Projekt ustawy antyterrorystycznej segreguje mieszkańców Polski na obywateli RP oraz "nieobywateli", których gwarancje prawnej ochrony będą mniejsze, a ABW będzie mogła "zasysać" ogromną liczbę danych osobowych on-line i bez żadnej kontroli - uważa Fundacja Panoptykon.

Fundacja Panoptykon zorganizuje akcję zbierania podpisów w celu zablokowania najbardziej kontrowersyjnych zapisów projektu; liczy też na jego zmiany w toku prac parlamentarnych - powiedział PAP prawnik z Fundacji Wojciech Klicki.

Według niego projekt rażąco ogranicza prawa cudzoziemców. "Segreguje ludzi mieszkających w Polsce na obywateli polskich i +nieobywateli+, którym nie przysługują pewne prawa, przysługujące każdemu z nas" - powiedział Klicki. Dodał, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego będzie mogła zakładać im podsłuchy i prowadzić wobec nich kontrolę operacyjną (przez trzy miesiące) bez konieczności uzyskania zgody sądu (co jest wymogiem wobec obywateli RP). Zdaniem Klickiego jest to traktowaniem tych osób jako "ludzi drugiej kategorii".

Klicki podkreślił, że dotyczyłoby to nie tylko np. imigrantów czy uchodźców, ale także i obywateli państw UE, którzy mieszkają na stałe w Polsce - stopień ochrony prywatności ich wszystkich będzie mniejszy. "Skoro są oni częścią naszego społeczeństwa i wymieniamy z nimi np. mejle czy rozmawiamy przez telefon, to te informacje też będą dostępne dla służb bez zgody sądu" - oświadczył Klicki.

Zdaniem Fundacji ABW, policja i Straż Graniczna będą mogły de facto swobodnie pobierać odciski od każdej osoby, która nie jest obywatelem RP - podczas gdy obywatel polski musi mieć status podejrzanego, aby można było je pobrać.

Jednak "pewne zagrożenia dotyczą nas wszystkich" - zaznaczył Klicki. Wymienił uniemożliwienie anonimowego zakupu i korzystania z kart pre-paid do telefonów komórkowych oraz uzyskanie przez służby prostszego dostępu do wszelkich rejestrów państwowych. "Może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że ma się to odbywać za pośrednictwem sieci teleinformatycznych, co pozwoli ABW na +zasysanie+ ogromnej liczby danych osobowych" - powiedział Klicki. Przypomniał zarazem, że przetwarzanie danych osobowych przez ABW wciąż nie podlega jakiejkolwiek kontroli, zwłaszcza GIODO.

Według eksperta ustawa może stwarzać niebezpieczeństwo stosowania jej w sytuacjach nieodnoszących się do faktycznego terroryzmu. Wyjaśnił, że przestępstwo terrorystyczne może polegać np. na "zmuszeniu organów władzy publicznej do określonych zachowań" - co rodzi pytanie, czy nie jest to zbyt szeroka definicja. "To nie dotyczy wyłącznie - jak można byłoby sobie wyobrażać - osoby, która obwiązuje się pasem z materiałami wybuchowymi aby się wysadzić, ale także lżejszych przestępstw, popełnianych w celu zmuszenia władz do podjęcia jakichś działań" - powiedział.

Klicki przypomniał, że gdy kilka lat temu protestowano w Polsce przeciwko ACTA, atakowano wtedy także rządowe strony w internecie. Zdaniem Klickiego mogłoby to być teraz uznane za przestępstwo terrorystyczne, a sprawcy mieliby mniejsze gwarancje ochrony prawnej; można by ich np. aresztować w prostszy sposób na 14 dni (w projekcie znalazł się m.in. zapis, że zatrzymani - w przypadku podejrzenia usiłowania popełnienia lub przygotowania przestępstwa o charakterze terrorystycznym - mogą zostać aresztowani na okres do 14 dni). Dodał, że takie zdarzenie mogłoby również być przesłanką podwyższenia stopnia zagrożenia terrorystycznego i w dalszej kolejności np. ograniczenia prawa do zgromadzeń.

Ponadto Fundacja stawia zarzut braku transparentności procedowania nad projektem. Według Klickiego jest to jeden z licznych przykładów niewłaściwego sposobu tworzenia prawa, bo rząd nawet w tak ważnych sprawach dla obywateli nie prowadzi konsultacji społecznych. "To duży regres wobec tego, co było wcześniej" - dodał, podkreślając iż problemem było nawet to, by rząd opublikował projekt.