Premier jest złym orężem do przekonywania nieprzekonanych, że warto zostać w Unii.
Brytyjski premier David Cameron jest bliski opanowania ponadtygodniowego kryzysu związanego z ujawnionymi w ramach Panama Papers informacjami, że posiadał udziały w funduszu inwestycyjnym zarejestrowanym w raju podatkowym. Spadek popularności szefa rządu może jednak stanowić zagrożenie dla zwycięstwa w czerwcowym referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.
Kłopoty Camerona rozpoczęły się w ubiegłym tygodniu, kiedy „The Guardian” ujawnił, że premier posiadał udziały w założonej przez swojego ojca firmie inwestycyjnej zarejestrowanej w Panamie. Według gazety pozwoliło to jemu i jego rodzinie uniknąć wysokich podatków, które musieliby zapłacić, gdyby zainwestowali przez analogiczną spółkę na terenie Wielkiej Brytanii. Eksperci nie mają wątpliwości, że nie było to nielegalne, ale było niezręczne, biorąc pod uwagę działania rządu przeciwko optymalizacji podatkowej.
W trakcie czterech kolejnych dni Downing Street, brytyjska kancelaria premiera, zmuszona była do wydania aż pięciu różnych oświadczeń wyjaśniających sytuację podatkową polityka. Początkowa próba uniknięcia wyjaśnień poprzez zasłonięcie się prywatnością rodziny, a następnie pokrętne, świadomie napisane wyłącznie w czasie teraźniejszym tłumaczenia doprowadziły do największego kryzysu politycznego od czasu objęcia przez Camerona stanowiska premiera w 2010 r. W miniony weekend na ulicach Londynu protestowało kilka tysięcy ludzi, domagając się jego ustąpienia z urzędu.
Pierwsza w historii Wielkiej Brytanii publikacja zeznań podatkowych urzędującego premiera oraz mocne wystąpienie podczas poniedziałkowej debaty na temat Panama Papers w Izbie Gmin pozwoliły Cameronowi częściowo odzyskać kontrolę nad sytuacją wewnątrz rządzącej Partii Konserwatywnej. Sondaże wskazują jednak, że jego poparcie znacząco spada. W miniony weekend ankietowani przez YouGov Brytyjczycy ocenili go gorzej niż lidera opozycyjnej Partii Pracy, socjalistę Jeremy’ego Corbyna. Bukmacherzy, którzy jeszcze w maju ubiegłego roku płacili tym, którzy gotowi byli obstawić jego przedterminową rezygnację aż 16 funtów za postawionego funta, dzisiaj obniżyli kurs do zaledwie 2:1.
Osłabienie politycznej pozycji Camerona może mieć wpływ na czerwcowe referendum w sprawie członkostwa w UE. Według badań to właśnie Cameronowi najbardziej ufali niezdecydowani wyborcy, którzy prawdopodobnie zdecydują o wyniku głosowania. Podczas gdy sondażowa przewaga zwolenników pozostania we Wspólnocie jest wciąż minimalna i wynosi ledwie kilka punktów procentowych, premier miał być jednym z najsilniejszych atutów rządu w decydujących tygodniach kampanii.
Ostatnie miesiące to jednak pasmo kłopotów. Po zakończeniu renegocjacji z UE aż pięciu członków gabinetu – wśród nich wieloletni przyjaciel premiera Michael Gove – wystąpiło przeciwko pozycji rządu, otwarcie opowiadając się za wyjściem z Unii. Wbrew oczekiwaniom opinii publicznej na podobny krok zdecydował się wymieniany jako jeden z potencjalnych następców Camerona mer Londynu Boris Johnson. Niewiele później rządem wstrząsnął spór o budżet państwa, w wyniku którego z gabinetu odszedł minister ds. socjalnych Iain Duncan Smith, a indyjska firma Tata – zarzucając Wielkiej Brytanii brak wsparcia i niekorzystne środowisko prawne – ogłosiła plany sprzedaży lub zamknięcia hut stali, stawiając pod znakiem zapytania przyszłość tysięcy miejsc pracy.
Jednocześnie w ramach samej Partii Konserwatywnej trwa polityczny spór tzw. backbencherów – posłów z dalszych ław poselskich – z partyjnymi liderami o niewystarczające reformy UE. Według badań zdecydowana większość członków ugrupowania ma popierać wyjście z UE, będąc coraz bardziej niezadowolonymi z działań rządu w tym zakresie. Pomimo pierwszej od ponad 30 lat większości w Izbie Gmin torysi są wyjątkowo podzieleni, a brytyjska prasa pisze nawet o wojnie domowej.
Próbą zmiany narracji miało być dla Camerona rozesłanie kilkunastostronicowej broszury wyjaśniającej stanowisko rządu i namawiającej do wzięcia udziału w referendum 23 czerwca. Wyprodukowana kosztem blisko 10 mln funtów publikacja wywołała jednak ponadpartyjną furię. – Wzywam, aby premier ponownie przemyślał decyzję o zmarnotrawieniu takiej kwoty. To, co zostało zapowiedziane, jest niemoralne i niedemokratyczne – grzmiał poseł Partii Konserwatywnej Peter Bone, zwolennik Brexitu.
Przeciwko Cameronowi działa także to, że większość gazet skłania się do poparcia wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, argumentując, że pozwoli to na odzyskanie kontroli nad imigracją i procesem legislacyjnym. W tej sytuacji wynik brytyjskiego referendum zależy w dużej mierze od tego, jak będzie się prezentował sam Cameron. W najbliższych tygodniach ma on wziąć udział w tournée po całym kraju, spotykając się z wyborcami i przekonując ich do oddania głosu za pozostaniem w UE. Premier ma również wziąć udział w kilku telewizyjnych debatach, w tym tej najważniejszej, w mieszczącej 13 tys. osób hali Wembley w Londynie, tuż obok legendarnego stadionu. Dalsze kontrowersje mogą mu znacząco utrudnić, jeśli nie uniemożliwić, uzyskanie głosu na „tak”, który miał stanowić jego dziedzictwo w brytyjskiej polityce.©?
Tajne deklaracje brytyjskich polityków
Inaczej niż w Polsce i wielu krajach Unii Europejskiej brytyjscy politycy, w tym premier, ministrowie i deputowani Izby Gmin, nie mają obowiązku upubliczniania swoich oświadczeń majątkowych. Weekendowa publikacja zeznań podatkowych Davida Camerona była pierwszą w historii Wielkiej Brytanii. Według opublikowanych dokumentów Cameron zarobił w ubiegłym roku podatkowym około 200 tys. funtów, z czego ponad jedną trzecią zwrócił w podatkach. Lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn zarobił ponad dwa razy mniej.
– Myślę, że istnieje ważny powód, dla którego premier i lider opozycji, a także minister finansów i jego odpowiednik w gabinecie cieni, powinni publikować swoje zeznania. To ludzie, którzy są lub chcieliby być odpowiedzialni za narodowe finanse – podkreślił Cameron podczas poniedziałkowej debaty w Izbie Gmin. Jak podkreślił, nie jest jednak zwolennikiem zmuszania wszystkich posłów do opublikowania ich zeznań podatkowych. – Obywatele domagaliby się podobnego podejścia wobec tych, którzy zadają nam pytania, odgrywają ważne role w samorządach i firmach państwowych, a nawet tych, którzy redagują programy telewizyjne i gazety. To byłaby bardzo duża zmiana dla naszego państwa i zdecydowanie nie powinna się ona odbyć bez wcześniejszej długiej i przemyślanej debaty – tłumaczył.
W ramach polityki antykorupcyjnej posłowie mają obowiązek zgłaszania uzyskiwanych korzyści (powyżej 100 funtów) z krótkoterminowego zatrudnienia, np. napisania książki lub wystąpienia na konferencji, a także potencjalnych konfliktów interesów. Obowiązkiem raportowania nie są jednak objęte ich pensje, udziały w spółkach, wypłacone dywidendy ani majątek rodzinny. Pośród polityków, którzy postanowili ujawnić swoje zarobki, najwięcej zarobił mer Londynu Boris Johnson. Uzyskał on ponad 600 tys. funtów, z czego 260 tys. z pracy dla największego konserwatywnego dziennika „Daily Telegraph”, którego jest publicystą.