż są tam przydatne materiały i wykonywano pozorne czynności w sprawie o korupcję wysokich urzędników państwa - przez pół roku weryfikowano sprawę, którą następnie zakończono z obawy o dekonspirację.

B. wiceszef CBA Maciej Klepacz wstrzymał około 20 raportów specjalnych dla rządu, m.in. w sprawie prywatyzacji PKP Energetyka, nieskuteczności nadzoru nad zakupem leków i o grupie Bumar - powiedział w Sejmie Kamiński. Klepacz miał też zmieniać ich treść, m.in. co do nielegalnych działań lobbingowych ludzi z rządu na rzecz Kulczyk Investments - ze zmiany wynikało, że to nie ministrowie lobbowali, a byli przedmiotem lobbingu - opisywał.

Kamiński poinformował też, że byłe szefostwo CBA tolerowało nadużywanie alkoholu przez funkcjonariuszy tej służby, w siedzibach Biura.

Kamiński podkreślił, że w sprawie tzw. afery taśmowej ABW nie dokonała żadnej analizy treści upublicznionych rozmów - ani w kontekście możliwości popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych, ani nawet możliwości ujawniania przez nich informacji niejawnych. Działania operacyjne, rewizje i działania śledcze nastawione były jednak wyłącznie na ściganie sprawców nagrań - zaznaczył.

Afera taśmowa była jednym z wielu pretekstów do inwigilowania byłego kierownictwa CBA, co było prowadzone niemal nieprzerwanie w latach 2009-15 przez CBA i ABW - powiedział. Stosowano podsłuch telefoniczny, billingowanie, lokalizację i analizowano siatkę połączeń, prowadzono obserwację spotkań dla ustalenia kontaktów, dokumentowano je na zdjęciach i nagrywano treść rozmów. Powiedział, że uzyskiwano też dane biograficzne o przeszłości zawodowej, przynależności do partii politycznej i sytuacji rodzinnej. Billingowano też telefony osób im najbliższych - żon, rodzeństwa i dorosłych dzieci, m.in. ABW podsłuchiwało telefon należący do żony b. wiceszefa CBA - wyliczał.

Dyrektor departamentu w CBA przekazywał funkcjonariuszom zajmującym się sprawą sugestie, że za nielegalnymi nagraniami stoją osoby związane z byłym kierownictwem CBA - powiedział. "Informacje te zostały przez funkcjonariuszy zweryfikowane i uznane za niewiarygodne. Jednocześnie uniemożliwiono jednemu z funkcjonariuszy ABW zweryfikowanie informacji, które prowadziły do wniosku, że za organizację nielegalnych nagrań i ich upublicznieniem odpowiadają osoby związane z jednym z polityków PO, walczącym o dobudowanie swojej pozycji politycznej" - powiedział Kamiński.